18. Walc wojowników
W porównaniu do ostatniego razu, kiedy przyjaciele byli w Norasiri, podziemne miasto zdawało się być niezwykle puste. Wydawało się też być dziwnie pusto, jakby to miejsce straciło cały swój tajemniczy klimat. Ponieważ wiele domów było pustych, Doknes i Hunter tymczasowo zatrzymali się w jednym z nich, Larisa zaś miała zostać w domu Wirginii.
- Ej, stary - powiedział Adam, kiedy szli przez miasto - Pamiętasz, kiedy byliśmy tu ostatnio? Jak uciekłeś z Sirinoir... W ogóle, po co to wtedy zrobiłeś?
- Nie mam pojęcia - odparł Hubert. - Tak jakoś... To tu, prawda? - zapytał, wskazując na jeden z budynków.
- Na to wychodzi. Chodźmy.
Dom już na pierwszy rzut oka wydawał się być nieco bogatszy od innych w okolicy. Jego wnętrze było urządzone bardzo skromnie, jednak elegancko. Znajdowały się tam dwa łóżka - jedno zwyczajnie na ziemi, drugie na niewielkim półpiętrze, sporo skrzyń, pieców i Craftingów. Z okien widać było budynek, w którym znajdowały się Larisa i Wirginia.
- Ja zajmuję górę! - zawołał Doknes, wskakując na półpiętro. Położył się w poprzek łóżka, zwieszając głowę z jego krawędzi.
- Jak wolisz - Hunter wzruszył ramionami, po czym położył się. - Stary... Nie martwi cię, co z resztą?
- Miejmy nadzieję, że są cali - odparł chłopak. - Gorsze jest chyba to, że Entity wrócił...
- To moja wina - stwierdził Adam. - Mogłem lepiej pilnować kamienia...
- Nikt z nas się nie spodziewał, że to się stanie - Hubert próbował pocieszyć kumpla. - Jakby ktoś inny go pilnował, to mogło by się zdarzyć to samo...
- Ale wiesz co? To nieco dziwne - Mistrz Skały uniósł rękę i poruszał leniwie palcami. - Bo wiesz... Zdaje mi się, że znamy tego kogoś. Sposób, w jaki on mówił, ten głos... On, czy raczej ona, po głosie, znała wszystkie moje taktyki. To zastanawiające... Ale lepiej na razie o tym nie myśleć. Chyba się zdrzemnę, a ty?
- Może pójdę sprawdzić, co u dziewczyn. I tak muszę pogadać z Wirginią...
- Tylko się nie zgub!
- Jasne, jasne.
Hubert podniósł się, po czym podszedł do drzwi. Ostatni raz spojrzał na Adama, który z pewnością odleciał już do krainy Morfeusza. Doknes wyszedł na pustą ulicę Norasiri, po czym cicho zamknął za sobą drzwi. Dom, gdzie znajdowały się siostry, znajdował się na skos od nich, więc chłopak szybko znalazł się pod drzwiami. Zapukał, po czym lekko nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Budynek był pusty, tylko Larisa siedziała na łóżku pod ścianą i czytała książkę. Na jej prawej nodze znajdował się gips sięgający kolana. Dziewczyna spojrzała na kumpla.
- Cześć - powiedziała. Jej głos brzmiał obojętnie, jednak widać było, że cieszy się ona z przybycia Doknesa. - Szukasz mojej siostry, prawda?
- W sumie tak... - zaczął, jednak od razu zauważył zawód w oczach przyjaciółki. Z tego, co zdołał się dowiedzieć, przez złamaną nogę nie mogła chodzić, co sprawiało, że była skazana na siedzenie w domu. - Ale wiesz? To może poczekać. Jak się czujesz?
- Całkiem dobrze, tylko to... - Larisa uniosła ranną nogę, po czym upadła zrezygnowana na łóżko. - Nie mogę w ogóle stąd wyjść i czuję się taka bezużyteczna dla drużyny...
- Nie jesteś bezużyteczna - Hubert usiadł na brzegu łóżka. - Po prostu jesteś ranna. Nie martw się, kilka tygodni i wszystko wróci do normalności!
- Tylko że my nie mamy tyle czasu! - jęknęła dziewczyna. Podniosła się. - Jeżeli chcemy przeżyć, musimy...
W tym momencie Larisa potknęła się o gips i upadłaby na ziemię, jednak Doknesa chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Mistrzyni Psychiki zarumieniła się i już chciała odsunąć się od przyjaciela, jednak w tym momencie przez otwarte okno do domu wpadła pochodząca gdzieś z ulicy muzyka. W jednej chwili do głowy Doknesa wpadł pewien pomysł. Był on, co prawda, szalony, ale miał sporą szansę na powodzenie... Chłopak wyciągnął szarmancko rękę w stronę Larisy, po czym zapytał:
- Mogę prosić panią do tańca?
Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym chwyciła dłoń Huberta. Muzyka przypominała trochę walc. Oboje zaczęli powoli krążyć po pomieszczeniu. Doknes cały czas wspierał przyjaciółkę, by nie upadła, a ta cały czas patrzyła mu z miłością w oczy. Chłopak parę razy okręcił dziewczynę. Co prawda, nigdy nie tańczył walca, jednak przychodziło mu to intuicyjnie... W pewnym momencie Hubert chwycił Mistrzynię Psychiki w pasie, po czym pochylił się nad nią. Ta, nieco niezręcznie się czując, uśmiechnęła się tylko i powiedziała cicho:
- Świetnie tańczysz.
- Jest rzecz, którą robię lepiej...
W tym momencie drzwi otworzyły się zamaszyście i do środka weszli Wirginia i Hunter. Doknes i Larisa w pierwszej chwili poczuli się nieco zbici z tropu. Chłopak pomógł przyjaciółce podnieść się, po czym zapytał, zupełnie jakby nic nie miało miejsca:
- Coś się stało?
- Musimy pogadać - odparł Adam. - Wiesz, męska rozmowa, jeden na jeden. Chodź!
- Już, chwila - Hubert pomógł Larisie usiąść na łóżku. Ta ucałowała go w policzek, po czym szepnęła:
- Dziękuje.
Przyjaciele wyszli z domu, po czym Hunter od razu zapytał kumpla:
- Co wy robiliście?
- Stary, nigdy w życiu nie tańczyłeś?
- Niezły jesteś. Szczególnie ten drugi obrót był świetny...
- Robiłem to pierwszy raz, więc... Moment. Czy ty nas podglądałeś?
- Wcale nie! - zaśmiał się Hunter, jednak widać było, że kłamie. Chłopak zaczął uciekać.
- Czekaj no! - zawołał za nim Hubert, również się śmiejąc, po czym popędził za kumplem.
Ten uczuć, kiedy wiesz, że normalnie coś takiego nie jest możliwe, więc próbujesz się dowartościować w ten sposób xD żałosne. No i sorki, że rozdział tak późno, ale mama mnie do Tesco wzięła, bo jutro do Poznania (znowu) jadę... Ale i tak dzięki za wszystko, narka i cześć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top