25. Między młotem a kowadłem
Minęło kilka dni, od kiedy Blacky siedział zamknięty w celi w zamku Herobrine'a. Kilka długich, nudnych, spędzonych w samotności dni. Chłopiec nie wiedział nawet, ile czasu minęło, gdyż nigdzie nie było żadnego okna, przez które mógłby wyjrzeć na świat. Większość tego czasu spędził skulony pod ścianą z biało-zielonym jajkiem w rękach, zbyt przestraszony, by coś zrobić. Strażnicy przychodzili do niego raz na jakiś czas, by dać mu coś do jedzenia, jednak nigdy nie odezwali się nawet słowem. Parę razy Filip chciał nawet ich zaatakować, by zapewnić sobie drogę ucieczki, jednak czuł, że to zły pomysł. Próbował przyzwać swoją nową broń, kosę o złotym ostrzu, jednak udało mu się zaledwie kilka razy, a broń znikała niemal od razu.
Przez cały ten czas Blacky zdążył zapamiętać, jak wygląda jego cela w szczegółach. Niewielkie pomieszczenie, kwadratowe. Trzy z czterech ścian były zbudowane ze zniszczonych, porośniętych mchem cegieł, zaś czwarta oddzielała go od korytarza szerokimi, metalowymi prętami. Widniały na nim ślady czegoś, co przypominało szkło. W narożniku pomieszczenia znajdował się niewielki otwór z wodą. Łańcuch przytrzymujący chłopca za nadgarstki był umocowany do podłoża, a niektóre ogniwa były przezroczyste.
Filip podszedł do krat i oparł na nich ręce. Dopiero teraz poczuł, że szkło znajdujące się na metalu było dziwnie... Zimne. Próbował je zdrapać, jednak udało mu się z jednym dopiero po dłuższej chwili. Podniósł je w ręce i ostrożnie przejechał palcem po krawędzi. Wcale nie była tak ostra, jak szkło. Szybko spostrzegł, że od trzymania tego dziwnego materiału jego ręce zrobiły się mokre. Zamarł. To nie było szkło...
To był lód.
Chłopiec zaczął szybko myśleć. Jeżeli jego tata i jego przyjaciele walczyli z Herobrinem, ale ten był zbyt sprytny. Na pewno zdołał ich chociaż chwilowo zamknąć. Jego ojciec był Mistrzem Lodu, więc jeżeli rzeczywiście zostali zamknięci... To znajdował się w celi swojego taty.
Z drugiej strony, co to zmieniało? W sumie nic... Może poza tym, że prawdopodobnie była stąd jakaś droga ucieczki. Tylko gdzie?
Blacky już chciał podejść do ścian i zacząć sprawdzać wszystkie cegły, kiedy usłyszał rozchodzące się echem po korytarzu kroki. Usiadł pod ścianą, nie chcąc wyglądać podejrzanie. Spodziewał się jakiegoś strażnika, i wiele się nie pomylił.
- Hej, stary - usłyszał charakterystyczny głos, który musiał należeć do Judiego. Tak jak się spodziewał, generał już chwilę później wyłonił się zza ściany. - Jak tam? Nie nudzi ci się?
- No co ty - prychnął Filip. - Po co przyszedłeś?
- Nie chciałbyś się stąd przenieść?
- W sumie... - zaczął, jednak przypomniał sobie, co mówił mu Grabek. Jeżeli ma mu pomóc, Blacky musi pozostać w tej celi, w której się obecnie znajdował. - Nie, dzięki.
- Na pewno? Tam miałbyś z kim pogadać, a tu...
W tym momencie jakiś ciemny, rozmazany kształt wpadł prosto na Jakuba, przewracając go na ziemię. Chłopiec podszedł do krat. Nie był w stanie powstrzymać emocji, gdy zauważył charakterystycznego, małego, czarnego smoka.
- Piter! - zawołał. Akuri podniosło się, po czym przybrało formę człowieka. - Tak cię strasznie przepraszam, wiem, że nie powinienem, ale myślałem, że mogę zaufać Judiemu, no i...
- Blacky - przerwał mu chłopak. - Już dobrze. Odsuń się, to cię uwolnię.
