Rozdział 21
*Perspektywa Pitera*
Idąc przez Sewendom wraz z żołnierzami Judiego, w duchu modliłem się, by żaden z ludzi mnie nie rozpoznał. Cały czas czułem, że mój plan szedł zbyt dobrze i znając moje szczęście, prędzej czy później musiałem coś zepsuć. Strasznie chciałem mieć chociaż pewność, że Secia jest bezpieczna, nawet jeżeli z tym swoim frajerem Hawkiem. Obiecałem, że będę ją chronić, więc miałem zamiar jak najszybciej wycofać się od Judiego i znaleźć ją. Jeżeli nawet będzie chciała tu zostać, zostanę z nią, by ją ochronić.
- Gigrar! - usłyszałem nad głową. - Słuchasz ty czy nie?
- Słucham, mój panie - odpowiedziałem szybko. Judi, ponieważ to on wyrwał mnie z zamyślenia, zmroził mnie spojrzeniem, po czym kontynuował:
- Dobra, wszystko ustalone. Gigrar, Falkon i Azazel idą znaleźć moją siostrę, reszta podbija zamek razem ze mną. Zrozumiano?
- Tak jest - odpowiedzieliśmy wszyscy jednocześnie. Odetchnąłem z ulgą. Wystarczyło pozbyć się pozostałych dwóch żołnierzy i już mogłem znaleźć Secię. Spojrzałem na nich z ukosa. Nie wydawali się być jakimś szczególnym problemem...
Ruszyliśmy przed siebie. Dopiero teraz spostrzegłem, że każdy z nich trzyma w dłoni włócznię. Żałowałem, że nie mam jeszcze własnej broni. Każdy Mistrz Żywiołu mógł takową przyzwać w dowolnej chwili, ja jednak jeszcze tego nie potrafiłem. To bardzo mogłoby mi pomóc w pozbyciu się tych dwóch żołnierzy.
- Ej, ty, świeżak - mruknął jeden z nich, wyższy i blondyn. - A ciebie kto przysłał?
- Herobrine przysłał mnie do pomocy - odparłem prędko.
- I nawet ci broni nie dał?
- Nie ma sensu marnować czasu na takie bzdury - machnąłem lekceważąco ręką. Oboje spojrzeli po sobie.
- Dobra, słuchaj. Ty postarasz się jakoś zagadać tą całą księżniczkę Secię, a my ją złapiemy. Stoi?
- Niech będą - odparłem, udając, że nie robi mi to różnicy, choć w rzeczywistości czułem, że mój plan nareszcie wypali.
- O, tu ją mamy - drugi żołnierz wskazał na dziewczynę stojącą pod jednym z budynków. Kamień spadł mi z serca. Była cała i zdrowa... - Bierz ją, my cię osłaniamy.
- Spoko - powiedziałem od niechcenia, po czym podszedłem bliżej. Klaudia zauważyła mnie dopiero, gdy stałem kilka kroków przed nią.
- Piter! - zawołała i chciała mi się rzucić na szyję, jednak powstrzymałem ją. - Co się stało?
- Dostałem się tu, udając żołnierza Herobrine'a - odparłem. Mistrzyni Psychiki zdążyła już zauważyć dwóch żołnierzy kilka metrów za mną. - Judi chce podbić Sewendom. Musisz uciekać.
- A co z tobą?
- Ja jakoś sobie poradzę, ale ty uciekaj. Najwyżej mnie złapią.
- Bez ciebie nie ucieknę.
- A Hawk?
- Uciekł, bał się, że jeżeli odpowiedzialność za śmierć króla Sewemdomu spadnie na mnie, to na niego też - zaśmiała się. - Przepraszam, że przestałam zwracać uwagę na ciebie, gdy on się pojawił...
- Trudno - objąłem ją lekko. Poczułem w sobie siłę do działania, która od razu dała mi odwagę, by przeciwstawić się Judiemu.
- Ej, ty, świeżak! - usłyszałem za sobą. Niewiele myśląc, odwróciłem się, a w obu żołnierzy trafił czarny pocisk, który powalił ich na ziemię. Prędko przemieniłem się w smoka.
- Spadajmy stąd - powiedziałem. Secia wspięła się na mnie, po czym oboje wznieśliśmy się w powietrze.
