30. Wyspa Smoków

Portal, którym MWK, Ishyx i Mardey wyszli z jaskiń znajdował się w dziwnym, nieznanym nikomu z nich miejscu. Znajdowali się na niewielkiej, zielonej polanie. Dookoła nich rosły drzewa przypominające palmy. Było bardzo ciepło, a z pewnej odległości słychać było szum morza. Przyjaciele od razu rozejrzeli się.
- Wie ktoś, gdzie my jesteśmy? - zapytał Marcin.
- Nie mam pojęcia - odparła jego siostra. - Mam dziwne wrażenie, że już tu kiedyś byłam...
- Ja też... Ale czemu?
- Ej, ludzie - przerwał im Mardey, po czym wskazał na zarośla pomiędzy drzewami. - Chyba ktoś nas obserwuje.
Przyjaciele przyzwali swoją broń, po czym spojrzeli w stronę krzaków. Poruszyły się one lekko i zza roślin wyszły trzy postacie. Byli to wysocy, dorośli mężczyźni. Każdy z nich trzymał w dłoni opuszczoną kuszę. Pierwszy z nich, o czarnych włosach i oczach w tej samej barwie, który stał najbliżej, uniósł broń i zapytał:
- Kim jesteście? I skąd się tu wzięliście?
- J-ja jestem MWK - zająknął Marcin, po czym wskazał na towarzyszy. - A to są Ishyx i Mardey. A co do tego, skąd się tu wzięliśmy, to... Nie wiemy.
- Znaczy się, wiemy - uściśliła dziewczyna - po prostu będąc w jaskiniach znaleźliśmy portal, który... - Mistrzyni Walki odwróciła się i chciała wskazać ranną dłonią na przejście, to jednak zniknęło. - Ale... On tu przed chwilą był?
- Hm... Jeszcze nikomu nie udało się dostać ma Wyspę Smoków jakimś zwykłym portalem - stwierdził mężczyzna. - Czyli jesteście pierwsi...
- To Wyspa Smoków? - zapytał Mardey. Cała trójka nieznajomych pokiwała głowami.
- Zgadza się - powiedział drugi z nich. Miał siwe włosy, zielone oczy i prawdopodobnie był z nich wszystkich najstarszy. - Lepiej będzie, żeby obejrzał was Renji... Ale niestety nie ma go w wiosce. Ale pomimo tego, pójdziecie z nami?
- Chyba nie mamy innego wyjścia - odparł MWK, po czym dodał szybko, nie chcąc brzmieć niegrzecznie - Znaczy się, sami sobie tutaj chyba nie poradzimy...
- Dobrze, chodźcie.
Przyjaciele powoli ruszyli za mężczyznami. Ci raz na jakiś czas strzelali w krzaki, zupełnie jakby czaiły się tam jakieś niebezpieczne zwierzęta. Panowała nieznośna cisza, którą przerywał tylko cichy szum liści i fale oceanu uderzające o brzeg. Marcinowi i Ishyx cały czas wydawało się, że skądś znają to miejsce... Ale skąd? Przecież Wyspa Smoków była najbardziej oddaloną od Sirinoir wyspą w Cyberprzestrzeni... Można było ją nazwać końcem świata, jednak żyli tu jacyś ludzie. Jak mogli się oni tu kiedyś dostać?
Wioska, o której mówili nieznajomi, znajdowała się niedaleko polany. Leżała ona tuż nad brzegiem morza. Znajdowało się tam wiele drewnianych domów i niewielkich pól uprawnych. Wielu ludzi znajdowało się na zewnątrz i pracowało lub też chodziło między budynkami, rozmawiając. Roztaczający się widok był naprawdę piękny. Mężczyźni w pewnym momencie zatrzymali się, a ten najstarszy powiedział:
- Za parę dni nasz wódz, Renji, powinien wrócić z wyprawy. Wtedy dowiemy się, co z wami zrobić... Tymczasem, moglibyście trochę się rozejrzeć. Co wy na to?
- Bardzo chętnie - odpowiedziała Ishyx. - Postaramy się nie sprawiać kłopotów...
Trójka nieznajomych odeszła w stronę centrum wioski, natomiast przyjaciele powoli ruszyła po obrzeżach. Chcieli trochę dowiedzieć się od miejscowych ludzi. Może któryś z ich przyjaciół również się tutaj przypadkiem znajdzie? W pewnym momencie, przechodząc pomiędzy drewnianymi chatkami, usłyszeli oni czyjś głos, mówiący:
- Ishyx? MWK?
Przyjaciele odwrócili się i zobaczyli, że w drzwiach jednego z domów stoi dwójka dorosłych ludzi - kobieta o rudych włosach i niebieskich oczach, w długiej, czarnej sukni i mężczyzna o szarych włosach i oczach, ubrany w długie spodnie i krótką bluzkę. Mistrzyni Walki od razu łzy zaszkliły się w oczach, po czym podbiegła ona do pary i rzuciła się kobiecie na szyję.
- Mamo! Tato! - zawołała. - To wy! To naprawdę wy!
- Córuś! - mężczyzna również przytulił Ishyx. Spojrzał on w stronę dwóch chłopaków stojących kawałek dalej. - MWK, jak to? Nie poznajesz swojego staruszka?
- Tata? - zapytał chłopak, po czym podbiegł do ojca i przytulił go mocno. - Ale... Przecież moi rodzice żyją na Ziemi! Jak to możliwe?
- Nie mogliśmy zostawić ciebie tutaj, w Cyberprzestrzeni... Oddaliśmy ciebie do rodziny zastępczej na Ziemi, kiedy miałeś zaledwie miesiąc. Ale tak właściwie oboje pochodzicie stąd, z Wyspy Smoków! Jak tu się dostaliście?
- To naprawdę długa historia - odparła Ishyx. Odwróciła głowę i zobaczyła Mardeya, który dalej stał w tym samym miejscu. Uśmiechał się, chociaż widać było, że jest mu trochę głupio. - Może wszystko wam opowiemy w środku?
- Dobry pomysł - matka dziewczyny otworzyła szerzej drzwi. - Chodźcie. Widzę, że macie za sobą naprawdę wiele przygód.

Ohayo wam :D sorki, że wczoraj nie było rozdziała, ale:
a) nie chciało mi się,
b) nie chciało mi się,
c) nie chciało mi się.
Także ten xD ale w zamian za to, zaraz siadam i piszę tak wyczekiwany przez was specjal z okazji 1k wyświetleń. Naprawdę, jesteście wielcy :* także, dzięki za wszystko, narka i cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top