Rozdział 8
- Kanuuuś! Kaaaaneki! Kaniii! Obudź się! No już malutki, czas wstawać. Nie mamy całej wieczności.
Powoli zaczynałem się budzić. Głos, który do mnie przemawiał był przyjemny, zabarwiony troską i delikatnością. Po tonacji nie można było określić czy to kobieta czy mężczyzna, ale wydawało mi się, że skądś go znam. Nie potrafiłem przypomnieć sobie do kogo należy. Powstanowiłem otworzyć oczy.
Zamrugałem kilka razy, ale nie mogłem nic dostrzec. Ciemności, która mnie otaczała była nie do rozproszenia. Zorientowałem się, że się w niej unoszę.
- Nareszcie! Witaj ponownie!
- Kim jesteś i gdzie mnie przeniosłaś?! - w moim głosie pobrzmiewał niepokój.
Gdzie się znalazłem? Jak tu trafiłem? I jeszcze ten głos. Podświadomie kojarzył mi się z zagrożeniem.
- Spokojnie. Co do mojej osoby, przyjdzie na to czas. Co do miejsca to jesteś w swoim umyśle. Piękne miejsce. Gdzie nie spojrzeć, rzeki myśli pełne wszelkiego rodzaju barw przeplatanych z bielą. Idealny porządek i charmonia. Prawie bez czerni. Raj dla duszy. Ale ty pewnie widzisz tylko otaczającą cię czerń? - Wbrew sobie kiwnąłem potwierdzająco głową. - Szkoda. Na razie nie możesz się cieszyć tym widokiem lecz obiecuję ci, że kiedyś go ujrzysz.
- O co ci chodzi?! Czego ode mnie chcesz?! - Nie rozumiałem o co chodzi.
Jakie kolory? Jaka obietnica? To wszystko było bez sensy.
- Kiedyś zrozumiesz, ale teraz musisz iść. Niestety już czas. Ale ja z tobą zostanę. Zawsze gdy będziesz mnie potrzebować będę obok. Żegnaj Kaneki, czas się obudzić. - Usłyszałem pstryknięcie palcami.
- Stój. - Powiedziałem z rozkazem w głosie wyciągając rękę, ale zamiast w stronę ciemności ona skierowana była w stronę białego sufitu.
Po chwili uświadomiłem sobie, że jest dziwnie znajomy. Rozejrzałem się, by sprawdzić gdzie jestem. Okazało się, że to mój pokój. Leżałem we własnym łóżku z ręką wyciągniętą ku górze. Powoli opuściłem ją wzdłuż ciała. Czyli to był tylko sen? Ale dlaczego śniło mi się coś takiego?
To nie był sen.
Zamarłem słysząc głos ze snu.
- Ale… jak? - Powiedziałem szeptem.
Mówiłam ci że będę ci towarzyszyć. Musiałam się teraz odezwać by ci powiedzieć, że to nie był tylko sen, ale nie bój się nie będę się odzywać za często.
Co tu się wyprawia? Ja słyszę głos w głowie, który mi odpowiada. To się chyba leczy.
- Jak? - Znów wyszeptane pytanie.
Czy ja nie mogę być normalny.
Jeszcze jedno - drgnąłem zaskoczony jej nagłą wypowiedzią - możesz do mnie mówić w myślach.
Więc jak mam cię nazywać?
Mów mi… Sonzai.
Istnienie?
Tym właśnie jestem. A teraz zbieraj się czeka cię nowe zadanie.
Mimo całego szoku jaki doświadczyłem, posłuchałem Sonzai. Wziąłem ciuchy i skierowałem się do łazienki. Po wszystkich porannych zabiegach udałem się do kuchni po mój ulubiony napój.
Wchodząc do tego pomieszczenia, zobaczyłem pierwszą rzecz odbiegającą od codzienności. Arima siedział przy stole w kuchni i popijał kawę. Zwykle z rana gdy ja wstawałem w kuchni nie było śladu po szykowaniu tego napoju, więc musiał wstawać dużo wcześniej ode mnie i ją wypijać. Ale to nie możliwe abym wstał tak wcześnie. Łóżko to mój najlepszy przyjaciel. Jak mógłbym dobrowolnie opuszczać go wcześniej niż to konieczne?
- Ohayo. - Przywitałem się. Nic więcej nie wymyślę, a w zmianę w rannego ptaszka nie uwierzę. - Poranna kawa? - Spytałem wskazując filiżankę w jego ręce.
Spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
- Jest osiemnasta. - Powiedział tylko.
