Rozdział 20

Kiedy w końcu wrócili do obozu do przywódczyni klanu pioruna podeszła Brunatna Gwiazda.

-I jak walka? - Spytała, rozglądając się po przybyłych do obozu kotach, jakby chcąc ocenić jak duże są ich rany. - Udało wam się?

-Wygraliśmy. - Odpowiedziała niechętnie Różana Gwiazda. - Ledwo. Tygrysia Gwiazda stracił jedno z żywotów.

-Należało mu się. - Zawołał ktoś z tłumu zgromadzonych przy niedawno walczących kotów z polującego w tym czasie klanu cienia. - Nie powinien być kraść zwierzyny!

Wszyscy zaczęli rozmawiać między sobą, przerwało to jednak wołanie Czarnego Nosa:

-Potrzeba nam więcej zwierzyny! - Ogłosiła, chociaż było to oczywiste. Na stercie leżało niewiele zdobyczy. - Tyle rannych musi mieć w jaki sposób odzyskać siły.

-Klanie cienia, wracamy do polowania! - Po słowach medyczki Brunatna Gwiazda od razu zwołała swój klan i odesłała większość aby polowali, większość z wybranych mimo to nie opuściła obozu. Przywódczyni podeszła do nich, jej oczy zapłonęły stanowczością. - Idźcie.

-Nie ma już więcej zwierzyny. - Wyjaśnił jeden z nich. - Nie możemy polować, jeśli nie ma na co. Jest pora nagich drzew i pełno śniegu, a do tego cała ta okolica pokryta jest zapachem klanu ostrza! Nie ma zwierzyny.

-Więc ją znajdźcie. - Kocica strzepnęła ogonem, co oznaczało natychmiastowy koniec tematu. Cała grupa wyszła niechętnie z obozu, aby ruszyć na polowanie.

W tym czasie Czarny Nos i Ziołowa Skóra zaczęły oglądać i opatrywać rannych, tych z największymi ranami wysyłając do legowiska medyków pod opiekę Gradowego Wzgórza, aby tam odpoczęli. Szyszkowe Futro usiadła na uboczu i zaczęła wylizywać rany swoich kociąt, czekając aż podejdzie do nich któryś z opatrujących rany. Ku jej uldze ani Figlarna Łapa, ani Tajemnicza Łapa, a także ich przyjaciele nie mieli żadnych poważniejszych ran i nie wyglądało to, jakby mogły zagrażać ich życiu.

-Dobrze, że ich pokonaliśmy. - Mruknęła słonecznoruda kotka jak zwykle optymistyczna. - Szkoda trochę, że Sosnowa Igła jest tak mocno ranny. Nigdy go nie lubiłam, ale i tak szkoda.

-Prawda, przez to mamy na jakiś czas mamy jednego wojownika do polowania mniej. - Odparła szylkreta, chociaż tak naprawdę nie przejmowała się ranami białego, pręgowanego wojownika. - Ale sam jest sobie winien, mógł nie atakować tego kociaka kiedy w żłobku była karmicielka i kilku wojowników do obrony.

-Racja. - Przyznał Tajemnicza Łapa siedzący obok. Przyniósł on mysz i położył na ziemię, aby podzielić się z innymi. - Chcecie coś zjeść?

-Ja nie jestem głodna. - Miauknęła szybko Szyszkowe Futro. - Podziel się zdobyczą z Figlarną Łapą.

Oczywiście kłamała. Była głodna jak wilk, jednak chciała mieć pewność, że jej kocięta chociaż trochę się najedzą. Zanim podeszła do nich Ziołowa Skóra uczniowie zdążyli już zjeść.

-Pokażcie te rany. - Powiedziała rozkazująco medyczka. - Ty pierwsza, Figlarna Łapo.

Kotka wyszła krok do przodu, a jasnoszara kocica zaczęła opatrywać jej skaleczenia za pomocą pajęczyn i ziół. Kiedy skończyła podniosła wzrok na Szyszkowe Futro.

-Idź do legowiska. - Poprosiła. - Twoje rany nie są specjalnie duże, ale ta na szyi mnie martwi. Przy okazji Gradowe Wzgórze może dać ci coś na tą łapę, jestem pewna, że ucierpiała w walce.

