21. Uwolnienie
Blacky biegł za Alex, pomimo, że ta zniknęła już za ścianą wyschniętych drzew. Chłopiec czuł niepokój związany z tym, czy nie ma tu czasem jakichś żołnierzy Ender Queen. Nic o niej w sumie nie wiedział i nie miał pojęcia, co będą musieli zrobić, gdy już dostaną się do Kresu. Skoro była królową tego wymiaru, na pewno miała olbrzymią moc... A oni byli tylko grupką rebeliantów, cudem ocalałych z katastrofy. Chłopiec nie wiedział, czy jego moc lub Akuri jakkolwiek się przydadzą w tamtym świecie. Próbował wyobrazić sobie End na podstawie tego, jak wyglądał on, gdy grał w zwykłego Minecrafta, jednak jego obawy nie pokrywały się z tym, czego się spodziewał.
Dopiero po dłuższym czasie zobaczył, że dziewczyna siedzi tyłem do niego na skale przy brzegu. Ostrożnie podszedł bliżej. Alex odwróciła głowę, słysząc jego zbliżające się kroki.
- Ola, słuchaj... - zaczął, jednak wróżka przerwała mu:
- Przepraszam. To moja wina, to przeze mnie zginął twój dziadek, reszta załogi i przeze mnie tu utknęliśmy... Może nie powinnam iść dalej z wami?
- Claw ma rację, nikt nie mógł tego przewidzieć - powiedział, siadając obok niej. - To był wypadek, chciałaś dobrze... Zresztą, tyle razy byłaś dla nas pomocna! Uratowałaś Pitera! Przekonałaś mojego dziadka, by z nami tu popłynął! Może jest jeszcze jakiś sposób, by to naprawić...
- To trochę ironia, by Mistrz Wody zginął przez utopienie - stwierdził Judi, który cały czas znajdował się w słoiku w dłoniach Blacky'ego. Filip zmrużył oczy, po czym pstryknął palcami w zakrętkę słoja. Wiedział, jak bardzo irytuje to Mistrza Ducha. - Auć! Ok, ludzie nie akceptują śmieszkowania ze śmierci, tak?
- Dokładnie - odparł chłopiec, po czym objął przyjaciółkę ramieniem. - Czasu nie cofniemy, ale możemy jeszcze uratować świat. Prawda?
Ola chciała odpowiedzieć, jednak w tym momencie przerwało jej warczenie. Oboje odwrócili się i zobaczyli, że w odległości kilku metrów od skały stoi para smoków. Były dość duże, gdyż przerastały ich. Oba miały czarne, matowe łuski, czerwone oczy i poszarpane i połamane rogi i skrzydła. Ten, który stał po prawej, był nieco mocniej zbudowany, zapewnie był samcem, gdy drugi - samicą. Oba wydawały się być wygłodzone i oszalałe.
- Kto by pomyślał, siostrzyczko... - syknął większy smok, oblizując pożółkłe kły. Smoczyca rozłożyła skrzydła tak zniszczone, że zapewne ledwo mogła na nich latać. - Jakieś dwa smakowite kąski!
- Hiko, wiesz, co to oznacza? - odezwała się jego towarzyszka. Bestia również rozłożyła skrzydła.
- Czas żreć!
- Spadamy! - krzyknął Blacky.
Chłopiec porwał słoik, po czym oboje popędzili w popłochu przed smokami. Te syknęły coś, po czym pobiegli za dziećmi. Nierówności terenu utrudniały im ucieczkę. Obie bestie były tuż za nimi, kłapiąc zębiskami i próbując pochwycić uciekinierów. Zapewne znały też lepiej wyspę lepiej niż Alex i Filip, więc mieli nad nimi przewagę. Oba smoki wydawały się być też bardzo zdeterminowane, by ich złapać. W pewnym momencie jeden z potworów wzbił się w powietrze, wylądował tuż przed nimi i otworzył szeroko paszczę, próbując pożreć ich od razu. Ola chwyciła Blacky'ego, po czym wzleciała w stronę zbocza wulkanu. Zaczęli powoli wznosić się w powietrze.
- Spróbuję znaleźć jakieś miejsce, by się ukryć przed nimi - sapnęła. Filip spojrzał w stronę obu bestii, które zaczęły wspinać się po skałach.
- Może lepiej uciekajmy pieszo? - zapytał. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Dam radę, spokojnie...
W tym momencie chłopiec wyślizgnął się w rąk przyjaciółki, po czym zaczął spadać. Chciał przemienić się w swoje Akuri, ale zanim zdążył to zrobić, upadł twardo na skały. Słoik wyleciał mu z rąk i potoczył się w dół zbocza. Alex wylądowała tuż obok niego, po czym kucnęła obok, próbując mu wstać.
- Szybko, Blacky... - szepnęła. Mistrz Mroku próbował się podnieść, jednak nie mógł.
- Noga utknęła mi między kamieniami... Uciekaj! - krzyknął, widząc, że smoki coraz szybciej się do nich zbliżają. Oboje wycofali się na tyle, na ile mogli.
- Mówiłem, Zasija, że wreszcie coś upolujemy... - syknął większy, Hiko. Wyszczerzył kły.
- Filip... - szepnęła Ola, przytulając się do chłopca. Oboje zacisnęli powieki.
W tym momencie usłyszeli charakterystyczny trzask i chrobot smoczych pazurów o skały. Przyjaciele powoli otworzyli oczy i zobaczyli, że parę metrów za bestiami stoi znany im, wysoki blondyn. W dłoniach trzymał dwa bicze, które właśnie dusiły oba smoki. Zmrużył oczy, patrząc na umierające potwory.
- Nikt nie będzie krzywdził moich przyjaciół - warknął. Po dłuższej chwili, gdy bestie przestały się ruszać, podszedł bliżej i podniósł kamień, który więził Filipa przy ziemi. - Wszystko gra?
- Judi! - Blacky odetchnął z ulgą. - Jak się wydostałeś?
- To szklane więzienie nie jest zbyt dobre w starciu z większą wysokością - stwierdził. W jego głosie brakowało jakichkolwiek emocji. - Może lepiej zobaczmy, co z resztą...
- Jesteś pewny? - zapytał chłopiec. - W końcu Piter może być trochę wkurzony, że cię znów zobaczy...
- Jestem pewny - syknął. - Musimy się spieszyć, póki jeszcze możemy coś zrobić.
Judi popędził po skałach w stronę wejścia do jaskini. Alex i Blacky spojrzeli po sobie, po czym popędzili za nim.
Hej... Trochę mi lepiej, ale trudno. Po prostu nie przeglądam już naszych wspólnych zdjęć i zapominam o tym, że mój ukochany pluszowy miś był podarunkiem od niego. A jako iż wczoraj rozdział był chujowy, to macie tutaj takie wynagrodzenie, które też możecie uznać za kolejną część specjalu na 10k MHoSŻ - nie ma QOTD, ale możecie zadać mi dowolne pytania na temat powieści i tyle, ile chcecie, a ja na nie wszystkie odpowiem. Dosłownie wszystkie, chyba że czegoś takiego nie było lub naprawdę nie pamiętam. Dzięki za wszystko, narka i cześć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top