Filip posłusznie wycofał się o kilka kroków. Piter wyciągnął dłoń i w tym momencie kraty eksplodowały. To samo stało się z łańcuchami trzymającymi ręce chłopca, które rozsypały się w pył. Ten mocniej chwycił jajko i podbiegł.
- Masz jakiś plan jak uciec? - zapytał. Piotr zmrużył oczy, spoglądając w stronę Judiego, który podnosił się właśnie z ziemi.
- Cóż za miłe spotkanie, przyjacielu - zaśmiał się generał. W jego ręce pojawił się bicz. - Czyżby kolejna dogrywka?
Piter zacisnął dłonie w pięści. Spojrzał kątem oka na Blacky'ego, który nieco się wycofał, po czym uśmiechnął się. Jakub przygryzł wargę, po czym strzelił biczem w stronę przeciwnika. Demon złapał broń, po czym pociągnął ją w swoją stronę. Przeciwnik nie chciał puścić, więc poleciał razem z pejczem. Piotr kopnął go prosto w klatkę piersiową, po czym wypuścił broń z dłoni.
- Chodźmy - powiedział, po czym popędzili przez korytarz.
W głowie Blacky'ego panował mętlik związany z powrotem Pitera. Skąd wiedział, gdzie się znajdował? Czy to właśnie była pomoc, którą zaproponował mu Grabek? Jeżeli był nią właśnie ten Mistrz Mroku, to co stało się z duchem? A jeżeli nie, to co to było i co się stanie, jeżeli ten zobaczy, że już udało mu się uciec? Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy Grabka?
Przemyślenia chłopca przerwał czyjś cichy, zduszony głos. Zobaczył, że w jednej z celi siedzi dziwnie znajoma mu dziewczyna. Miała jasnofioletowe włosy związane w kok, z różową kokardą, piwne oczy oraz jasną skórę. Nosiła długą, jasnopomarańczową bluzkę oraz krótką, brązową spódnicę i fioletowe buty. Znajdowała się w kącie pomieszczenia i cała się trzęsła, zapewne ze strachu.
- Akira! - krzyknął, podbiegając bliżej. Dziewczynka spojrzała w jego stronę z bojaźnią.
- Filip? - szepnęła. Blacky pokiwał głową. Doskonale wiedział, z kim ma do czynienia; Akira, o ziemskim imieniu Diana, była córką przyjaciół jego ojca: Izy i Karola. Zawsze była dosyć nieśmiała, do czego chłopiec zdążył przywyknąć, jednak była jednocześnie bardzo inteligentna.
- Nie martw się, Aki, zaraz cię uwolnimy - powiedział, po czym zwrócił się do kumpla - Pomożesz mi? To Akira, moja przyjaciółka.
- Się robi, szefie - odparł ze śmiechem Piter. Nie potrzeba było nawet kilku sekund, kiedy kraty rozsypały się w pył. Filip wszedł do celi, po czym pomógł jej wstać.
- Nie bój się - powiedział - Wszystko będzie dobrze...
Oboje wyszli na korytarz, po czym popędzili przez korytarz. Ciągnął się on w nieskończoność, jednak po kilkunastu długich minutach biegu wszyscy znaleźli się na dziedzińcu. I Blacky, i Akira, byli na nim po raz pierwszy, zaś Piter doskonale pamiętał to miejsce... Przygryzł mocno wargę, byleby nie dać się uczuciom.
- Szybko - rzucił tylko. Przemienił się w smoka, chwycił łapami dzieci, po czym przelecieli ponad murami.
Kiedy tylko znaleźli się poza zamkiem, popędzili w stronę znajdującego się niedaleko w lesie portalu. Gdy jednak do niego dotarli, ich oczom ukazał się straszny widok.
Portal, ich jedyna droga powrotu do bezpiecznego Norasiri, leżał na ziemi w kawałkach. Filip i Diana zamarli, zaś Piter podszedł bliżej.
- Nie - syknął - Nie, nie nie nie! Ja pier... - zaczął, jednak urwał i krzyknął coś niezrozumiałego. Odwrócił siè w stronę towarzyszy. - Zmiana planów - powiedział - Wracamy do Norasiri na piechotę.
Hej wam... Także ten, nowa postać, nie mogą wrócić do Norasiri, niedługo specjal, Pitet zabił Gra - nieważne, możecie pisać teorie, narka i cześć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top