Zastępczyni skinęła głową i poszła w stronę jaskini. Gdy weszła do środka medyk z klanu cienia od razu pokazał jej legowisko, każąc jej się położyć. Nie zajął się jednak jej ranami, cały czas opatrywał Sosnową Igłę.

-To boli. - Syknął ranny kocur. - Kiedy to się skończy?

-Skończy się jak będzie skończone. - Odparł Gradowe Wzgórze niewzruszenie. - Słyszałem już, jak ci się to stało. Powinni zmienić ci imię na mysi móżdżek! Kto o zdrowych zmysłach atakuje kocięta, kiedy ich matka jest obok? Uwierz, że broniąca kocięcia karmicielka jest silniejsza, niż jakikolwiek wojownik czy przywódca.

-Kłóciłbym się. - Westchnął sceptycznie kocur. Wzdrygnął się kiedy medyk dotknął kolejnej z jego ran.

Szyszkowe Futro w milczeniu oglądała całą sytuację, dając kocurom dalej ze sobą rozmawiać. Wiedziała, że to źle, ale przez całe zło które wyrządził Zacienionemu Oku krzywda Sosnowej Igły dawała jej lekką satysfakcję. Mimo to nadal myślała o słowach Tygrysiej Gwiazdy. Przecież jeśli naprawdę będzie chciał się zemścić to teraz klan pioruna jest osłabiony nie tylko głodem, ale i ranami! Ten raz była niezmiernie szczęśliwa, że mają klan cienia, który może i nie ruszy z nimi do ataku, ale jeśli będą musieli bronić obozu pomogą im, a po tej walce Tygrysia Gwiazda ani nikt z klanu wiatru na pewno tak chętnie nie przekroczy granicy.

-A dlaczegóż to? - Po chwili skupiania w milczeniu odezwał się ciemnoszary kocur.

-Bo mówimy tu o karmicielkach. - Zaczął objaśniać Sosnowa Igła, co jakiś czas warcząc i piszcząc z bólu. - Czyli tylko i wyłącznie kotkach, a wojownicy to także i kocury. Kocury są silniejsze, więc wojownicy walczyliby lepiej niż zdenerwowane karmicielki.

Szyszkowe Futro otworzyła pysk, by mu odpowiedzieć, kiedy do legowiska weszła Toksyczny Liść. Chociaż weszła to przesadne określenie, ledwo trzymała się ona na nogach, od jednej strony podpierała ją Kameleonowy Język, a z drugiej Czarny Nos. Ułożyły ją na jednym z posłań, a miodoworuda medyczka od razu zawołała do pomocy Gradowe Wzgórze.

-Dlaczego jej nie opatrzyłaś? - Zapytał starszy z medyków zmartwiona. - Jej rany są głębokie.

-Zaczęłam ją opatrywać od razu, ale wzięłam za mało ziół. - Wyjaśniła Czarny Nos pośpiesznie. - Ran jest zbyt dużo.

-Ale ona przeżyje? - Kameleonowy Język stała nadal w wejściu, obserwując jak medycy opatrują jej siostrę. - Nic jej nie będzie?

Szyszkowe Futro rzuciła spojrzenie na medyków. Toksyczny Liść jest wspaniałą wojowniczką, a zastępczyni wspomina ją także jako mentorkę jej koleżanki z legowiska - Płowej Łapy. Bardzo przywiązaną do swojej uczennicy, jednak szanująca jej decyzję o odejściu z klanu na rzecz życia samotniczki.

-Spokojnie, nigdzie się nie wybieram. - Toksyczny Liść wydawała się być słaba, właściwie to była ledwo przytomna.

Zastępczyni wolała nic nie mówić. Jej rany nadal nie zostały opatrzone, jednak teraz ktoś inny bardziej potrzebował pomocy. Jedyne co postanowiła zrobić, to zabranie Kameleonowego Języka z legowiska medyków.

-Hej, Kameleonowy Języku. - Stanęła obok niej i odezwała się spokojnym, łagodnym głosem. - Wiem, że się o nią martwisz, ale powinnaś się teraz uspokoić. Wszyscy dzielnie walczyliśmy, a Toksyczny Liść ucierpiała najbardziej, ale wszyscy powinniśmy być teraz spokojni, Klan Gwiazdy na pewno nam jej nie zabierze. Jeszcze nie pora.

