Rozdział 10

*Perspektywa Pitera*
Po rozmowie z Herobrinem uświadomiłem sobie jedną rzecz - jeżeli chcę wytrwać, muszę być twardą maszyną bez uczuć. Prawdopodobnie to z ich przyczyny straciłem nad sobą kontrolę i straciłem jedynego przyjaciela... Wiedziałem, że nieważne, z kim czeka mnie walka, nie mogę okazywać litości. W wypadku Judiego to chyba działało... Musiałem przejąć jego taktykę i działać bez skrupułów. Dlatego też czułem podniecenie następną walką.
Gdy tylko kraty otwarły się, a łańcuchy trzymające mnie zniknęły, popędziłem korytarzem przed siebie. Nieważne, z kim musiałem walczyć, musiałem wygrać... To nie było totalnie w moim stylu, ale czułem dziwne szczęście, móc przetrzepać komuś skórę, wyrwać kły i rozcharatać gardło... Czułem się nieco zagubiony w moim nowym toku myślenia, ale tylko to zapewniało mi ucieczkę w przyszłości.
Dosyć szybko znalazłem się na polu walki. W napięciu czekałem na mojego przeciwnika, rozprostowując łapy i szczerząc zęby. Gdy jednak znajoma mi postać wyłoniła się z tunelu po drugiej stronie, stwierdziłem, że nie istnieją słowa, które mogą trafnie oddać mój gniew.
Z drugiej strony dziedzińca, jak gdyby nigdy nic, stał Judi. Dodatkowo, nie był on przemieniony w smoka, co zapewniało mu przewagę nade mną. Gdy spostrzegłem dwa bicze w jego dłoniach, wiedziałem już, że nie będzie kolorowo. Teraz już nawet nie myślałem o wygranej, tylko o tym, by w ogóle to przeżyć.
Gdy tylko walka się rozpoczęła, przeciwnik skoczył w moją stronę, atakując. Jedyne, co mogłem w tej chwili robić, to uciekać. Ba, musiałem wycofywać się od niego tyłem, by nie związał mnie pod moją nieuwagę, a nie jest łatwo chodzić do tyłu, gdy ma się cztery łapy. Kilka razy o mało nie upałem na piasek. Nie mogłem nawet wzbić się w powietrze, gdyż moje skrzydła dalej były bezużyteczne. Mało tego, zapewne na zamek była nałożona jakaś magiczna ochrona, gdyż wątpię, że Herobrine zezwoliłby na otwarty dostęp do nieba nad areną.
Na tyle zamyśliłem się nad tym, co powinienem zrobić, że nie zauważyłem, że generał zdążył złapać mnie biczem za kark. Syknąłem z bólu, gdy ostra skóra przebiła mi łuski. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, tylko co...
Z braku lepszej idei, stanąłem w miejscu. Judi wziął to chyba za gest poddania się, gdyż nieco zwolnił uścisk. Wykorzystałem to za okazję i z całej siły chlasnąłem go ogonem w głowę.
Mój przeciwnik wypuścił broń z ręki, chyba nieźle go zamroczyło. Zerwałem z siebie resztki bicza i skoczyłem w stronę Judiego. Myślałem, że nareszcie go złapię i nigdy nie wypuszczę, jednak oczywiście miał on w sobie coś, czego nie mogłem przewidzieć.
Chłopak odsunął się przed moim ciosem i zaskoczony spostrzegłem, że zrobił się półprzezroczysty. Zupełnie, jakby był... Duchem. Wcześniej mogłem go dotknąć, co znaczyło, że nie jest martwy...
Po prostu jest Mistrzem Ducha.
Mistrza Ducha widziałem tylko raz w życiu, był to jeden z młodych demonów, mieszkających na wyspie. Wiedziałem o tej mocy tylko tyle, że kiedy są w eterycznej formie nie może ich dotknąć nic, poza innym duchem. To oznaczało, że dopóki zostanie rozrzedzony, dopóty go nie tknę. Przez ten czas jednak mógł narobić mi trochę szkód...
Nie mając innego wyjścia, znowu skoczyłem w jego stronę. Byłem niemal pewny, że nie trafię w niego, a ten zapewne wykorzysta moment, w którym rozbiję się o ziemię, by coś mi zrobić, jednak złapałem go w powietrzu i przydusiłem do ziemi. Byłem bardzo zaskoczony tym faktem, jednak nie dałem nic po sobie poznać. Wyszczerzyłem kły, stojąc nad rywalem.
