Rozdział 4

Cel - eliminacja Ghoula o pseudonimie smakosz - znanego szerzej jako Shuu Tsukiyama…

- Nieeeee. - Zajęczałem zanim sobie przypomniałem, że wszyscy tu są, ale było już za późno.

- Znasz tego Ghoula? Też był w Anteiku? - Spytał Arima.

- Nie, ale czesto do nas przychodził, co nie znaczy, że żywię do niego jakieś pozytywne uczucia.

- Co takiego zrobił naszej księżniczce, że go nie lubi? - Zapytał jeden z inspektorów pod ścianą. Niektórzy nie byli zbyt dobrze do mnie nastawieni.

Wzruszyłem ramionami.

- To co prawie, każdy robi żeby kogoś zezłościć - chciał mnie zjeść.

Wszyscy spojrzeli na mnie jak na kosmitę.

- On - chciał - cię - zjeść? - powiedział powoli dowódca. Chyba nie dowierzał.

- Przepraszam, źle się wyraziłem. On niech zjeść mnie, on chciał zjeść swoją ukochaną Rize, by nikt inny nie mógł mu jej zabrać i by mogli się ostatecznie zjednoczyć. Nie przeszkadzało mu to, że ja, to nie jego ukochana i tylko pachnę tak samo i mam jej organy. I jeszcze zafundował mi walkę na arenie śmierci gdzie prawie zaginąłem. Tak mniej-więcej wyglądają nasze relacje.

- Mam nadzieję, że odłożysz swoje emocje na bok na czas trwania misji. Później możesz się wyżyć. Oto wytyczne; za trzy dni, w sobotę ma się odbyć walka roku, w której pupilek smakosza będzie walczyć z tajemniczym nabytkiem - tu wskazał na mnie - bogatego biznesmena, - ta rola przypadła Arimie - który sympatyzuje z Ghulami. Walka na zasadach wygraj lub zgiń. Zwycięsca wraz ze swoim zawodnikiem spotykają się z przegranym. Właśnie wtedy należy wyeliminować cel. Jakieś zażalenia? Nie. To życzę milego dnia.
I co ja mam robić do soboty?

- Właśnie, prawie bym zapomniał. Kaneki dwie sprawy; po pierwsze jutro i po jutrze masz egzaminy z akademii. Nie można było tego przeskoczyć. Testy fizyczne i teoretyczne o stylu walki i typach broni. Po drugie, od dziś z powodu twojej adopcji zmieniasz swoje dane na Arima Ken. Mam nadzieję, że szybko się przestawisz na nowe nazwisko. To ja idę do biura uzupełniać papiery.

Dowódca szybko uciekł z sali, za nim podążyli wszyscy inspektorzy poza Arimą. Chyba bali się mojej reakcji. Gdy pierwszy szok minął z pomiędzy moich warg, bez udziału mojej woli wyszło pytanie;

- Pokażesz mi jak pisze się tato? - spytałem tępo, dalej w stanie szoku.

Po siedemnasty latach zmieniasz nazwiska. Ponawiam pytanie - w co ja się wkopałem?

Arima tak jakby ta prośba była dla niego codziennościa, po prostu zaprowadził mnie do recepcji przy sali. W pomieszczeniu znajdowały się tylko biurko i metalowa szafka na dokumenty. Skierował się do biurka i wyciągnął z niej czystą kartkę. Płynnym ruchem długopisa zapisał dwa znaki; 貴将.

- Tak to wygląda.

- Dziękuję - powiedziałem cicho.

- Teraz choć na zebranie. Trzeba poznać szczegóły misji.

Ruszyłem za nim bez słowa. Całe zebranie nie siedziałem cicho. Do końca dnia nie było lepiej. Dopiero pod wieczór gdy już leżałem w łóżku udało mi się otrząsnąć z szoku. Już nigdy nie miałem być tą samą osobą, ale to mi nie przeszkadza. Dla zemsty nie muszę być tym samym. Mogę się zmienić nie ważne czy na gorsze.

Następnego dnia miał być egzamin teoretyczny. Musiałem ubrać się w normalne ubrania. Pisałem go z tegorocznymi absolwentami akademi, więc nie mogli wiedzieć o moim statusie. Zobaczymy jak pójdzie. Skierowałem się do sali widowiskowej gdzie stoliki miały układ poziomowy. Pierwszy rząd najniżej i kolejne coraz to wyżej. Prawie jak schodki.

Studenci w sali rozmawiali swobodnie między sobą, czasem zerkając na mnie z zaciekawieniem, ale częściej ze złością. Mają mi pewnie za złe, że nie męczyłem się z nimi w akademi. Nagle jeden ciemnowłosy chłopak z końca sali postanowił się chyba przywitać. Zatrzymał się kilka kroków ode mnie i zmierzył mnie wzrokiem.

- Posiwiało się ze stresu? Pewnie nie poszło w akademi, teraz próbuje szczęścia w egzaminach. Nie lepiej oszczędzić sobie wstydu i odpuścić? Przynajmniej nikt nie musiałby oglądać dłużej twojej szpetnej gęby.

Wszyscy w sali się zaśmiali. Cześć czekała pewnie na moją reakcję na zaczepki, ale cóż, to mnie nie ruszyło. Słyszało się już gorsze określenia.

- Co księżniczka zapomniała języka w gębie?

Zaśmiałem się cicho.

- Nie, nie zapomniało, ale uważam, że nie warto marnować słów na takich ludzi jak ty.

