32. Nauka pływania
Łódź Wirginii powoli bujała się na falach, gdy przyjaciele odpływali od brzegu. Wiał dość silny wiatr, który nieco spychał statek, ten jednak cały czas utrzymywał kurs. W pewnym momencie dziewczyna wstała i pokazała chłopakom, że mają przestać wiosłować. Podeszła do masztu. Rozwiązała jedną z lin, w kolorze zielonym, po czym pociągnęła za nią. Wielki, śnieżnobiały żagiel rozłożył się, po czym załopotał na wietrze.
- Doknes - syknęła dziewczyna, zawiązując sznur - Przytrzymaj ster i talię.
- Co? - zapytał zdezorientowany chłopak.
- Jezu... Tą niebieską linę!
- Mogłaś mówić od razu - Hubert chwycił jedną dłonią ster, natomiast drugą przytrzymał błękitną linę przywiązaną do pokładu na metalowych kółkach. Żagiel napiął się mocno. W tym momencie na dziobie łodzi rozłożył się drugi, mniejszy.
- Hunter, wybieraj szota - powiedziała Wirginia.
- Jakiego... Co?
- Ciągnij za linę! - dziewczyna jęknęła ciężko. - Weźcie czasem trochę pomyślcie...
Wirginia podeszła do rufy żaglówki, po czym wzięła od Doknesa ster i linę. Ten usiadł na prawej burcie. Adam mocno pociągnął za linę, a przedni żagiel wybrzuszył się od wiatru. Łódź przyśpieszyła. Dziewczyna odepchnęła ster od siebie, a łódź zakręciła w lewo.
- No dobra - powiedziała, siadając na rufie statku. - To będzie cięższe, niż myślałam... Właśnie, zapomniałabym! Doknes, spuścisz miecz? - zapytała, jednak dodała szybko, zanim chłopak coś powiedział - odwiąż tą linę, tą żółtą... Nie tą, tą drugą! No, odwiąż ją i poluźnij... Tylko uwaga na palce!
- Spokojnie, znam się na tym - Hubert chwycił linę tuż przy metalowej płetwie, znajdującej się w czymś przypominającym wąską skrzynię, po czym lekko pociągnął ją w dół. Miecz od razu prześlizgnął się przez szparę, przytrzaskując chłopakowi palce. Doknes odsunął rękę.
- Żyjesz? - zapytała Wirginia. Ten pokiwał głową.
- Jasne... A po co nam to?
- Zobaczysz - odparła dziewczyna. Spojrzała w stronę Adama, siedzącego po drugiej stronie łodzi. - Hunter, wszystko gra?
- Pewnie... - jęknął chłopak. Był bardzo blady i opierał się plecami o burtę z zamkniętymi oczami. - Wszystko gra...
- Niech zgadnę: choroba morska?
Adam pokiwał głową. Wirginia westchnęła ciężko, po czym usiadła na rufie po turecku. Wiedziała, że wyprawa na Wyspę Smoków, szczególnie z kimś takim jak Doknes i Hunter... Ale musieli to zrobić. Dla dobra ich wszystkich...
- No dobra - powiedziała. - O ile będzie nam sprzyjać wiatr, może za dwa dni dotrzemy na wyspę. Wytrzymacie tyle czasu?
- Jasne - odparł Doknes. - Damy sobie radę, nie martw się...
- Cieszę - zaśmiała się dziewczyna. - Poza tym, pokażę wam wszystko, co powi...
W tym momencie coś dużego i ciężkiego uderzyło w wodę tuż obok łodzi. Fale zaczęły spychać żaglówkę z kursu. Przyjaciele mocno chwycili się statku. Wiatr nagle zwolnił. Wszyscy rozejrzeli się dookoła.
- Spójrzcie - Wirginia wskazała na wielki, trzymasztowy statek, płynący w ich kierunku. - To pewnie piraci...
- Będziemy z nimi walczyć? - zapytał Adam. Dziewczyna pokręciła głową.
- Zacznijmy od tego, że to będzie cud, jak nam nie zatopią łodzi - powiedziała. W jednej chwili statek wykonał gwałtowny zwrot, wymijając kolejny pocisk, który trafił w ocean. - Może uda nam się przed nimi uciec...
- Nie zatopią nas - stwierdził Doknes, patrząc w stronę okrętu pirackiego.
- A skąd wiesz?
- Nie widzisz? Gdyby chcieli, już dawno by nas zestrzelili. Trafiają w wodę, bo chcą, żebyśmy stracili kurs.
- Całkiem mądrze - odparł Hunter.
- Dobra, będzie trzeba ich ominąć... - Wirginia gwałtownie odepchnęła od siebie ster. Łódź zakręciła, większy żagiel przeleciał na drugą stronę żaglówki. - Hunter, puszczaj! Doknes, ty ciągnij!
- Robi się! - zawołali równocześnie.
Hubert mocno pociągnął za linę, a mniejszy z żagli przeciągnął się na prawą stronę łodzi. Żaglówka zakręciła, po czym zaczęła mknąć tuż obok większego statku. Kolejne dwie kule trafiły w wodę, przez co łódź o mało nie uderzyła o burtę okrętu. W jednej chwili potężna fala spowolniła żaglówkę. Wirginia wstała z rufy.
- Mam pomysł - powiedziała. - Hunter, bierz ster.
- Okej... - chłopak usiadł na tyle łodzi i wykonał polecenie.
Dziewczyna podeszła do dziobu, po czym wyciągnęła spod niego linę z przywiązaną do niego kotwicą. Zamachnęła się, po czym cisnęła nią w sąsiedni statek. Ta wbiła się w burtę. Wirginia przywiązała ją do skrzyni, w której znajdował się miecz, po czym wdrapała się na okręt.
- Mam pomysł! - zawołała do kumpli. - Nie dajcie się zabić! Wrócę, kiedy tylko dam radę!
- Co ty chcesz zrobić?! - krzyknął za nią Doknes.
- To, co należy! - odparła. Wskoczyła na statek, po czym zniknęła przyjaciołom z pola widzenia.
Powiem tak - nie jestem najlepsza w takim opisywaniu bez użycia odpowiednich słów :P poza tym, chcę was o coś zapytać. Mam zamiar, kiedy już skończę MASS, napisać kolejne FanFiction. Dwa z nich będą o Pokemonach, jedno o Stevenie Universe. Prawdopodobne tytuły to:
- Steven Universe: Piąta z Diamentów
- Pokemon: Od zera do bohatera
- (tutaj jeszcze nie mam tytułu, ale to będzie o TeamiePrzyjaźń jako trenerach w regionie Johto)
Co wolicie? Głosujcie :D także, dzięki za wszystko, narka i cześć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top