-Nie mów do mnie jak do kociaka. -  Prychnęła wojowniczka. - Ale możesz mieć trochę racji, Klan Gwiazdy by nam jej nie zabrał, a ja nie pomogę stojąc tu. Może jakbym dla niej zapolowała?

-Byłoby świetnie! - Odparła pośpiesznie Czarny Nos, nie przestając opatrywać rannej. - Jeśli ma wydobrzeć musi mieć dużo energii.

Kameleonowy Język odwróciła się wyszła z jaskini, nadal była wyraźnie zmartwiona, ale przynajmniej miała motywację, żeby zrobić coś więcej niż stać i się nad sobą użalać.

-Szybko ci z nią poszło. - Mruknęła miodoworuda medyczka. Przestała opatrywać rany Toksycznego Liścia i podeszła do Szyszkowego Futra, ogonem nakazała jej usiąść, po czym zaczęła opatrywanie ran.  - Kiedy Miodowe Serce umarł tobie nie dało się wyjaśnić, że nie musisz się tak tym przejmować.

Kocica zjeżyła lekko futro na karku.

-Możemy o nim nie rozmawiać? - Zapytała tonem, który nie dawał szansy na sprzeciw. - Z resztą czy ty też nie byłaś smutna? W końcu to twój jedyny brat.

Żółte oczy Czarnego Nosa błysnęły krótko, chociaż zastępczyni nie mogła ocenić, czy zobaczyła w nich żal, czy cokolwiek innego. Czekała na jej odpowiedź przez chwilę, czując jak medyczka zaplata o jej futro pajęczyny. W końcu doczekała się jednak odpowiedzi:

-Brat? Oczywiście, że tak. Jedyny? Nie. - Zaczęła badać zranioną dzień wcześniej łapę kocicy. - Z resztą ja byłam w innej sytuacji. Rzecz jasna było mi smutno, że umarł, ale jako medyczka nie raz widziałam go w snach przy Księżycowym Kamieniu, a czasem też i nawet kiedy zasypiałam tutaj. Przekazał mi nawet przepowiednię i wiem, że jak każdy członek Klanu Gwiazdy jest szczęśliwy, chociaż chciałby być tu z tobą.

Szylkreta zarumieniła się lekko, od dawna unikała tematu Miodowego Serca nie chcąc przywoływać nieprzyjemnych wspomnień, miło jednak było usłyszeć, że jest szczęśliwy tam, gdzie jest.

-Dziękuję, że mi to mówisz.

-Nie ma sprawy, a teraz kładź się. - Medyczka strzepnęła ogonem w stronę legowiska. - Z twoją łapą w porządku, ale nadal powinnaś tu zostać, zaraz przyniosę ci trochę maku, a jako, że i tak mnie na razie nie słuchasz będziesz musiała zostać tu tylko przez cztery dni.

-Nie zostanę tutaj nawet dnia. - Sprzeciwiła się pośpiesznie zastępczyni. Kiedy Czarny Nos podsunęła jej mak zjadła go. - Mój klan mnie potrzebuje na patrolach i polowaniu. Figlarna Łapa, Tajemnicza Łapa jak i reszta klanu nie najedzą się leżeniem.

-No dobra, widzę, że i tak mnie nie posłuchasz. - Kocica pokręciła głową, jakby sama do siebie. - Zostań na noc, chociaż o tyle cię proszę. Sosnowa Igła wychodzi za 3 dni, a Toksyczny Liść... - Odwróciła się w stronę już w pełni opatrzonej, śpiącej wojowniczki. - jeśli ona w ogóle wydobrzeje, to pewnie potrwa to długo, ale lepiej się o to nie martwić. Idź spać, potrzebujesz tego.

Zastępczyni położyła się na posłaniu, było ono wygodne, zrobione z większej ilości mchu niż te w legowisku wojowników. Przez moment chciała powiedzieć medyczce o przepowiedni od Lawendy, jednak postanowiła tego nie robić, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Starała się zasnąć, jednak przed natłok myśli długo nie mogła zapaść w sen, w końcu jednak jej się to udało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top