Szybko zwróciłem wzrok w stronę zegara tarczowego, wiszącego na ścianie. Wskazywał trzy minuty po szóstej.
- Przespałem cały dzień? - Powiedziałem z niedowierzaniem.
Ojciec pokręcił głową.
- Przespałeś tydzień.
Spojrzałem na niego z szokiem w oczach. Wiem, że lubię spać, ale bez przesady.
- Działo się coś ciekawego w czasie mojej... drzemki?
- Oprócz twojej akcji z Kuromo, nic wartego uwagi.
Spojrzałem na tatę podejrzliwym wzrokiem.
- Kto to Kuromo i co ja mam a nim wspólnego?
- Nic nie pamiętasz?
Kręce przecząco głową.
- Po misji likwidacji smakosza wsiedliśmy do auta. Siedziało ta pewien brązowowłosy inspektor. Mogłeś go nie zapamiętać, bo zasnąłeś już na początku podróży. Gdy dojechaliśmy pod bazę ty nadal się nie budziłeś. Potrzebowałeś odpoczynku, więc zaniosłem cię do izolotki, a sam podszedłem złożyć raport z misji. Gdy wracałem do izolatki by zabrać cię do domu, zobaczyłem jak jakaś osoba jest wyrzucona z jednej z cel przez zamknięte drzwi. Jeśli udało się wyrwać je z szyn to cios musiał być bardzo mocny, a zderzenie ze ścianą korytarza na przeciwko jeszcze mocniejsze. Sanitariusz z tego boku więziennego podbiegł do nieprzytomnego mężczyzny badając jego stan. Ja tym czasem kierowałem się do celi. Kątem oka zobaczyłem, że to Kuromo, ale nie było czasu się zastanawiać co on tutaj robił, bo w celi do której wyłamano drzwi siedziałeś ty. Twoje kagune było wyciągnięte, a jedyne oko nie zasłonięte grzywką liśniło czernią i czerwienią. Z tego oka leciały krwawe łzy. Nie mogłem cię zaatakować bo czułem, że gdybym to zrobił rozwaliłbyś pół izolatki. Zrobiłem za to coś innego. Powoli żeby cię nie spłoszyć podszedłem do ciebie i objąłem. Kagune z początku zareagowało agresywnie i chciało mnie pokaleczyć, ale zamist tego w ostateczności mocnej przyciągnęło mnie do ciebie. Zacząłeś szlochać, a wraz z łzami kruszyła się twoja broń. Zemdlałeś gdy ta całkowicie zniknęła. Wszyscy przybyli na miejsce by zbadać sprawę. Z oględzin wynikało, że to wina Kuromo, ponieważ nie miał prawa wejść bez zabezpieczeń i zgłoszenie do celi, którą zajmuje ghoul, nawet jeśli z nami współpracuje. Nie wiem dokładnie co spowodowało ten stan zawieszenia, ale nie zostaną wyciągnięte wobec ciebie żadne konsekwencje.
Ja to zrobiłam. On cię dotykał, a nie miał do tego prawa. Ty już komuś oddałeś swoje serce.
Istnienie przyznało się do tego czynu. Czy to znaczy, że może mnie kontrolować? Ciekawe co ojciec o tym myśli.
- Co ty sądzisz o tej sytuacji?
- To nie twoja wina. Złamało regulamin i naruszono twoją przestrzeń.
Przynajmniej tyle, pomyślałem z ulgą. Cieszę się, że mnie nie obwinia.
- A teraz skoro wyjaśniło się wszystko, czas przyjść do konkretów. Masz nową misję, trzeba skontaktować się z informatorem Smakosza. Obecnie przebywa w najgorszym poprawczaku Japonii. Ty zajmniesz się nawiązaniem kontaktu.
- Jak mam się niby dostać do poprawczaka?
W sumie mógłbym trochę porozwalać i napsuć komuś krwi, ale coś czuję, że w CCG chcą to zrobić inaczej.
- Dostaniesz się tam z transportem więźniów. Odbywa się co pół roku.
- Kiedy przypada kolejny?
- Jutro.
Zatkało mnie. Czyli już jutro mam misję? Ja ja zdążę się przygotować? Czy właściwie muszę cokolwiek przygotować?
- Muszę coś zrobić? Nie wiem… przejrzeć jakieś dane? W czymś pomóc?
- Jedyne zadanie przed misją to udać się na założenie kamuflażu, a skoro już wypiłem swoją kawę, to możemy przejść się już teraz do centrali. Wstał, wyszedł na korytarz i sciągnął swój płaszcz z kołka na ścianie.
