Rozdział 28

*Perspektywa Judiego*
Nienawidzę przegrywać. Szczególnie z kimś takim, jak Piter. Ja, eksperyment Herobrine'a w celu stworzenia doskonałego żołnierza, i on, zwykły demon? Było to bardzo upokarzające. Trudno mi było uwierzyć, że z kimś takim można przegrać, a tu proszę...
Gdy wyleciałem oknem na zewnątrz, deszcz padał jeszcze mocniej niż wcześniej. Jego szum był uspokajający, ale wyjątkowo na mnie nie działał. Czas płynął, jak mi się zdawało, coraz szybciej. Miałem już tylko pięć dni, a droga do zamku jest dosyć długa. Jak nigdy dotąd bałem się, że nie zdążę na czas. Jak nigdy dotąd bałem się gniewu Herobrine'a. Czułem, że jestem zdany tylko na siebie, gdyż moi żołnierze na pewno nie byliby chętni do pomocy.
- Coś się stało, szefie? - zapytał jeden z nich, gdy wylądowałem u podnóży góry. Od razu przemieniłem się w człowieka.
- A jak myślisz, matole? - syknąłem z pogardą. Coś nagle sprawiło, że poczułem, że pomocnicy nie są potrzebni. - Po prostu jak zawsze coś ich uratowało! Ten durny niedorobek ma więcej szczęścia, niż na to zasługuje!
- Szefie... Wracajmy do zamku - poprosił inny. - Jeszcze kiedyś uda nam się ich złapać...
- Wracajmy? - powtórzyłem w furii. - Wracajmy?! Postradałeś zmysły?!
Nawet nie wiem, co się wtedy stało, gdyż zupełnie straciłem nad sobą kontrolę. Gdy znów odzyskałem świadomość, zobaczyłem, że żołnierz leży na ziemi, a na biczu, który pojawił się w mojej dłoni, znajdowały się ślady jego krwi. Przez chwilę nie umiałem się wytłumaczyć, lecz w końcu powiedziałem tylko:
- Spadajmy stąd. Wiem już, co robić.
- Judi... - usłyszałem za sobą. Gdy odwróciłem głowę, zobaczyłem parę białych oczu, obserwujących mnie z ukrycia. Wszystko dookoła zrobiło się czarne, zupełnie jak w Sewendomie. Poczułem ogarniające mnie zimno. Herobrine zbliżył się. - Możesz mi wytłumaczyć, co przed chwilą uczyniłeś?
- S-sam nie umiem tego w-wytłumaczyć... - wydusiłem. - Nie chciałem... Znaczy, chciałem tylko...
- Wiem, że próbujesz się na mnie wzorować, ale zabijanie swoich żołnierzy tylko dlatego, że mają inne opinie i propozycje, to nie cecha dobrego przywódcy.
- Co mam zrobić? - zapytałem, a w moich oczach mimowolnie pojawiły się łzy. Demon spojrzał na mnie z politowaniem.
- Słuchaj, Jesteś jeszcze młody i wciąż się uczysz - powiedział, ocierając łzę, która popłynęła po moim policzku. - Dostaniesz jeszcze jedną szansę.
W jego dłoni pojawił się jakiś mały przedmiot i potrzebowałem chwili, by pojąć, że jest to zegarek kieszonkowy. Zaczął kręcić wskazówkami, po czym nacisnął przycisk na jego środku. W jednej chwili usłyszałem coś, jakby huk, i upałem na ziemię.
- Szefie? Wszystko gra? - zapytał jeden z moich towarzyszy.
- Ale jak... Jak to... Czyli... - wydukałem zdumiony. Żołnierz nadal żył... - Nieważne. Coś mówiłeś wcześniej, tak?
- Tak... - zaczął. - Wracajmy do zamku... Jeszcze kiedyś uda nam się ich złapać...
- Wra... - zacząłem, jednak prędko urwałem. Nie wiedziałem, co tak właściwie się stało, lecz prędko zrozumiałem, że dostałem wyjątkową szansę, by naprawić błąd. - Znaczy się... Nie. Zaszliśmy razem już bardzo daleko, a ja was potrzebuję. Wszyscy awansujecie, jeżeli nam się uda, obiecuję. Więc jak?
Żołnierze spojrzeli po sobie, po czym pokiwali głowami. Odetchnąłem z ulgą, choć wciąż miałem wątpliwości, czy to stało się naprawdę. Herobrine posiadał wehikuł czasu? Jeżeli tak, to czemu nie użył go, by przejąć władzę w Cyberprzestrzeni? Czy moje wizje w ogóle były prawdziwe, czy były tylko zwidami wynikającymi ze zmęczenia i stresu?
- Na pewno tu nie zostaną - powiedziałem, znów przemieniając się w smoka. - Przyszli z południa, więc nie będą tamtędy wracać. Na wschód czeka ich tylko ocean i kilka niewielkich wysp. Na zachodzie znajduje się zamek, więc zostaje im tylko lecieć na północ...
- Szefie, ale tam znajdują się Płonące Wodospady - przerwał mi jeden. Wziąłem głęboki oddech, powstrzymując się od wybuchu, po czym odparłem:
- Wiem. Dlatego tam będziemy na nich czekać. Na pewno prędko się tam udadzą - dodałem, spoglądając w niebo. Deszcz przestał padać, słońce dopiero wznosiło się na nieboskłonie.
- Szefie, to nie jest trochę... Niebezpieczne? - zapytał inny.
- Niebezpieczeństwo to nasza praca, moi drodzy. Lećmy już.

Kończę ten rozdział, siedząc w II LO i może zacznę pisać rozdział na jutro, nie wiem :/ tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć!

QOTD: To jak to w końcu jest, wizje Judiego, w których widzi się z Herobrinem, są prawdziwe?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top