Rozdział 28
-Niech wszystkie koty na tyle samodzielne, aby polować zbiorą się pod Wysokim Głazem na zebranie klanu! - Szyszkowe Futro została obudzona przez pozbawiony entuzjazmu okrzyk Różanej Gwiazdy.
Kocica wyszła z legowiska i usiadła razem z resztą kotów w okolicy Wysokiego Głazu. Spojrzała w siedzącą przed żłobkiem Wężową Łuskę. Od śmierci Borsuczej Pręgi minęło pół księżyca. Przez ten czas nie było żadnych problemów z klanem wiatru, jednak to nie zakończyło kłopotów. Klan był wściekły, że Różana Gwiazda nawet słowem nie wspomniała o śmierci wojownika na zgromadzeniu udając, że nic się nigdy nie stało. Do tego Toksyczny Liść dołączyła do Klanu Gwiazdy zaledwie kilka dni po czuwaniu nad łaciatym wojownikiem. W walce z klanem wiatru otrzymała poważne obrażenia, a przez głód nie mogła się z nich porządnie wyleczyć.
Szylkreta zauważyła wyglądającą z legowiska medyków Zapiaszczoną Skórę, kilka dni temu kocica zasłabła z głodu, dlatego teraz miała zakaz wychodzenia w obozu do czasu, aż nie przybierze trochę na wadze.
-Wieczorku, Poranku, podejdźcie tu. - Różana Gwiazda wezwała dwójkę kociąt. Dzisiaj nadszedł dzień mianowania ich na uczniów. - Jesteście z nami już od sześciu księżyców, dlatego też już dzisiaj rozpoczniecie swój trening. Wieczorku, od dzisiaj do dnia aż otrzymasz imię wojownika będziesz znany jako Wieczorna Łapa. - Kocurek wyprostował się dumny z nowego imienia. - Sójcze Skrzydło! To czas, abyś w końcu otrzymał swojego drugiego ucznia. Jesteś wojownikiem odważnym i mężnym, zostaniesz mentorem Wieczornej Łapy.
-A ja kogo dostanę na mentora!? - Jeszcze niemianowany na ucznia Poranek pisnął głośno.
Lodowa Róża prędko uciszyła swojego syna krótkim sykiem. Różana Gwiazda nie zważywszy na to kontynuowała ceremonię.
-Poranku, od dzisiaj aż do dnia gdy otrzymasz imię wojownika będziesz znany jako Poranna Łapa. - Skinęła lekko głową w jego stronę. - Lisia Kito! Jesteś gotowy na swojego pierwszego ucznia. Jesteś wojownikiem lojalnym i mężnym, przekaż swoje najlepsze cechy Porannej Łapie.
Nowi uczniowie syknęli się z mentorami nosami, a klan zaczął wiwatować ich imiona.
Kiedy zebranie klanu się skończyło Szyszkowe Futro stanęła razem z Zacienionym Okiem przy wyjściu z obozu i zawołała do siebie uczniów. Obiecała im, że pójdą razem na patrol łowiecki, a jako że powinni zostać już dawno mianowani wojownikami to uczniowie mieli mieć okazję go poprowadzić, chociaż rzecz jasna nieoficjalnie.
Figlarna Łapa i Jerzykowa Łapa od razu do nich podbiegli. Kawałek za nimi wlókł się Tajemnicza Łapa, rozmawiając z Mknącą Łapą. Po śmierci mentora brązowej uczennicy niewidoma wojowniczka podjęła się opieki nad nią, bo zdecydowanie nie można było nazwać tego treningiem. W końcu jak uczyć nowych rzeczy ucznia, który wszystko już umie.
-To idziemy? - Zapytała słonecznoruda kotka, kiedy jej brat i przyjaciółka już ich dogonili.
-Jasne, prowadźcie. - Szyszkowe Futro lekko pchnęła przybraną córkę ogonem.
-A gdzie mamy prowadzić? - Dopytywał Jerzykowa Łapa.
-To wy prowadzicie patrol. - Mruknęła niewidoma, zanim szylkreta zdążyła odpowiedzieć. - Jak myślicie, w jakim miejscu złapiemy sporo zwierzyny?
-Jest zimno, więc zwierzyna się chowa w norkach, ale możemy zastawić pułapkę z orzechów czy jagód. - Podsunęła Mknąca Łapa pewnym siebie głosem. - Najlepiej w okolicach Słonecznych Skał, ale nie za blisko. Tak na długość półtorej drzewa od kamieni.
-Dobry pomysł. - Zacienione Oko skinęła głową w stronę swojej uczennicy na znak aprobaty.
-Więc ruszajmy!
