12. Rodzeństwo
Kiedy MWK wracał do celi, w jego głowie zaczęły pojawiać się dziwne myśli. Przeczuwał coś dziwnego, co nadejdzie już niedługo... Nie wiedział jednak, co takiego. Może będzie z kimś walczył? Miał pewne szanse z Dealerem i Doknesem, wiedział jednak, że pomimo wszystko nie byłby w stanie wygrać w Larisą... A Ishyx? Chłopak próbował odrzucić od siebie wizję walki z przyjaciółką. Czuł pomiędzy sobą a Mistrzynią Walki dziwną więź... Właściwie od momentu, kiedy ją poznał. Kiedy, kontrolowany przez Herobrine'a, walczył z nią... Poczuł, że coś ich łączy. Nie miał pojęcia, co...
Przez chwilkę siedział na łóżku, myśląc, jednak jedna ze ścian osunęła się, ukazując wejście na korytarz. Po dłuższym braku reakcji przez chłopaka ściany dookoła zaczęły drżeć, jakby popędzając go.
- Już, moment - mruknął, wstając. Podniósł swój łuk z ziemi i powoli ruszył przez tunel. - Ciekawe, z kim będę musiał się naparzać... Miejmy nadzieję, że dam radę.
Korytarz szybko się zakończył. Z góry rozległ się znany już chłopakowi głos, mówiący:
- Cóż za piękny, spokojny dzień... Przydałoby się go trochę zelektryzować, nie uważacie? Pierwszym wojownikiem będzie rzekomy Brat Przeznaczenia, MWK, Mistrz Piorunów!
Całe trybuny wiwatowały, podobnie jak wtedy, kiedy swoją walkę rozpoczynał Doknes... Marcin nałożył na cięciwę łuku strzałę i skierował ją w stronę ziemi. Spojrzał w stronę drugiego wyjścia.
- A jego przeciwnikiem... Przepraszam, przeciwniczką - kontynuował głos - będzie dziewczyna, która kiedyś już tu była, jednak udało się jej oswobodzić. Z pewnością godna przeciwniczka! Oto...
"Larisa?" - pomyślał MWK.
- Ishyx, Mistrzyni Walki!
Dziewczyna wyszła z drugiego tunelu. Cały tłum szalał, widocznie chciał zobaczyć walkę dziewczyny... Z jej przyjacielem.
- Pioruny kontra Walka! Kto zwycięży? Zaczynajcie!
Ishyx spojrzała zdezorientowana na Marcina. Zamknęła oczy, uniosła miecz i ruszyła w jego stronę. MWK szybkim spojrzeniem odnalazł wśród ludzi Larisę, Doknesa, Dealera i Sheo. Obarczył ich błagalnym wzrokiem, jakby pytając, co ma zrobić, kiedy jakaś potężna siła powaliła go na ziemię.
- Ishyx! - MWK, nie podnosząc się, zaczął się wycofywać. - Nie musimy walczyć...
- Wiem, że nie musimy - powiedziała. Chociaż próbowała brzmieć pewnie, głos nieco się jej łamał. - Jeżeli któreś z nas nie zwycięży, zabiją nas oboje...
Marcin podniósł się i zablokował kolejny cios dziewczyny łukiem. Chociaż nie chciał tego robić, wypuścił strzałę, która poleciała w stronę Ishyx. Ta zwinnie ją ominęła i niczym kobra zaczęła zbliżać się w jego stronę. Kolejny atak znowu powalił chłopaka. Oczy dziewczyny zabłysnęły.
- Przepraszam, Marcin - szepnęła. Zamknęła oczy i uniosła miecz. MWK osłonił twarz ramieniem.
Ishyx jeszcze chwilę zamierzała się na przyjaciela, w końcu jednak zrezygnowana opuściła miecz. Jedyne, co zdołała zrobić chłopakowi, to rozciąć mu kawałek rękawa bluzki. Z jej oczu popłynęły łzy.
- Nie dam rady - szepnęła. Wyciągnęła do MWKi rękę i pomogła mu wstać. Zahaczyła wzrokiem o rozdarcie na ubraniu chłopaka i zauważyła na nim mała bliznę pod łokciem Marcina. Przypominała ona nieco miecz...
- MWK?
- Tak? - zapytał. Widział, że dziewczyna jest czymś zaskoczona.
- Od dawna masz to znamię?
- To? - wskazał na znak na ramieniu. - Chyba od urodzenia. Moja mama miała takie na nodze...
- Moja też - szepnęła. Rozprostowała palce lewej ręki, gdzie na małym palcu miała podobną bliznę. - No i ja także... A kiedyś słyszałam, że moja rodzina ma coś takiego...
- Moment - przerwał jej. - Mój tata kiedyś wspominał, że mam siostrę, podsłuchałem jego rozmowę przez telefon. Czyli...
- Braciszku - Ishyx rzuciła się Marcinowi na szyję. - Tak długo cię szukałam, i nareszcie cię znalazłam!
Trybuny ucichły. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na rodzeństwo. Rozległ się głos z góry:
- To urocze... Ale żeby przeżyć, trzeba walczyć!
W tym momencie z tuneli zaczęło wychodzić mnóstwo Pigmanów. Otoczyły one MWKę i Ishyx. Oboje unieśli broń.
- To jak, siostrzyczko - zapytał Marcin. - Spierzemy parę świń?
- Jasne, braciszku!
Pierwsze Zombie Pigmany zaatakowały przyjaciół, jednak Mistrzyni Walki odepchnęła je. Dwóch kolejnych padło na piasek od strzały Mistrza Piorunów. Na środku Areny zakotłowało się, wszystko jednak trwało kilkanaście sekund. Już po chwili wszystkie Pigmany leżały martwe lub ranne na ziemi. Przez dłuższą chwilkę zapadła grobowa cisza, którą przerwał głos:
- Powinniście zginąć oboje... Ale mam dziś dobry humor. Także MWK, Mistrz Piorunów i Ishyx, Mistrz Walki, zwyciężają!
Ludzie na trybunach zaczęli krzyczeć - niektórzy z radości, inni natomiast domagali się dalszej walki. Rodzeństwo jeszcze raz przytuliło się, a potem oboje rozeszli się w swoją stronę.
Kto się spodziewał? Bo ja nie :D w każdym razie, jutro może nie być rozdziału z osobistych powodów, ale postaram się zrobić, co tylko mogę ^^ wielkie dzięki za wszystko, narka i cześć! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top