66. Największe poświęcenie
Przyjaciele przez dłuższą chwilę stali jak sparaliżowani w miejscu, spoglądając na śmierć Entity'ego. Każdy bał się odezwać chociażby słowem. Nikt nie mógł uwierzyć, że ich najgorszy wróg zniknął tak nagle... I że już nigdy nie wróci.
- Chyba nam zwiał - powiedział w końcu Dealer. Wśród grupy przeszedł cichy śmiech.
- Przynajmniej zdążyliśmy zetrzeć go w pył - dodał Hunter, a wszyscy wybuchli śmiechem.
Doknes, tknięty nagłym przeczuciem, odwrócił głowę. W jednej chwili zobaczył Larisę, leżącą po przeciwnej stronie rynku. Wstrzymał oddech, po czym popędził w jej stronę. Przyjaciele spojrzeli za nim.
Hubert dopadł do dziewczyny. Wszelkie ślady zakażenia zniknęły, jednak ta leżała na ziemi, nie ruszając się. Jej klatka piersiowa była ubrudzona krwią. Mistrz Lodu ostrożnie przyłożył ucho do piersi przyjaciółki, próbując usłyszeć bicie jej serca. Chłopak otworzył szerzej oczy. Poczuł, jakby grunt zniknął mu spod nóg. Nie słyszał niczego, nie czuł tętna ani oddechu Larisy...
- Lari... - wyszeptał, a po jego policzkach popłynęły rzewne łzy. - Lari, nie zostawiaj mnie... Proszę...
Wszyscy stanęli za Hubertem ze spuszczonymi głowami. Doknes ostrożnie ujął ciało zmarłej dziewczyny, po czym przytulił ją. Zginęła, bo chciała go ratować... Uratowała ich wszystkich. Swoim kosztem.
- Przykro mi, stary - szepnął Dealer, kucając obok chłopaka. MWK usiadł na ziemi po drugiej stronie. - Nam wszystkim będzie jej brakować...
- Zrobiła to, bo nie chciała, żebym zginął - wydusił Hubert przez łzy. - Ale sama umarła... Dlaczego? Nie wolała mnie zostawić?
- Bo cię kochała, nie rozumiesz? - wtrącił Marcin. - A jeżeli kogoś kochasz, to robisz wszystko, by ta druga osoba była bezpieczna, prawda?
- Ona mnie... Kochała? Ale jestem tylko zwykłym człowiekiem, a ona...
- A gdybyś ty pochodził z Cyberprzestrzeni, a ona stąd, z Ziemi, robiłoby ci to jakąś różnicę?
- No... No chyba nie... Poza tym, teraz już nigdy nie będę miał okazji, by powiedzieć jej, co do niej czułem...
- Uwierz, ona napewno zdążyła to zauważyć - Karol uśmiechnął się lekko, po czym położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
Hubert spojrzał na Larisę. Miała zamknięte oczy, ale się uśmiechała... Czy naprawdę odeszła dlatego, bo go kochała? Doknes nie był w stanie tego zrozumieć, ale czuł, że tak było... Jednak wolałby oddać wszystko, aby ona tu wróciła.
- Ten świat nie był wystarczająco dobry dla ciebie - szepnął, gładząc Mistrzynię Psychiki po policzku. W jego oczach znowu pojawiły się łzy, kiedy tylko poczuł jej chłód. - Przepraszam, że nie umiałem cię ochronić.
W tym momencie chłopak poczuł ból w okolicach miejsca, gdzie dawniej Entity przeszył go mieczem. Hubert przyłożył dłoń do swojej klatki piersiowej. Rana zagoiła się, jednak mimo wszystko chyba miał coś uszkodzone... Otarł łzy z oczu, po czym ostatni raz przytulił Larisę. Dealer kątem oka zauważył ból kumpla.
- Wszystko gra? - zapytał.
- Jasne, tylko to miejsce, gdzie dostałem, trochę mnie boli...
- Zadzwonić po pogotowie? W gruncie rzeczy, Entity mocno ci przyłożył...
- Nic mi nie będzie - odparł cicho chłopak, po czym podniósł się z ziemi.
- Odprowadzić cię do domu? - zapytał troskliwie MWK.
- Dzięki, ale trafię - parsknął Hubert.
- Wiem, ale nie chcesz, no nie wiem...
- Nie! Odczepcie się ode mnie! - krzyknął chłopak, po czym przecisnął się pomiędzy przyjaciółmi i popędził w stronę domu.
- Poczekaj, stary! - zawołała za nim Ishyx. - Pogadamy, wszystko będzie dobrze!
Wszyscy spojrzeli po sobie, po czym westchnęli ciężko. Nikt nic już nie powiedział, po czym każdy ruszył w swoją stronę.
Nawet nie wiecie, jak strasznie chcę się zajebać :) ale najpierw muszę skończyć to pieprzone MASS... MGH raczej nie będzie, bo do tego czasu nie wytrzymam :) dzisiaj poprosiłam jedną z ochroniarzy Huberta na Messengerze, czy mogłabym przeprosić Doknesa. Oczywiście nie dostałam rozgrzeszenia... Dlatego skończę tą powieść i pójdę się zajebać :) także dzięki za wszystko, wpadajcie na Spryskiwacze Larisy, narka i cześć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top