23. K05zm@r trz3c1

Gdy tylko Piter otworzył oczy, od razu poznał, że musi śnić. Nie znajdował się już w pokoju z Grabkiem; zamiast tego pierwszym, co ujrzał, był otaczający go ciemny korytarz, pełny drzwi i wiszących na ścianach portretów. Chłopak podniósł się, z zaskoczeniem rozglądając się dookoła. Panowała cisza, przerywana tylko krokami dochodzącymi z końca korytarza i odgłosami rozmowy. Demon usiadł na ziemi, odwracając głowę w stronę głosów. Nie wiedzieć czemu, serce waliło mu w piersi jak młotem. Zmrużył oczy, zauważając na ścianie cztery cienie - dwa wysokie i dwa niskie.
- Gdzie my jesteśmy? - szepnął sam do siebie. Chwilę mu zajęło, by zorientować się, że użył liczby mnogiej, zupełnie jakby pytał też Draco. Wzdrygnął się. Czuł, że coś jest nie tak.
- Nic dziwnego że nie wiesz, co to za miejsce - prychnął cicho głos w jego głowie. - W końcu twój kumpel kurdupel to też przez tobą ukrywał...
- To Trzynasty Wymiar? - chłopak podniósł się z ziemi i podszedł do okna. Otworzył szerzej oczy, obserwując z zaskoczeniem rozciągający się nisko pod nim olbrzymi las, ciągnący się za horyzont. Niebo było pięknie błękitne, bez ani jednej chmurki, jedynie z delikatnymi zarysami ptaków i smoków szybujących po nieboskłonie. Uśmiechnął się lekko.
- Ale tu ładnie... Czemu teraz tak tam nie jest?
- Dobre pytanie - prychnął demon. - Może gdyby twój kolega ignorant trochę bardziej przejął się losem mieszkańców tego wymiaru...
- Nie mów tak o Grabku - mruknął Piter. - To że ma ostatnio gorszy okres, to nie jego wina...
- Ta... - syknął Draco. Piter odwrócił głowę, by spojrzeć w stronę nadchodzących postaci, lecz w tym momencie otoczenie wokół niego gwałtownie się zmieniło.
W tym momencie szatyn znajdował się na rozległej łące, gęsto porośniętej różnymi kwiatami. Panowała przyjemna cisza przerywana tylko szumem wiatru, a jedyny element zaburzający ten sielankowy wygląd to majaczący w oddali, zniszczony zamek. Zapach kwiatów był tak intensywny, że chłopakowi zakręciło się w głowie. Ponownie się rozejrzał.
- Co to za miejsce...? - zaczął, lecz po chwili ujrzał znaną już sobie postać, która akurat siedziała nieopodal, sadząc rośliny. Uśmiechnął się, rozpoznając w tej osobie Judiego. - Nie wiedziałem, że lubi kwiaty...
- Żałosne - mruknął Draco - Naprawdę ten kaleka myśli, że to cokolwiek zmieni?
- Co masz na myśli? - zapytał Piter, ostrożnie zbliżając się do blondyna. Dokładnie przyjrzał mu się, gdy ten odwrócił się w jego stronę. Wyglądał na nieco starszego; jego skóra była nieco opalona od słońca, ale oczy chłopaka były ciemne, podkrążone i zmęczone. Z włosów chłopaka zniknęły srebrne pasemka, a po jego bliźnie na policzku został tylko niewyraźny ślad. Pomimo, że patrzył w jego stronę, wydawał się nie widzieć Pitera.
- Był tutaj, kiedy ta bitwa zmieniła to miejsce w jeden wielki cmentarz - prychnął Draco - A teraz zachowuje się, jakby nic się nigdy nie stało...
- No weź, to przecież było dawno - mruknął Piter, siadając obok przyjaciela. Uśmiechnął się lekko, widząc jak ten sięga po jakieś nasiona leżące obok.
- Ach tak?
Gdy tylko Draco wypowiedział te słowa, obraz wokół nich natychmiast się zmienił. Niebo nabrało krwistoczerwonej barwy, a ostry odór siarki i dymu sprawił, że chłopakowi zakręciło się w głowie. Rozejrzał się zaskoczony. Kwiaty nagle zniknęły, za to ziemia była usiana zniszczoną bronią i szczątkami ludzi i Akurich. Szczęk metalu dookoła demona i słyszalny co jakiś czas krzyk agonii przez walczących dookoła żołnierzy sprawił, że Piter poczuł się mały, słaby i zagubiony. Próbował odnaleźć wzrokiem Judiego, lecz gdy usłyszał za sobą znajomy, morderczy śmiech, zamarł.
- A co my tu mamy? - syknął ktoś, chwytając go za włosy i ciągnąc do tyłu. Demon cicho syknął i o mało nie przewrócił się na plecy. Gdy tylko odchylił głowę i napotkał za sobą parę szaleńczych, czerwonych oczu, od razu zadrżał. Judas uśmiechnął się szyderczo, po czym gwizdnął głośno przez palce. Piter zacisnął powieki.
- Draco, co się dzieje...? - szepnął.
Już po paru chwilach tuż przed nimi zatrzymał się wielki, biały wilk o czarnych pręgach na całym ciele. Blondyn uśmiechnął się na jego widok, zaś demon ostrożnie otworzył jedno oko. Kolejny dreszcz przeszedł przez jego plecy.
- Blacky...?
Wilk spojrzał mu w oczy i wyszczerzył zęby. Jego oczy były puste, o granatowej barwie, chłodne i pozbawione uczuć. Uśmiechnął się szyderczo, opierając łapy na jego nogach.
- Dumny jesteś z siebie? - warknął, a jego ślepia zalśniły mocniej.
- A-ale ja...
- Milcz! - syknął Judi, mocniej ciągnąc go za włosy. Piter cicho pisnął, w przerażeniu rozglądając się. Dopiero po chwili spostrzegł, że jakaś jeszcze postać zmierza w ich stronę, majestatycznie machając parą potężnych, smoczych skrzydeł na plecach. Zapach dymu robił się jeszcze bardziej intensywny. Draco zaśmiał się cicho, podczas gdy demon czuł, jak pazury wilka zaciskają się na jego skórze. Zwierzęcy skowyt zatkał jego uszy, po czym chłopak obudził się.

Zauważyłam ostatnio ciekawą zależność - jeżeli mam do kogo się zwrócić, to czuję się samotnie, a gdy mogę szczerze powiedzieć, że nie mam przyjaciół, to już mi lepiej :') w sumie to nawet prawda, lol

QTOD: Który z tych spierdolonych koszmarów był najlepszy? XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top