-(*)-(*)-(*)-
Wieczorem, kiedy już wrócili z polowania szylkreta miała czas dla siebie jeszcze zanim poszła spać. Nie chciała kłaść się w dusznym legowisku, ale leżenie na zimnym śniegu niezbyt jej się podobało, dlatego też ogonem odgarnęła z ziemi topniejący z powodu lekkiego ocieplenia śnieg i położyła się na mokrej trawie, która tam rosła. Zawinęła łapy pod brzuch i zaczęła rozglądać się po polanie obozu. Widziała uczniów niosących zwierzynę starszyźnie, medyką oraz siedzącej przed żłobkiem Wężowej Łusce, która co jakiś czas zerkała na wypoczywającą zastępczynię.
Pstrokata wojowniczka w milczeniu i z odległości przyglądała się, jak karmicielka przysiada do myszy. Ona sama również była głodna jak wilk, jednak na stercie zwierzyny zostały już tylko nędzne resztki, które wolała zostawić dla innych. Nienawidziła patrzeć na swoich pobratymców w tak okropnym stanie. Spod skóry każdego z nich prześwitywał zarys kości ich futra były matowe i pozbawione połysku, a to wszystko przez księżyce głodu.
Kiedy znowu rzuciła spojrzenie w stronę Wężowej Łuski zauważyła, że karmicielka podnosi tylko lekko nadgryzioną mysz i rusza niepewnym krokiem w stronę szylkrety. Kiedy w końcu znalazła się przy niej przysiadła i odłożyła mysz na ziemię.
-Chcesz podzielić się zwierzyną? - Spytała błękitna kocica. Jej głos był niepewny i nieśmiały, zupełnie do niej nie pasujący.
-Nie, dzięki. - Szyszkowe Futro spojrzała na nią. Była zdziwiona zachowaniem karmicielki. - Powinnaś się porządnie najeść, w końcu masz w brzuchu młode, które też muszą mieć co jeść.
Wężowa Łuska skinęła głową, jednak nie zaczęła jeść myszy.
-Chciałam z tobą porozmawiać. - Mruknęła. - Wiesz, w sumie to od dawna chciałam, ale trochę się bałam. Wiesz, przykro mi za to, jak zachowywałam się, kiedy byłyśmy uczennicami. Byłam głupia i wściekła, a nie powinnam. Przepraszam.
-Nic nie szkodzi. Wybaczam ci. - Zastępczyni Różanej Gwiazdy spojrzała na karmicielkę spokojnie.
-Dziękuję. - Oczy Wężowej Łuski błysnęły delikatnie przez czas uderzenia serca. - Może przyjaciółkami nie będziemy, ale wiedz, że mam do ciebie szacunek.
-Ja do ciebie też. - Kocica przyglądała się karmicielce. Wydawała się być poważnie zmartwiona, jednak raczej nie chodziło tylko o ich relację. - Coś jest nie tak?
Błękitno-szara wojowniczka przez chwilę spoglądała w milczeniu to na swoje łapy, to na zastępczynię, a co jakiś czas również na zachmurzone niebo.
-Martwię się o moje małe. - Wyznała. - Słyszałam opowieści, jak ciężka była ciąża mojej matki, a do tego Czarny Nos się martwi. Powiedziała, że mój brzuch powinien być większy niż jest teraz i chociaż tego nie sugerowała martwię się, że kocięta mogą być już martwe. Problem w tym, że one muszą żyć. Muszą. Te maluchy to wszystko, co zostało mi po Borsuczej Prędze, są jak dar od Klanu Gwiazdy.
-Rozumiem twoje zmartwienia. - Szyszkowe Futro na chwilę spojrzała prosto w oczy pobratymczyni. Nie było w nich dawnej zadziorności, tylko żal. - Ale Czarny Nos nie mówiła, że tak jest. To, że jest możliwość, że coś jest nie tak z małymi nie znaczy, że naprawdę tak jest. Wiesz, to rzadko się zdarza, ale jest też opcja, że urodzi się tylko jeden kociak. W takiej sytuacji to, że twój brzuch jest trochę mniejszy jest normalne.
-Dziękuję. Chyba trochę mniej się martwię. Trochę.
-Mogę dać ci jeszcze jedną radę. - Powiedziała zastępczyni cicho. - Jeśli chcesz naprawić swoje błędy nie przepraszaj mnie, tylko Zacienione Oko.
-Chciałam i w końcu to zrobię. Jak tylko się odważę. - Karmicielka skinęła głową i w końcu odeszła z powrotem do żłobka.
Szylkreta odprowadziła ją wzrokiem, po czym sama wstała i ruszyła do swojego legowiska wolnym krokiem. Czuła się zmieszana zachowaniem Wężowej Łuski. W końcu, po tylu sezonach poczuła godną bycia pogromczyniami sympatię do błękitnej kocicy. Jednocześnie jednak jej współczuła. Skoro ona się zmieniła, to jest nadzieja na wszystko. - Rozmyślała leżąc już na swoim posłaniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top