14. Niespodziewana walka

Następnego ranka Dealer obudził się bardzo wcześnie. Chcąc ponapawać się chwilką samotności, zaczął przypominać sobie rzeczy, który wydarzyły się zeszłej nocy. Kto by pomyślał, że Ishyx potrafi być taka... Delikatna? Chłopak pomyślał o tym, że kiedyś podobała mu się Larisa. Potem zauroczył się w Wirginii... Ale teraz miał Ishyx. Był pewien, że ona również bardzo go lubi, i nie chciał tego zmieniać.
Po jakimś czasie ściana, za którą był ukryty korytarz, zniknęła, zachęcając Karola do wejścia na Arenę. Ten początkowo ignorował to, jednak po dłuższej chwili coś sobie uświadomił. Czekająca go walka na pewno nie powinna być zbyt trudna, a była to darmowa szansa, by zabłysnąć przed Mistrzynią Walki... Podniósł z ziemi swój miecz i powoli ruszył przez tunel. Cały czas był pewny swojej wygranej, więc nawet nie zastanawiał się nad tym, jaki przeciwnik go czeka. Kiedy jednak wyszedł z korytarza na złoty piasek Areny, usłyszał głos z góry:
- Pierwszym wojownikiem będzie kolejny Brat Przeznaczenia! Nie miał on jeszcze okazji walczyć, ale kto wie, może to on okaże się być najsilniejszym? Oto Dealer, Mistrz Ognia!
Karol uniósł ręce w zwycięskim geście, jak gdyby już wygrał pojedynek. Po chwili usłyszał dalszą część tej wypowiedzi:
- Jego przeciwnikiem będzie osoba, którą znaleziono ostatnio w lesie. Tak samo, jak resztę legendarnych Braci... Może i jeszcze nie rozwinął on swojej mocy żywiołu, ale może sobie poradzi? Czas pokaże! Mardey, Mistrz Stali!
- Mardey? - zapytał samego siebie zaskoczony Dealer. - A ja już się martwiłem... On? Nikt, z kim bym sobie nie poradził.
Chłopak, który dopiero teraz wyszedł na Arenę, wydawał się być nieco przestraszony. Jego jedyną bronią była srebrna tarcza, okrągła, najeżona kolcami. Karol uśmiechnął, a z jego wzroku dało się wyczytać: "Nie masz szans".
- Ogień kontra Stal! Kto zwycięży, a kto poczuje gorzki smak przegranej? Zaczynajcie!
Dealer zaatakował od razu, nawet się nie zastanawiając. Uniósł dłoń, z której wystrzelił słup ognia, który trafił w Mardeya. W miejscu, gdzie uderzył, rozległ się wybuch, a Arenę zakrył dym. Przez dłuższą chwilę na trybunach zapadła cisza, aż w końcu Karol zawołał:
- One shot, one kill!
Wszyscy zaczęli wiwatować, zupełnie, jakby walka już się zakończyła. Po chwili jednak wszyscy ujrzeli, że dym uleciał, a przeciwnika otaczała srebrna kopuła, która go ochroniła. Chłopak uniósł głowę i półprzezroczysta tarcza zniknęła.
- Myślałeś, że tak łatwo pójdzie co z papą Mardeyem? - zawołał. Dealer przez chwilę zwątpił, nic jednak nie odpowiedział, tylko uniósł miecz i pobiegł w stronę przyjaciela. Próbował go zaatakować, ten jednak bronił się swoją tarczą - w sumie nie wiadomo, czy po to, żeby nic sobie nie zrobić, czy po to, by zdenerwować Karola. W każdym razie, i jedno i drugie wychodziło mu równie dobrze.
- Tylko tchórze się tak kryją - prychnął Dealer z pogardą. Mardey złośliwie się uśmiechnął.
- Skoro tak mówisz...
Chłopak odskoczył i cisnął tarczą w przeciwnika. Karol próbował się uchylić, pocisk jednak trafił go w skroń i Dealer poleciał na piasek. Podniósł się i przyłożył dłoń do miejsca, w które dostał tarczą. Zobaczył, że powstała tam mała rana, z której pociekła krew. Chwycił za miecz i znowu zaatakował. Mardey znowu zaczał się bronić, co w końcu do końca zdenerwowało Dealerka. Tym razem po prostu chwycił za krawędź tarczy i popchnął chłopaka. Jego broń potoczyła się po ziemi, a Mardey ledwo zdążył odskoczyć przed kolejnym atakiem.
W tym momencie na ułamek sekundy niebo zrobiło się czarne, a po chwili cała ta ciemność spłynęła na środek Areny. Przybrała ona postać wysokiej, czarnej postaci ze srebrnym mieczem w dłoni. Wbiła ona broń w piasek, a z ziemi wystrzeliły olbrzymie skały. Dealer nie zdążył się odsunąć, kiedy jeden z kamieni wepchnął go prosto w ścianę. Mardey osłonił twarz ręką, jednak skały zatrzymały się tuż przed nim, a potem zniknęły. Cienista postać jeszcze raz spojrzała na dwóch wojowników, po czym wskoczyła na trybuny, potem chwyciła się szklanej kopuły i zniknęła.
Przez dość długą chwilę zapadła cisza. Mardey wstał, jednak Dealer nadal nie mógł się podnieść. Po tym rozległ się głos:
- Tak więc... Zwycięża Mardey, Mistrz Stali!
Chłopak spojrzał oniemiały na trybuny, na których ludzie zaczęli skandować jego imię. Na Arenę weszło kilka Pigmanów. Dwóch z nich zaciągnęły Dealera do jednego z korytarzy, jeden zaś podszedł do Mardeya i wskazał mu na jego tunel. Chłopak spojrzał ostatni raz na nieprzytomnego Dealera i na wszystkich ludzi, którzy siedzieli na widowni, podniósł z ziemi swoją tarczę i zniknął w korytarzu.

Kolejna rzecz, której nikt się nie spodziewał ^^ od tej pory zrobi się na serio ciekawie... Ale zobaczycie :D jeszcze raz dzięki za wszystko, narka i cześć :D

PS sorki, że wczoraj był tak późno rozdział, no ale miałam malutkie problemy z internetem :/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top