Byłem niemal pewien, że żołnierze z Sewemdomu lub od Judiego na pewno złapią nas przy wyjściu, jednak bardzo zdziwiłem się, widząc, że nigdzie nie było widać żadnej podejrzanej osoby. "Może nareszcie nam się uda..." - pomyślałem. Przyspieszyłem, chcąc jak najszybciej opuścić miasto, jednak tuż ponad naszymi głowami śmignął jakiś pocisk. Zbity z tropu, o mało nie uderzyłem w dach jakiegoś budynku. Odwróciłem głowę i zobaczyłem, że wszyscy żołnierze z zamku Herobrine'a stoją nieopodal i strzelają w naszą stronę z łuków. Ludzie poukrywali się w domach, zapewnie przestraszeni nami. Wiedząc, co zaraz nastąpi, wylądowałem na dachu jednego z budynków. Przemieniłem się w człowieka.
- Uciekaj - powiedziałem cicho do Seci. - Zajmę się nimi.
- Nie dasz sobie rady z dziewięcioma, szczególnie z moim bratem! - zaprotestowała.
- Trudno. Oni chcą mnie.
- Lepiej złaź na dół, demonie - syknął Judi, jak zawsze trzymając bicz w dłoni, tym razem jednak w lewej, zamiast prawej. - Odczep się od mojej siostry, albo...
- Jakoś dałeś się odszukać jak najgorszy frajer - zeskoczyłem z dachu, po czym zbliżyłem się. Znowu poczułem, że szykują się kłopoty. Po raz pierwszy miałem okazję stanąć przed generałem jak względnie równy z równym. - Nie rozpoznałeś mnie i dałeś mi tu wrócić...
- Chyba nie do końca - zaśmiał się - Wiedziałem, że nawet jeżeli ty to nie ty, to wiesz, co z moją siostrą. Dzięki temu mam was jednocześnie i nie muszę szukać każdego z was osobna.
Odwróciłem się i zobaczyłem, że dwóch żołnierzy złapało Klaudię i zaczęło związywać jej ręce. Już miała zakneblowane usta, ale widziałem strach w jej oczach. Zacisnąłem pięści. Miałem olbrzymią chęć rzucić się na Judiego i zetrzeć mu z twarzy jego chytry uśmieszek.
- Myślałem, że będziecie jakimś większym problemem - stwierdził obojętnie. - Warto było się trochę połamać, by mieć was oboje w garści...
Pomimo że byłem niemal pewien, że nic mi to nie da, w jednej chwili przywaliłem mu prosto w policzek. Dosyć zdziwiłem się, gdy zauważyłem, że na jego skórze pojawiły się cztery cięte, krwawiące rany. Judi też wydawał się być nieco zdziwiony, gdy tylko poczuł krew na twarzy. Spojrzałem na swoje pięści i zobaczyłem, że znajdują się na nim srebrne kastety zakończone długimi ostrzami. Poczułem, że przepełnia mnie duma. Jeżeli rzeczywiście była to moja naturalna broń, to wcześniej widziałem taką tylko i wyłącznie w księgach.
- Nareszcie... - szepnąłem. Podniosłem wzrok na Judiego. Wydawał się być mocno wkurzony. Jedno z ostrzy chyba uszkodziło mu oko, ale nie przejąłem się tym specjalnie. - Masz coś jeszcze do powiedzenia?
- Puśćcie ją - zwrócił się do żołnierzy. Ci, trochę skołowani tą nagłą zmianą planu, rozcięli sznury na nadgarstkach Seci. Ta podbiegła do mnie, po czym przytuliła mnie mocno.
- Wszystko gra? - zapytała. Pokiwałem głową, chociaż bez przekonania. To nie mogło być tak proste...
W jednej chwili, wiedziony przeczuciem, odwróciłem się. Generał trzymał w dłoni miecz z zamiarem wbicia mi go w plecy. Chwyciłem broń za ostrze, po czym wyrwałem mu ją z ręki i wolną ręką znowu przylałem mu prosto w twarz. Niewiele myśląc, przemieniłem się w smoka.
- Spadajmy stąd - powiedziałem, a Klaudia dosiadła mojego smoczego grzbietu. Nie zważając na strzelających w nas żołnierzy, mocno popchnąłem łapami żelazne bramy, które otworzyły się bez oporu, po czym oboje wylecieliśmy z jaskini.
Dzieeeeeeeeeeńdoberek wszystkim! xD sorki że ostatnio rozdziałów nie było, ale musiałam się uporać z emocjonalnymi problemami. W sumie dalej je mam. I mam w głowie obrazy, które chcę wymazać, i to jak najprędzej. Nieważne. MSDiN pojawi się już za jakiś czas, a jeżeli będziecie chcieli, opublikuję co nieco na Spryskiwaczach Larisy! No wiecie, ciekawostki, spojlery itd xD tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć!
QOTD: Jaka broń, twoim zdaniem, byłaby interesująca, a która nie pojawiła się w powieści?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top