35. Kłótnia

Kiedy tylko Larisa wróciła, Doknes stał oparty o barierki na tarasie. Nie odzywając się, patrzył w stronę pobliskiego lasu. Dziewczyna podeszła bliżej przyjaciela i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Wszystko OK? - zapytała. Hubert pokiwał głową, nadal jednak nic nie mówił. - Słuchaj, gadałam z Ishyx, jest lepszy sposób, aby się stąd wydostać. Myślę, że jeżeli jutro w nocy...
- Lariso... Nie mogę wam pomóc. Już ostatnio wystarczająco was naraziłem, poza tym nie wiem, jak poradzę sobie bez Akuri...
- A zanim w ogóle je otrzymałeś, radziłeś sobie, prawda?
- Ale to było co innego, sama mówiłaś, że Entity jest groźniejszy od Herobrine'a... A jeżeli znow...
- Co do tego, to prawda - przerwała mu dziewczyna - Uwierz mi, bez ciebie nie damy sobie rady... Może i narażanie Braci Przeznaczenia to słaby pomysł, ale to konieczne... Więc jak? Wolisz tu pozostać, cały czas bojąc się błędu, czy iść jutro z nami i liczyć, że los będzie po twojej stronie?
Hubert zamilkł. Nie wiedział, co ma odpowiedzieć... Larisa mu ufała, to było pewne. Jednak dlaczego to robiła, jeżeli Doknes nie chciał zaufać samemu sobie? Przejechał dłonią po barierce, zastanawiając się nad odpowiedzią. Z jednej strony, widział w głowie wszystko, co może im się przydarzyć, i z czym poradzą sobie tylko współpracą... Ale czy to było w ogóle realne? Już wystarczyło, że Hubert powoli przestawał wierzyć w istnienie Cyberprzestrzeni, Legendy Braci Przeznaczenia, wszystkich Mistrzów Żywiołów... To było zbyt niezwykłe, by mogło być prawdziwe.
- Rozumiem - stwierdziła Larisa. Zazwyczaj jej głos był ciepły i spokojny, teraz jednak dziewczyna zdawała się mówić "Mów szybko albo nie mów nic". - Chcesz jeszcze pomysleć... Dobrze - Mistrzyni Psychiki powoli odeszła w stronę mieszkania. - Na twoim miejscu bym się nie zastanawiała. Nie jestem tchórzem, który próbuje decydować, czy ważniejsze jest życie moje czy moich...
- Oh, wypraszam sobie - parsknął Doknes. - Możesz nazywać mnie, jak tylko chcesz, ale na pewno nie jestem tchórzem. Czy tchórz stawiłby czoła jakiejś starej przepowiedni? Nie zapominaj, kto cię uratował, gdy chcieli cię ściąć...
Larisa odwróciła głowę. W jej oczach zalśniły złowieszcze iskry.
- Śmierć to tylko chwila naprzeciw wieczności. Myślisz, że sama bym sobie nie poradziła?
- No chyba nie, skoro nie protestowałaś. Gdyby nie ja, nie żyłabyś już dawno.
- I co z tego? Przepowiednia wypełniłaby się mimo wszystko. Chyba że powybijaliby was w zamku, gdybyście nie mieli kogoś takiego jak ja, kto zna każdy jego kąt...
- Skoro przepowiednia sama by się wypełniła, to po co ingerowałaś?! - krzyknął Doknes. Poczuł, jak jego emocje biorą górę, jednak nie obchodziło go to. - Gdybyś nic nie zrobiła, nie siedzielibyśmy tu, w zamknięciu jak sardynki w puszce!
- Beze mnie byście nie przeżyli! Sam kiedyś mówiłeś, że jestem wam potrzebna!
- Czyli teraz nie jesteś? To przez ciebie tu jesteśmy!
Larisa zamilkła. Przez chwilę chciała otworzyć usta i coś powiedzieć, jednak w jej oczach pojawiły się łzy. Otarła je rękawem i rzuciła tylko, ignorując swój łamiący się głos:
- Skoro nie jestem ci potrzebna, rób jak chcesz. Mam pewną sprawę do załatwienia. Jeżeli będziesz czegoś potrzebował, poszukaj w środku.
Dziewczyna podeszła do kręconych schodów i zbiegła z  nich, a jej kroki rozniosły się echem. Dopiero kiedy Larisa odeszła, Doknes uświadomił sobie, co zrobił. W końcu, ona nie zrobiła nic złego; powiedziała tylko, że nie jest tchórzem... Hubert chciał pobiec za nią, zatrzymać ją, przeprosić, wyjaśnić, że nie chciał jej urazić... Ale na to było już za późno. Chłopak usiadł na ziemi w miejscu, gdzie stał i osłonił oczy ręką. Pragnął, aby parę ostatnich minut było tylko jego złym snem... Była to jednak prawda. Smutna rzeczywistość...
Doknes wstał, podniósł z tarasu swoją siekierę i oparł się o barierki. Położył lewą rękę i podwinął rękaw bluzki. Przyłożył delikatnie ostrze swojej broni do nadgarstka. Nigdy wcześniej się nie ciął, ale zawsze musi był ten pierwszy raz...
Zanim topór zostawił po sobie pierwszy krwawy ślad, w Huberta wstąpiła nagle nowa nadzieja. Opuścił broń. Może jutro przeprosi Larisę, a przy okazji wyzna, co do niej czuje? Doknes gwałtownie wyprostował się, jednak po zaledwie ułamku sekundy otucha wyleciała z niego jak powietrze z przekłutego balonu. A jeżeli dziewczyna mu nie wybaczy? Chłopak westchnął ciężko i oparł głowę o ścianę. Nie potrzebował nawet minuty, by zapaść w twardy sen.

Oj, Donki Donki... Nie uczyli cię, że miłość cierpliwa jest? XD w każdym razie, nie wściekajcie się na mnie, bo... Będzie gorzej xD tak wiem, zajebiste wytłumaczenie. W każdym razie ostatnio nie było rozdziałów, sorki, ale no cóż, moja powieść sama się dla Hubiego nie poprawi ❤️ w każdym razie, coś jeszcze mam do was: ogarnijcie sobie moje Nominacje w nowej osobnej "historii" #BrakujeMiLepszegoSłowa, bo za 1 followera specjal i mój ryj xD będziecie mogli ocenić, jak bardzo mam szansę u Doknesa w skali 1/10 (teraz się tego wyprzecie, ale nie będzie więcej nić 4 :/) no, to chyba tyle :P dzięki za wszystko, narka i cześć!

Licznik niefartów Doknesa: 2,5

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top