- Idziesz?
Zorientowałem się, że nadal stoję w kuchni. Pobiegłem do haczyków i też zacząłem się ubierać. Wyszliśmy z domu, zamkneliśmy drzwi i skierowaliśmy się do bazy. Po wejściu, ruszyliśmy w stronę windy. Wystarczyła chwila i byliśmy na piątym piętrze.
Arima poszedł przodem i otworzył trzecie drzwi na lewo. W środku siedziała kobieta z wytatuowanymi rękami od nadgarstków po barki i czymś co pewnie było kiedyś włosami, ale teraz przypomina rude gniazdo na głowie.
- Witaj Ato (z jap. Sztuka). Mam dla ciebie robotę.
- Witaj siwielcu. Co taki staruszek i sztywniak jak ty robi w moim barwnym królestwie?
- Czas na zmianę wizerunku mojego syna.
Arima podał jej jakieś zdjęcie.
- Czyli to jednak prawda. Doczekałeś się potomka. Gratulacje. A teraz zobaczmy czego chcesz. - Spojrzała na zdjęcie, a jej mina wyrażała czysty szok.
Z tym samym wyrazem spojrzała na mnie.
- Jak tyś go do tego namówił? - Mówiła do mnie z uwielbieniem, jak do bóstwa - On nie pozwolił córce dalszego kuzyna na normalne przebicie uszu, a własnemu synowi pozwala na coś takiego?
Po chwili zawachania powoli kiwnąłem głową. Szczerze, nie wiedziałem co chcą mi zrobić. W jednej chwili twarz kobiety wyrażała szok, a w drugiej uwielbienie.
Podbiegła do mnie, przytuliła, a później pociągneła za rękę i usadowiła na fotelu.
- No to zaczynamy - Pisnęła jednocześnie klaszcząc w dłonie.
Wyciągnęła jakiś dziwny pistolet i przyłożyła mi do ucha. Nie czekając na moją reakcję nacisnęła spust. Poczułem iskierkę bólu i ledwie wyczuwalny cieżar. Odruchowo dodknąłem tego miejsca. Niemożliwe… mam kolczyk w uchu.
- Jeśli zabolało to przepraszam, a teraz proszę wziąść rękę bo muszę zrobić resztę.
Resztę? Nim się spostrzegłem usłyszałem siedem strzałów spustów.
- A teraz druga strona.
Tym razem słyszałem tylko trzy kliknięcia.
- A teraz buźka w moją stronę i nie wąż się ruszyć bo będzie krzywo.
Złapała mnie za podbrudek, tak bym nie mógł ruszyć głową. Wbiła mi dwie igły obie zaczynały swój bieg nad końcem lewej brwi i biegnąc równolegle wychodziły pod nią. Na końce igieł nałożyła mi strzałkowate wkrętki. Znowu wzięła pistolet i przyłożył mi go do podstawy nosa. Klik i kolejny kolczyk.
- A teraz otwieramy buzię.
Szybkim ruchem złapała mnie za dolną wargę i strzeliła trzy razy.
- I ostatni. Wystaw mi ładnie języczek.
Zrobiłem to i poczułem jakby ktoś mi przebił język gwoździem. To było najgorsze miejsce. Wszystkie miejsca wokół kolczyków piekły i lekko swędziały. Miałem ochotę zerwać sobie wszystkie te ozdubki.
- Teraz twoje włoski, mój ty białasku. Jak widzę to cecha rodzinna siwielca, a myślałam że farbuje.
Z tej samej szawki co pistolet wyciągneła maszynkę do golenia. Jednym płynnym ruchem przyjechała od czoła do zakończenia szyi po lewej stronie mojej głowy zaznaczając wygolony pasek. Kolejne cięcie przebiegło trochę niżej, następne jeszcze niżej i tak dalej, aż w koncu, z lewej strony głowy miałem wyciętą sporą część włosów. Strzepała resztki, które nie zassała golarka i za pomocą grzebienia i żelu zaczesała mi pozostałe włosy na prawo.
- No to chyba koniec. Teraz do lusterka i mów co myślisz ale szczerze.
Wziąłem lusterko i nie byłem w stanie uwierzyć, że to ja.
Ślicznie wyglądasz. Zostaw sobie taki wygląd. Pasuje ci.
Skinąłem głową, zgadzając się z Sonzai. Nie zwracałem uwagi na irytujące pisk uwielbienia pewnej pani. Z takim wyglądem można się bawić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top