35. Śmierć przez utopienie jest bolesna
- Gdzie ona poleciała? - zapytał zaskoczony Hunter, kiedy Wirginia zniknęła im z oczu. Doknes wzruszył ramionami.
- Mnie nie pytaj... Miejmy nadzieję, że szybko wróci.
- Ej, stary? Zamienisz się? - zapytał, unosząc linę trzymaną w dłoni. - Znaczy, ty weźmiesz ster i resztę, a ja tą... No wiesz, o co chodzi!
- Jasne.
Hubert podał mu sznur, po czym wyciągnął rękę w stronę steru. Podszedł bliżej rufy łodzi. Adam mocniej pociągnął za linę, która zahaczyła się o jakąś część żaglówki. Doknes potknął się o nią, jednocześnie boleśnie uderzając się twarzą o tył łodzi.
- Stary! Nic ci nie jest? - Hunter wyciągnął dłoń w stronę kumpla, pomagając mu wstać. Ten pokręcił głową, po czym przyłożył sobie dwa palce do nosa. Nie był złamany, ale obficie krwawił.
- Wszystko gra - odparł. - Jakoś się wyliżę.
Chłopak spojrzał w stronę większej łodzi i w jednej chwili zauważył idących tuż przy burcie dwóch marynarzy, zmierzających gdzieś prawdopodobnie z jeńcem. Doknes przypatrzył mu się dokładnie. Wyglądał dziwnie znajomo...
- Dealer! - zawołał. Więzień spojrzał w jego stronę, po czym zaczął się wyrywać, by do nich podbiec. Hunter też spojrzał w stronę kumpla.
- Chłopaki! - zawołał Karol.
- Czekaj, stary! - Adam podszedł do burty trzymasztowca i zaczął wspinać się po niej na pokład. Jeden z marynarzy puścił Mistrza Ognia, po czym podszedł do wspinającego się Huntera. Złapał go za ręce i zepchnął chłopaka ze statku. Ten upadł na pokład mniejszej łodzi.
- Hunter! - krzyknął Dealer, po czym znowu zaczął się wyrywać. - Puśćcie mnie!
Mężczyźni odciągnęli Karola od burty, po czym ten zniknął im z oczu. Doknes podszedł do leżącego na pokładzie Adama.
- Ej, Hunter - szepnął. Pomachał mu ręką przed oczami. - Żyjesz?
- Żyję... - jęknął chłopak, podnosząc się. Pomasował dłonią plecy. - Nieźle mnie zamroczyło... Co się stało z Delkiem?
- Nie mam pojęcia - odparł Hubert. - Ale chyba lepiej nie sprawdzać, bo jeszcze nas złapią i gdzieś zamkną. Prawda?
- No racja... Stary, uważaj!
Doknes spojrzał w górę i zauważył, że na pokład żaglówki wskoczyło czterech marynarzy, uzbrojonych w szable. Dwóch z nich złapało chłopaków, po czym unieruchomili ich.
- Hunter! - Hubert zaczął się miotać, ci jednak cały czas mocno trzymali obojga. Dwóch z nich podeszło do liny, która była przywiązana do wbitej w burtę kotwicy. Unieśli broń, po czym przecięli sznur. Żaglówkę poniosły fale, które odepchnęły ją od statku. - Puśćcie nas!
- Proszę bardzo - zaśmiał się jeden z nich. Skinął głową do swojego kumpla, po czym oboje wepchnęli Doknesa i Huntera do wody.
Hubert wypłynął z wody niemal od razu. Rozejrzał się, jednak nigdzie nie zobaczył Adama. W jednej chwili poczuł coś okropnego. Zanurzył się i zobaczył, że jego przyjaciel próbuje się wynurzyć, jednak nurt oceanu ściąga go w stronę dna. Doknes ostatni raz wziął głęboki oddech, po czym zanurkował.
Chłopak chwycił kumpla za rękę i próbował wypłynąć, jednak również poczuł, jak woda wciąga ich do głębi. Hubert szybko poczuł, że brakuje mu powietrza. Spojrzał na kumpla, który zapewne był nieprzytomny. Zamknął oczy, czekając na cud.
W jednej chwili Doknes przemienił się w lodowego smoka, po czym chwycił Huntera w szpony. Zaczął wypływać z wody, pomagając sobie skrzydłami. Akuri wyskoczyło spod powierzchni, po czym wylądowało na statku. Marynarze próbowali go obezwładnić, jednak smok wyrwał się im i w ramach zemsty wypchnął ich za burtę. Hubert przybrał formę człowieka, po czym obrócił łódź w stronę statku.
W tym momencie chłopak zauważył Wirginię, która wyskoczyła z pokładu okrętu. Wskoczyła ona na żaglówkę, po czym gwałtownie pociągnęła za ster. Łódź przyśpieszyła na falach, po czym odpłynęła.
- Jestem - sapnęła. Usiadła na rufie, jednak w tym momencie zauważyła leżącego na pokładzie Huntera. - A jemu to co?
- Aha, właśnie - Doknes przykucnął obok kumpla, po czym sprawdził jego oddech. Policzył do dziesięciu, jednak szybko zauważył, że Adam nie oddycha. Już chciał zabrać się za sztuczne oddychanie, kiedy zauważył, jak klatka piersiowa przyjaciela zaczyna powoli unosić się i opadać. Chłopak podniósł się i zaczął kasłać, wypluwając wodę. Rozejrzał się.
- Cześć - powiedział do Wirginii. - Wróciłem do żywych. Coś mnie ominęło?
- Niewiele - odparła dziewczyna. Uniosła przedmiot, który trzymała w dłoni. Był to złoty kompas, miał jednak dwie strzałki zamiast jednej. Dodatkowo na tarczy i na odwrocie widniała rycina czaszki.
- Co to? - zaciekawił się Doknes.
- Taki kompas - parsknęła - Potem wam wszystko wyjaśnię. Dobra, chwytajcie za szoty, spadamy stąd. Kierunek: Wyspa Smoków!
Ekhem... Cześć >.< sorki, że rozdziau tak późno, ale miałam sporo rzeczy do załatwienia. Nie wiecie, jak to jest siedzieć w Tesco, kiedy terminale są popsute i nie da się płacić kartą :P w każdym razie, możecie spekulować, co i jak i gdzie... W sensie, co się stało z Dealerem i czy ten kompas, który ukradła Wirginia, jest istotny. W każdym razie, dzięki za wszystko, narka i cześć!
PS Pozdrawiam wercik03 za zrobienie nowej okładki. Jest prześliczna *-*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top