Rozdział 4
Tak jak było wcześniej zaplanowane, spotkałem się z moją nową ekipą. Już nie poszukiwawczą. Gdybym miał nazwać jakoś tą, dostałaby nazwę "Amatorzy". No bo taka przecież prawda.
Wszyscy zebrali się pod moim domem, bo przecież był największy i każdy na pewno by do niego trafił. Na szczęście to była prawda i nikt nie zgubił się po drodze.
Naszym pierszym celem było boisko Raimona. W końcu przecież Jude Sharp pracuje tam jako trener. Tak, tak wiem, że są wakacje, ale no chyba pracy nie rzuci. Jestem pewien, że JP, albo Lucian przychodzą czasem pokopać piłkę i jestem prawie pewny, że trener to zauważył i przychodzi, by dawać im różne cenne rady.
Dlatego właśnie od razu tam się udaliśmy. Rozmawiając po drodze na temat w jaki sposób go zapytamy i jak mogłaby wyglądać jego potencjalna pomoc. Podsumowując naszą kreatywność i inteligencję, nie wymyśliliśmy nic.
Jednak co z tego. Będziemy działać bez wcześniejszych ustaleń. Doszliśmy tam gdzie chcieliśmy i rozejrzeliśmy się uważnie. Boisko było puste, tak jakby nikt nie odwiedzał go przez bardzo długi czas. Może tak było? Nie wiem, ale zaciekawił mnie ten fakt. Przecież wiele osób z Raimona lubi, albo kocha piłkę, a tu taka niespodzianka.
- Czyli jest w domu.
- A on nie pracuje gdzieś jeszcze? - zapytał Gabi.
- Nie sądzę. Był kiedyś trenerem Królewskich, ale to już przeszłość. Przeniósł się do nas, tak jak kiedyś, w młodości. - odparłem.
- Dobra, ale wie ktoś gdzie on mieszka?
Odpowiedź brzmiała: nie. No pewnie, że nie wiedzieliśmy. Kogo niby obchodziło gdzie mieszka trener Sharp. Nie możemy zadzwonić do Marka, bo przecież jest na swoich bajecznych wakacjach. Alex... A raczej Axel też gdzieś pojechał.
- No ludzie. Przecież chyba damy radę odnaleźć dom jakiegoś typa. Riccardo jest ekspertem w zagadkach, nieprawdaż Riccardo? - spojrzał na mnie Wonderbot z uśmiechem.
- Nie jestem. Wszystko robiliśmy razem. No ale ich tu teraz nie ma.
- Ale jesteśmy my. - zauważył Fei. - No dalej panie detektywie, oświeć nas czymś.
Westchnąłem. I co ja mam im niby powiedzieć? W głowie miałem jeden pomysł.
- Zapytamy przechodniów i zapukamy do losowych domów. Świetny pomysł, prawda?
Reszta niechętnie, albo niepewnie pokiwała głowami. Właśnie w taki sposób się rozdzieliliśmy. Wyprzedzając wasze pytania, nie nic nam się nie stało i nikt nas nie porwał. Okazało się, że był to jeden z bardziej spokojnych dni w okolicy.
Pierwsza otworzyła mi starsza pani. Powiedziała, że w życiu nie słyszała o Sharpie, i że lepiej niech poszukam u kogoś innego. Tak też zrobiłem i po dłuższej chwili udało mi się znaleźć osobę, która posiadała informację o miejscu zamieszkania Jude'a.
Zadzwoniłem do Gabiego i powiedziałem mu to. Przekazałem też Feiowi i Wonderbotowi wszystko co wiedziałem, i poszedłem do nich.
- Mamy to. - pokazałem im mapkę w moim telefonie, na której zaznaczony był wielki dom, nawet większy od mojego.
- Świetnie. Ile zajmnie nam droga?
- Dziesięć minut spacerem. - odparłem.
- Więc w drogę! - krzyknął Wonderbot. - Może uda mi się go przekonać, bym został trenerem.
- Może, może.
Zaśmiałem się. Nowa ekipa nie jest taka zła. Może jeszcze nie czuje tego samego co wcześniej, ale są dla mnie mili.
Ruszyliśmy chodnikiem tam gdzie pokazywała mapa. Okolica była ładna i cicha. Nie było tyle bloków co w centrum. Było bardzo dużo małych parków, albo mało dużych, nie wiem.
***
Stanąłem przed wielkimi drzwiami i zapukałem do nich. Nie usłyszałem żadnych dźwięków ze środka, co lekko mnie zaniepokoiło.
