17. Pojedynek na śmierć i życie

Tego ranka wszyscy byli zdenerwowani. Kiedy tylko przyjaciele przedyskutowali temat zeszłej nocy, uznali, że rzeczywiście muszą jak najszybciej wydostać się z Areny. Zdawali sobie jednak sprawę z tego, że nie będzie to prosta rzecz.
- Te ściany w celach są z Netherracku - zauważył Rox. - Może da się je jakoś rozkopać?
- Próbowałem - odparł Dealer. - Za nimi jest Bedrock. Trochę to dziwne, ale w ten sposób na pewno nie damy rady.
- Albo rozwalimy szkło? - zaproponował MWK. Od ostatniej nocy czuł się on znacznie lepiej. - Trochę TNT powinno załatwić sprawę...
- Jak chcesz rozwalać tą kopułę, to powodzenia - prychnęła Larisa. - Tyle, że jeżeli zrobimy dziurę w jednym miejscu, cały dach poleci. Wtedy to nawet w nocy ktoś to zauważy.
- A masz jakiś lepszy pomysł?
- Poczekajmy, co się wydarzy. Może będzie, nie wiem, jakiś bunt...
- A nie pamiętasz, co było ostatnio, jak się zbuntowaliśmy? - przerwała jej Ishyx. - Ledwo uszłyśmy z życiem. Zapomniałaś?
- Zawsze trzeba mieć nadzieję. Carlos sam z siebie na pewno nas nie wypuści.
- A co robimy z Hunterem? - zapytał Doknes. - Jak wróci, albo coś?
- I w ogóle co się z nim stało? - dodał Dealer. - Entity go opętał, czy jak?
Larisa rozłożyła ręce. Nawet ona nie znała odpowiedzi na to pytanie. Po chwili namysłu powiedziała tylko, nieco nieobecnym głosem:
- Zobaczymy.
Kiedy Pigmany kazały przyjaciołom wracać do cel, ci nie oponowali. Cały czas martwili się wszystkim, co mogło ich spotkać - od rychłej śmierci po nagłe pojawienie się Entitiego303, nie wiadomo kiedy i gdzie. Teraz o wszystkim decydował los... A oni nie mogli nic z tym zrobić. Musieli po prostu wytrwać.
Chociaż nikomu o tym nie mówił, najbardziej martwił się Doknes. Skoro 303 kontrolował Huntera czy, jak to on mówił, Shadowa, może mógł zrobić to samo z nimi... Nikt o tym nie wiedział, ale tej nocy Hubert w śnie widział Entitiego. Mówił coś do niego, jednak jedynymi dwoma zdaniami, jakie zrozumiał, były "Jeszcze będziecie moi" i "Nie popełnię tego błędu, co Herobrine". Czyli jakiego?
Ledwo zdołał on wejść do celi, ściana zamknęła się za nim z głośnym łoskotem. Chłopak usiadł na łóżku i oparł głowę o ścianę. To wszystko wydawało się być tak dziwne... Mógł teraz być w swoim domu w Bielsku-Białej, nagrywać film na YouTube, nie martwić się niczym... Gdzie popełnił błąd? Co sprawiło, że się tu znalazł?
- Jestem potrzebny - szepnął sam do siebie. - Jestem częścią przepowiedni... Ale czy włączenie się w to był moją decyzją? Chyba tak... Czy jest w ogóle jakaś szansa, że wrócę do domu? Może zginę, ratując przyjaciół?
W tym momencie ściana osunęła się, odsłaniając wejście na ciemny korytarz. Doknes już chciał podnieść z ziemi siekierę, kiedy zatrzymał się, wstając z łóżka. Miał bardzo złe przeczucia... Ta walka nie wydawała się być taka zwykła. Może właśnie teraz zakończy swoją przygodę? W końcu jednak chwycił broń i powoli ruszył przez korytarz.
Pochodnie rzucały dziwnie słabe światło. Powietrze było przesiąknięte niepokojem. Zdawało się, że świat czeka w napięciu na to, co się wydarzy... Hubert był już blisko końca tunelu, kiedy z góry usłyszał charakterystyczny, jak zawsze spokojny głos:
- Dzisiejsza walka zapowiada się ciekawie... Pojedynek, na który czekało naprawdę wielu z was! Trzy różne żywioły, trzej podobni do siebie wojownicy... Oraz coś, czego nie było już od bardzo dawna: Walka na śmierć i życie! Zwycięży najsilniejszy... Albo ten, kto będzie miał najwięcej szczęścia! - dodał że śmiechem.
W tym momencie w głowie Huberta pojawiła się myśl "Uciekaj. To się źle skończy!". Chłopak, pomimo lęku, stanął na krawędzi korytarza i spojrzał na dwa tunele kawałek dalej, również wychodzące na Arenę. W tym momencie serce dosłownie mu stanęło, kiedy usłyszał głos:
- Wyłonimy najsilniejszego z Braci Przeznaczenia! Dzisiaj przeciw sobie walczyć będą: Dealer, Mistrz Ognia, MWK, Mistrz Piorunów i Doknes, Mistrz Lodu!

Kto się tego spodziewał? Ojeju, ostatnio same niespodzianki... W każdym razie, jutro raczej na pewno będzie rozdział, bo u mnie zaczynają się ferie ^^ no więc, dzięki za wszystko, narka i cześć!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top