- I co teraz zrobisz? - wydusił. Nie było mu łatwo mówić, gdyż trzymałem łapy na jego klatce piersiowej i opierałem na nich mój ciężar ciała. - Jeżeli mnie zabijesz, Herobrine zabije ciebie za to, że stracił najlepszego żołnierza. Myślałem, że masz chociaż trochę więcej oleju w głowie niż te inne głupie demony... Jesteś jednak taki sam. Umiesz tylko zabijać.
- Odszczekaj to, jeśli ci życie miłe - warknąłem, pomimo że w głębi duszy wiedziałem, że ma rację. Nie chciałem być demonem, a zabijałem jak one. To nie było zupełnie w moim stylu, ale czułem, że nie mam lepszego wyjścia... Miałem gdzieś to, jak Herobrine zareaguje na śmierć kogoś ważnego w swoim wojsku.
Chwyciłem go jedną łapą za szyję, a drugą oparłem na jego czole. Chciałem wykręcić mu kark, podobnie, jak to zrobiłem Grabkowi... Przypominając to sobie, zacisnąłem powieki i odchyliłem głowę. Ten okropny dźwięk łamanego karku zadzwonił w moich uszach, co sprawiło, że przeszły mnie dreszcze. Nie chciałem słyszeć go ani razu więcej, jednak musiałem... "To żałosne - pomyślałem. - Zabiłem przyjaciela, a wroga nie potrafię..."
- Więc? - odezwał się Judi. - Mordujesz mnie czy nie?
Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Nie mogłem zauważyć po nim nawet cienia strachu. Nawet mu się nie dziwiłem - wiedział, że jestem na tyle słaby, że nie zrobię mu krzywdy. Tak bardzo chciałem mu udowodnić, że się myli, że jestem prawdziwym, potężnym demonem...
W końcu puściłem go, po czym zszedłem z niego z podkulonym ogonem. Ten wstał z ziemi, otrzepując się z piasku. Jego spojrzenie wydawało się być jadowite. Stanąłem na tylnych łapach, chcąc okazać mu swoją wyższość, on jednak tylko chwycił mnie za grzbiet i sprowadził do parteru. Oboje spojrzeliśmy w stronę loży Herobrine'a. Byłem bardzo zaskoczony, gdy spostrzegłem, że zamiast niego w roli sędziego zobaczyliśmy jakiegoś wysokiego, starego Endermana. Przyjrzał się nam dokładnie, po czym stwierdził:
- Na moje oko mamy remis!
Z trybunów usłyszeliśmy krzyki radości. Wiedziałem doskonale, że wszyscy siedzący tam strażnicy cieszyli się bardziej ze zwycięstwa Judiego, nie mojego, jednak przymknąłem na to oko. Znowu spojrzałem w stronę loży. Herobrine rzeczywiście się tam znajdował, a do barierki podeszła znana mi już, towarzysząca dziewczyna. Ta sama, którą widziałem przed zamkiem... Rozłożyłem skrzydła, co przysporzyło mi sporo bólu, jednak tak zawsze robiły smoki, aby zaprezentować się w pełnej okazałości. Poczułem, że generał kopnął mnie w przednią łapę.
- Popisujesz się przed moją siostrą? - parsknął cicho. Zerknąłem na niego z ukosa.
- To twoja siostra?
- Tak. Nie poznałeś Seci?
- Nie - odparłem, rozmyślając. Secia... To tak miała na imię. Czułem, że ta informacja kiedyś mi się przyda.
- Radzę ci uważać - syknął - Nie próbuj jej zawrócić w głowie swoimi demonicznymi sztuczkami.
- Spoko, nie wkurzaj się - parsknąłem. Judi zmroził mnie spojrzeniem, jednak zignorowałem to. Ostatni raz spojrzeliśmy na siebie, po czym każdy odszedł w swoją stronę.

Hej wam! Od razu mówię - następny rozdział z perspektywy Seci :3 no, i zachęcam do udziału w konkursie na mojej grupie Spryskiwacze Larisy, gdyż jeszcze nikt się nie zgłosił. A szkoda... No, to chyba na tyle. Dzięki za wszystko, narka i cześć!

QOTD: Według rozdziału 4, następna walka, która czeka Pitera, to jego walka przeciw Herobrine'owi. Jak - waszym zdaniem - przebiegnie i kto zwycięży? Im bardziej szczegółowo to opiszecie, tym lepiej ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top