- Halo! - krzyknąłem i zapukałem ponownie.
Ku mojemu zaskoczeniu tym razem usłyszałem cichy szmer, ale nikt nie raczył otworzyć.
- Haaloo! - krzyknąłem ponownie.
Znowu usłyszałem jakiś pomruk, a następnie cicho otwierające się drzwi. Moim oczom ukazał się Jude Sharp z rozczochranymi włosami, krawatem powieszonym na głowie i rozpiętą, pomiętą koszulą. Było czuć od niego mocny zapach alkoholu. No świetnie. Wybraliśmy sobie idealmy moment.
- Słucham. - powiedział niewyraźnie.
- Dzień dobry, przyszliśmy w pewnej sprawie. - zaczął Gabi, ale ktoś mu przerwał.
- Jude wracaj do domu! Nie pozwolę by ktoś zobaczył cię w takim stanie. - warknął jakiś mężczyzna i wciągnął trenera do środka.
Wyglądało to co najmniej dziwnie, więc to oczywiste, że musieliśmy wejść za nimi. Tylko po to, by upewnić się, że wszyscy są bezpieczni.
Dostaliśmy się do salonu, który był urządzony w jasnych kolorach, a jednak było w nim ciemno. To napewno wina zasuniętych zasłon, które uniemożliwiały słońcu dostęp do pomieszczenia.
Drugi mężczyzna odkładał Jude'a na kanapę i sprzątał butelki ze stolika kawowego. Ktoś tu miał ciekawy wieczór i tym kimś był zdecydowanie "odpowiedzialny" Sharp.
- Przepraszam, możemy porozmawiać z trenerem? - zapytałem niepewnie.
- On jest teraz... Niedysponowany. - odparł facet, odsuwając zasłony.
Dopiero wtedy zobaczyliśmy kim on był. Był to... Caleb Stonewall, który ponoć nienawidził osoby, której teraz pomagał.
- A pan przypadkiem go nie lubił? Ponoć on zaraża głupotą.
- No może kiedyś. Teraz ja zaraziłem go moją zajebistością. - stwierdził i zdjął krawat z głowy - chyba - przyjaciela.
- A pan-
- Błagam, nie pan. Mówcie mi Caleb, albo jak tam chcecie, tylko nie "pan".
Słysząc to, od razu przypomniał mi się Harley, który miał identyczną prośbę. Oni chyba jeszcze nie pogodzili się z tym, że są dorośli.
- Dobrze, a więc wiesz może coś o J. C.?
- Kim? - zapytał, jakby pierszy raz słyszał o kimś takim.
- Szkoda... Bo mamy do rozwiązania pewną sprawę i sądziliśmy, że pan Sharp będzie coś o tym wiedzieć. Jednak jak widzimy on nie udzieli nam żadnej kluczowej odpowiedzi.
- Rozumiem. Choć sam nie wierzę, że to mówię, ale postaram się wam pomóc. A więc, opowiadajcie. - usadowił się wygodnie na fotelu i spojrzał na nas pytająco.
Zaczął opowiadać Gabi, z własnej perspektywy, a ja dodawałem to, co widziałem podczas mojej podróży. Caleb słuchał z zamyśleniem, a Fei i Wonderbot co jakiś czas kiwali głowami, pokazując, że pamiętają - z naszych opowieści - to co teraz mówimy. Ucieszyło mnie to, bo znaczyło, że słuchają to co im opowiadaliśmy.
- Dobrze. Po piersze przykro mi z powodu waszej straty. - powiedział to całkowicie szczerze. Prawie nikt nie zauważył go na pogrzebie, bo stał gdzieś z boku. Jednak ja widziałem go dokładnie, stojącego z kamienną twarzą, patrzącego wszędzie, tylko nie na groby. - Po drugie, nie mam pojęcia kto to, J. C. a te inicjały, kompletnie nic mi nie mówią. Jednak wiem, kto dopuścił się podobnych zbrodni.
- Kto?
- Rey Dark.
Gdy to imię zostało wypowiedziane, w pokoju nastała nienaturalna cisza. Było niezręcznie i dziwnie mrocznie. Dobrze wiedzieliśmy kim był ten człowiek, w końcu był chwilowo naszym trenerem. Jeszcze przed tym jak nas zdradził. Odruchowo zacisnąłem pięści.
- Naprawdę myślisz, że to może być on? Przecież przez dłuższy czas nie sprawiał większych kłopotów. - zacząłem.
