24. Walka na wieży

- Ciekawe, jak się tu przekradliście - zaśmiał się MWK. Rozejrzał się dookoła od niechcenia. - Przecież to teren zamku Herobrine'a! Lepiej stąd zmykajcie ze swoją śmieszną przepowiednią.
- Najwyraźniej niezbyt nam się śpieszy - parsknął Doknes. Wyciągnął swoją siekierę i podszedł bliżej Marcina, ściskając broń w gotowości. Ten uśmiechnął się złośliwie.
- Nie obronisz wszystkich swoich przyjaciół - powiedział. - Nie sam. Zresztą, wszyscy razem też nie zdziałacie za wiele.
- Jesteś pewien? - rzuciła wyzywająco Larisa. Uniosła miecz i zamachnęła się na MWKę. Ten w ostatniej chwili uchylił się przed ciosem i wyrzucił dynamit w powietrze, który eksplodował tuż przy suficie. Sporo drewna i tynku posypało się na ziemię, w powietrze wzniosły się tumany kurzu. Kiedy opadły, Marcina już nie było.
- Gdzie on zniknął? - zapytał zaskoczony Dealer, próbując rozwiać pył kapeluszem.
- Na pewno nie jest daleko - odparł Doknes. - Zielony, Brązowy, Dealer, Fioletowy, Mardey, wy poszukajcie na korytarzach. Ja, Larisa i Czerwony rozejrzymy się z wieży.
- Miejmy nadzieję, że go znajdziemy - parsknął Mardey. Cała piątka wybiegła z pomieszczenia.
- Chodźmy - powiedział Czerwony i popędził na wieżę. Doknes spojrzał w stronę Larisy, która pognała za nim. Hubert ostatni raz spojrzał w stronę pomieszczenia, zupełnie jakby o czymś zapomniał, po czym ruszył z nami.
Zaledwie kilka chwil później chłopak znalazł się na szczycie wieży. Larisa i Czerwony czekali już na niego, wyglądając na teren zamku. Doknes podszedł do towarzysza.
- Widzisz coś? - zapytał. Jego klon pokręcił głową.
- Chyba jest w zamku - powiedział. - Możliwe, że reszta już go znala...
- Paczcie! - zawołała dziewczyna, wskazując na czarny punkt na niebie. Poruszał się on z zawrotną prędkością, a wokół niego latały iskry, które były świetnie widoczne na dość ciemnym niebie. Za nim w powietrzu unosiło się coś w rodzaju brunatnego dymu, a tam, gdzie spojrzał za horyzont, uderzały pioruny.
- Co to... Jest?
- Nie mam pewności, ale...
Ciemny punkt zakręcił na niebie i poleciał w stronę wieży. Z każdą chwilą było widać coraz więcej szczegółów. Okazało się, że jest to jakiś dziwny, orłopodobny ptak. Jego pióra były czarne i matowe. Miał długi, ciemny dziób i ostre, zakrzywione szpony. Kiedy był tuż przed wieżą, przemienił się w człowieka, którym okazał się być MWK. Wskoczył do środka, a w jego dłoni pojawił się miecz o długim, białym ostrzu.
- Jak ty to zrobiłeś? - zapytał zaskoczony Doknes. Marcin uśmiechnął się.
- Herobrine dał mi o wiele większe możliwości, niż sam mogłem zdobyć - zaśmiał się. Wyciągnął rękę w stronę wyjścia na korytarz, a ono zniknęło zupełnie, jakby nigdy go tam nie było. - A że jesteście tu sami, bez reszty, to mogę od razu się wami zająć...
- Chyba śnisz! - usłyszeli krzyk i w tym momencie jakaś dziewczyna zeskoczyła z dachu i wskoczyła do środka. Była ubrana na czarno, miała fioletowe włosy, a w jej dłoni błyszczał miecz w kolorze jej czerwonych oczu. Jej usta i nos były zasłonione przez czarną chustę. MWK odwrócił się i zablokował jej pięść w ostatniej chwili.
- Myślisz, że jesteś w stanie ze mną walczyć? - zaśmiał się chłopak. Chciał zaatakować nieznajomą mieczem, ta jednak zablokowała cios przedramieniem.
- Coś chyba za bardzo gwiazdorzysz - odparła sarkastycznie. - Za dużo pochwał od Herobrine'a, co? Potrzymaj - dodała i rzuciła miecz do Huberta. Ten złapał broń w ostatniej chwili. Była bardzo ciepła i w jego dłoniach zdawała się świecić jeszcze mocniej.
Dziewczyna obroniła się przed kolejnym atakiem MWKi, a następnie sama zaatakowała. Uniosła pięść, wokół której zapłonęło coś na kształt ognia. Przyłożyła chłopakowi w nos i ten upadł na ziemię.
- Ja się nim zajmę - parsknęła Larisa. Wyjęła z kieszeni srebrny woreczek i posypała chłopakowi na twarz złoty pył. MWK podniósł się, zacisnął mocniej powieki i kichnął głośno. Zamrugał zdezorientowany i spojrzał na przyjaciół.
- Znowu zaczęło mi odwalać? - zapytał. Obie dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Nie martw się, sytuacja już opanowana - powiedziała czarna wojowniczka. - A tak w ogóle, jestem Ishyx - wyciągnęła dłoń w ich stronę.
- Ja jestem Larisa - odparła dziewczyna. - A to są Doknes, MWK i Czerwony.
- Skąd się tu wzięłaś? - zapytał Doknes. Podał jej miecz. Ten zniknął z jej ręki równie nagle, jak sama się pojawiła.
- Żyję na terenie tego zamku od lat - zaśmiała się Ishyx. - Zawsze pomagam więźniom i niewinnym ludziom, jeżeli tylko mogę. Jestem Mistrzynią Walki, także mam nieco ułatwione zadanie.
- W dzisiejszych czasach brakuje prawdziwych Mistrzów Walki - stwierdziła Larisa. Podniosła się z ziemi. - No cóż, przydałoby się poszukać reszty. Chciałabyś nam pomóc, Ishyx? Wiesz, legenda Braci Przeznaczenia i te sprawy...
- Jasne - uśmiechnęła się dziewczyna. Wstała i pomogła Marcinowi. Jej dotyk sprawił, że chłopak zrobił się jeszcze bardziej nieobecny. Podeszła do miejsca, gdzie znajdowało się wcześniej przejście, i jednym mocnym tupnięciem wybiła w skałach dziurę, umożliwiającą wejście do wieży. - No, to chodźmy.

No i chuj, i wracamy xDDD Ishyx zostaje nawet w wydanej wersji, przynajmniej tej dla Ferajny. No, to dzięki za wszystko, narka i cześć!

Dwa rozdziały jednego dnia! Dawno tego nie było, co? :D obiecałam, że pojawi się nowa postać, więc jest :) Aha, i strasznie dobrze przyjęliście poprzedni rozdział, z czego się mega cieszę ^.^ mam nadzieję, że ten również się wam spodoba! :D i ten rozdział dedykuję ThisIsHerobrine  pamiętaj o naszej umowie, magiczny Snickersie! XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top