48. Rozdzieleni
Erupcja Mt. Evernight nastąpiła chwilę po tym, kiedy Dealerowi, MWce, Sheo i Mardeyowi udało się uciec z wnętrza góry. Olbrzymie ilości lawy ścigały ich, podpalając najbliższe drzewa. Wydawało się, że wystarczy chwila, by rozżarzona magma zalała całą wyspę.
- Nie uciekniemy! - krzyknął MWK. Dealer, który nadal przemieniony w lwa biegł na przodzie, w jednej chwili zatrzymał się, odwrócił i spojrzał odważnie w stronę Mounta Evernight.
- Nie - szepnął. - Mam plan... Czekajcie tu!
- Ale stary, co ty...
Ogniste Akuri postąpiło parę kroków do przodu. Lawa już prawie zalała mu łapy, ten jednak zacisnął powieki, po czym uniósł łeb i ryknął potężnie, a odgłos zatrząsł całym lasem. W jednej chwili tuż przed lwem pojawiła się półprzezroczysta, czerwona tarcza, osłaniająca również jego przyjaciół. Magma i płomienie omijały ich z daleka. Bestia stanęła na tylnych łapach, po czym mocno tupnęła przednimi o ziemię. W jednej chwili cała lawa zaczęła powoli wsiąkać w ziemię niczym kamfora. Wystarczyło pół minuty, po czym wszelkie ślady wybuchu wulkanu zniknęły.
- O stary... - zaczął Mardey, po czym wszyscy zaczęli wiwatować. Lew odwrócił głowę, spojrzał na przyjaciół, po czym upadł na ziemię i w jasnym świetle znowu przemienił się w człowieka. Przyjaciele podbiegli do niego.
- Dealer... - szepnął Sheo. - Żyjesz?
- To była ostra akcja - jęknął Karol. - Obudźcie mnie w przyszłym tygodniu...
- Chodź, ziom - MWK podtrzymał kumpla z jednej strony, Mardey z drugiej, po czym pomogli mu wstać. - Uratowałeś nas wszystkich... Poza tym, masz epickie Akuri!
- To chyba jeszcze nie wszystko, co umiem - zaśmiał się. Wyglądał na wykończonego. - Wiecie, co z Luną i Roxem? Albo z Larisą i Doknesem?
Wszyscy wzruszyli ramionami. Wiedzieli tylko tyle, że Luna uciekła z Michałem dzięki swej mocy szybkości, a Larisa z Hubertem... W jednej chwili przyjaciele uświadomili sobie, że oboje mogli tam nadal być. Jednocześnie spojrzeli w stronę Mt. Evernight. To nie mogło być możliwe...
- Myślicie o tym samym, co ja? - zapytał Sheo. Reszta pokiwała głowami, dalej wpatrując się w wulkan.
- Powinniśmy tam wrócić? - zaproponował MWK. Reakcja była identyczna.
W jednej chwili rozległ się dziwny odgłos, przypominający nieco stłumioną wibrację, dochodzący z kieszeni spodni Karola. Chłopak przypomniał sobie o dziwnym przedmiocie, który Larisa rzuciła do niego przed jego ucieczką. Wydobył go z kieszeni i zobaczył, że jest to niewielki, biały kamień o okrągłym kształcie. Drżał nieco i świecił. Dealer pokazał go reszcie przyjaciół.
- Co to? - zapytał Marcin. Wziął od kumpla kamyk i spojrzał na niego pod światło. - Skąd go masz?
- Lari mi go rzuciła, zanim uciekliśmy...
- To pewno bomba! - krzyknął Sheo. - Allah akbar!
Mówiąc to, wyrwał kamień z dłoni MWKi i rzucił nim o ziemię. Nic się nie stało, a wszyscy spojrzeli na Maćka jak na idiotę. W tym samym momencie kamyk przestał błyszczeć, po czym z jego wnętrza rozległ się głos:
- Dealer? Chłopaki? Słyszycie mnie?
- Larisa? - zapytał zaskoczony Dealer, kucając na trawie przy kamieniu. - To ty?
- Całe szczęście... Dobrze was słyszeć! Nic wam nie jest? Jesteście cali?
- No jasne... A co z wami? Uciekliście?
- Pewnie... Teleportacja to jedna z wielu rzeczy, które udało mi się ogarnąć przez te wszystkie lata. Wzięłam Doknesa, ale...
- Żyje?
Po drugiej stronie rozmowy zapadła cisza. Chłopacy również umilkli, oczekując w napięciu na odpowiedź. Po dłuższej chwili jednak usłyszeli głos dziewczyny:
- Żyje.
Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Jest ciężko poparzony, ale przeżyje. Zawdzięcza ci życie, Dealer! Ale do rzeczy... Gdzie uciekliście?
- Chcieliśmy się udać w stronę tej wioski, którą mijaliśmy przy brzegu - zaczął Sheo. - Co myślisz?
- Niezły pomysł... Ale, Maciek?
- Hm?
- Nie wszystko, co się świeci i wibruje to bomba. Zapamiętaj to.
- No dobra...
- A tak poważnie, to powinniście udać się nad brzeg. Znam sposób, żebyście wrócili do naszego wymiaru. Szukajcie człowieka imieniem Re. Powołajcie się na mnie i powiedzcie, że mamy niedokończone rachunki. Jeżeli znajdziecie się poza Areną, uciekajcie do Sirinoir...
- A co z wami?
- Nie martwcie się o mnie i Huberta. Zajmę się nim i wrócę do was... Tylko uważajcie na siebie.
- Jasne!
- Bez odbioru, chłopaki.
- Bez odbioru.
Oficjalnie oświadczam, że zmarłam w środku :D Donki ma dziewczynę. Oznacza to, że w jego sercu bądź też umyśle nie ma już miejsca na mnie i mogę iść się zabić :D to oznacza, że jutro może nie być rozdziału, bo mnie ręce będą boleć po cięciu się :D także raczej nie wysyłam mu MLBP. To mu nie robi żadnej, ale to żadnej różnicy :D no, to ja idę szukać mojej finki, a tymczasem dzięki za wszystko, narka i cześć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top