- Riccardo. To jest Dark. - Caleb patrzył na mnie poważnie. - On jest zdolny do wszystkiego. Nie ważne, że ma już ze sto lat.
Zagryzłem wargę. To nie było do końca logiczne. Przecież on nawet nie pasuje, do mojego wyobrażenia J. C. !
- Ale co z inicjałami? Przecież to w ogóle-
- Po co ci inicjały! Przecież masz podane jak na tacy, że to on!
Sharp poruszył się lekko na kanapie, przez podniesiony głos przyjaciela.
- Nie mogę oskarżać kogoś tylko dlatego, że wyrządził krzywdę wam!
- Ale ludzie się nie zmieniają Riccardo! Ludzie będą tacy sami do końca, jeśli byli źli, zawsze tacy będą! Jeśli kiedyś cię ranili, będą cię ranić w przyszłości.
- A ty to niby co!? Ponoć byłeś-!
- Dość tego! Trzeba to przerwać, zanim ktoś powie coś czego później będzie żałował.- powiedział poważnie jak jeszcze nigdy Fei. - Przyszliśmy tu rozmawiać, czy kłócić się jak przedszkolaki?
Rzuciłem mu szybkie spojrzenie i wziąłem głęboki wdech i wydech.
- Dobrze. - spojrzałem na Caleba. - Podaj mi jeden porządny powód, dla którego jesteś tak pewny winy Darka.
- Nie widzisz podobieństwa tego wypadku do poprzednich?
- Chodzi ci o samochód? - zapytałem.
- Dokładnie! Wiele wypadków spowodowanych przez niego, były katastrofami samochodowymi.
- Ma sens... Jednak uważam-
- Widzisz? Ja zawsze mówię logicznie.
- Nie prawda. - powiedział Sharp, który obudził się. Sam nie wiem kiedy, ale siedział i przysłuchiwał się nadzej rozmowie.
- Jude.
- Tak? - uśmiechnął się złośliwie i zdjął okulary.
- Nie ważne. - Caleb westchnął. - Gdzie skończyliśmy? - zapytał.
- Na tym, że Rey spowodował wiele nieszczęść. - przypomniał Gabi.
- Właśnie! Już pamiętam.
- A tak właściwie, to czemu ty opowiadasz takie rzeczy na temat Darka? Przecież kiedyś go uwielbiałeś. - zauważył trener.
- A ty niby nie? Piesku Reya Darka? - zaśmiał się pod nosem.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a-
- Nie, nie, nie koleżanko. Pamiętaj, nie mów czegoś czego później będziesz żałował. - wskazał na Feia. - Ten tam dał nam taką mądrą radę.
Jak teraz myślę, to Caleb też brzmiał na pijanego. Mówił jak typowy wujek po weselu, ale nie wiem czy to u niego normalne, czy to za sprawą alkoholu.
- Dobra, dobra. Dark jest śmieciem, to wiemy wszyscy. Mimo, że potem jakoś przepraszał i niby umierał, ale jak widzę zmarwychwstanie jest dla niego codziennością.
- Właśnie. Mam nawet taką tarczę, do której można rzucać rzutkami w twarz tego paszteta.
- Serio!? Czemu mi o tym nie powiedziałeś? - mruknął niezadowolony Sharp.
- Panowie. - odchrząknąłem. - Możemy najpierw skończyć temat?
- Jasne. Rey to szmata i dlatego właśnie musimy nasłać na niego policje i niech w końcu odsiedzi swoje. - stwierdził rozbawiony Caleb, który pobiegł do kuchni i wziął coś, co brzmiało jak szklana butelka. Jeszcze brakowało nam, by dwóch dorosłych mężczyzn upiło się na naszych oczach. Mamy dość przygód.
- Chwila. To on nie jest jeszcze w więzieniu!? - krzyknęła nasza czwórka, niemal jednocześnie.
_______________________________________
1501 słów
Hej hej w końcu rozdział. Szczerze, po dodaniu tego biorę się za pisanie następnego, bo w końcu mam czas i przede wszystkim wenę i ochotę. Wracamy też trochę do stylu pisania początku pierwszego tomu, czyli takiego bardziej zabawnego. Nie można się smucić cały czas, prawda? Od tego rozdziału, zaczyna się ta prawdziwa akcja. I tak jak pisze w opisie, wszystko będzie bardziej pomiedzane niż wygląda to na pierwszy rzut oka. To wszystko.
Miłego dnia<3
11:09 wtorek 23 kwietnia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top