Znów cała sala się śmiała. Najwyraźniej nie spodobało się to mojemu rozmówcy. Zacisnął dłonie w pięść i patrząc mi w oczy z dzikim blaskiem powiedział;

- Pożałujesz tych słów. Takich śmieci jak ty powinno się pozbyć od razu.

Wzruszyłem ramionami. I tak przewyższam go w sparinu, a patrząc na niego nie grzeszy wiedzą, więc wróci się zemścić. Wtedy będzie można się odegrać.

By nie zagłębiać się w tę mało inteligentną dyskusję, szybkim krokiem podszedłem i usiadłem w pierwszej ławce. Zrobiłem to w idealnej chwili. Właśnie do sali wszedł egzaminator. Wszyscy momentalnie uciekli do ławek. Pewnie spotkałem postrach akademi.

- Kogo złapie na ściąganiu wylatuje za drzwi i automatycznie oblewa. Macie godzinę. Czas start!

Wszyscy od razu zabrali się do pisania. Widać było, że wszyscy są przerażeni treścią pytań. Przecież większość jest oczywista. Na przykład, dlaczego Ghoule nie mogą jeść ludzkiego mięsa, który typ kagune gwarantuje szybką, ale krótką walkę kontaktową lub na odległość, które dzielnice są w pełni opanowane przez Ghouli.

Żadne z pytań nie sprawiło mi problemu. Wszystko było na tyle łatwe, że po 45 minutach wstałem z ławki i oddałem test na biurko egzaminatora.

- Jeśli poczekasz sprawdzę i dostaniesz zaraz wyniki.

Zgodziłem się i wróciłem na swoje miejsce. W ciągu 15 minut tylko 3 osoby skończyły. Reszta pisała, aż do końca czasu. Po jękach niezadowolenia można podejrzewać, że poszło źle i około połowa nie przyjdzie dalej.

- Chłopcze podejdź tutaj.

Podszedłem do biurka. Wiele osób zatrzymało się przy wejsciu, chcąc usłyszeć jak mnie karcą.

- Mój drogi chłopcze, w czasie całej mojej kariery miałem tylko jeden taki przypadek. Przechodzisz do kolejnego testu, zdjąć na 100% test praktyczny. Gratulacje. Mam nadzieję, że tak samo dobrze pójdzie ci w starciu.

Uśmiechnąłem się lekko i pokłoniłem.

- Dziękuję.

Wyszedłem z sali mijając zaszokowanych uczniów akademi. Skierowałem się prosto do sali treningowej. Trening, który zwykle odbywał się rano został przesunięty z powodu testów.

- Jak poszedł test? - Arima stał na drugim końcu pola sprawdzając coś w komunikatorze.

- Wszystkie idealnie 50 dobrych odpowiedzi na 50 pytań.

- Gratuluję, a teraz czas na trening.

I znowu walczyliśmy, i znów razem wracaliśmy do domu. I znów przespałem spokojną noc. Powoli przyzwyczajam się do tego życia.

Z rana od razu skierowałem się do sali numer jeden. Byłem jednym z ostatnich, którzy weszli na salę. Znajdowała się tam mniej niż połowa osób biorących udział w testach. Trzy minuty po moim przyjściu weszli nasi przeciwnicy do sparingów.

Nie mógłem oprzeć się wrażeniu, że jeden z nich jest lekko szalony. Najpierw wytłumaczono zasady; bez broni, kończymy i zaczynam na sygnał, ich słowo jest tutaj prawem i nie można go kwestionować. Po kolei wywoływano osoby na środek, każdy z lepszym lub gorszym efektem pokazywał co potrafi.

Z dwudziestu osób, które do tej pory walczyły zdały cztery osoby, a reszta wylądowała na oddziale szpitalnym z różnym złamaniami. Teraz odczytywano kolejne nazwisko; Arima Ken.

Przygody Białego Żniwiarza było czytane jako bajka na dobranoc. Każdy zna to nazwisko, więc nic dziwnego, że wywołało taką reakcję. Chcą, nie chcąc wyszedłem przed szereg. I wraz z moim szczęściem wylosowałem wcześniej zauważonego, lekko szalonego mężczyznę. Ciekawe co pójdzie nie tak.

- Ustawić się. - Stanęliśmy w pozycjach do ataku. - Start!

Pierwszy zaatakował mężczyzna. Jego ruchy były dzikie i spontaniczne. Do złudzenia przypominało to styl Ghouli, które są na głodzie. Wtedy nie myśli się o niczym tylko o ofierze. Zablokowałem pięść wymierzoną w mój nos, od razu musiałem też zablokować atak w nerki.

Odpowiedziałem próbując podciąć go kopnięciem w kolano. Wyskoczył w powietrze lekko się ode mnie oddalając.

Gdy tylko odbił się od ziemi skoczył w moją stronę. Gdy jego pięść od mojej dłoni dzieliły kilka centymetrów, nagle w jego dłoni pojawił się nóż. By nie oderwać w dłoń pozbawiając się połowy obrony, przesunąłem rękę w lewo, pozwalając nożowi wbić sie w przed ramię.

Zanim ktokolwiek zdążył zareagować wyciągnąłem nóż i jednym ruchem rozbryzgłem krew sprawiając, że ta trafiła do oczu przeciwnika, oślepiając go. Opuściłem nóż i korzystając z okazji, znokałtowałem przeciwnika, chyba przy okazji łamiąc mu nos swoją pięścią.

Odsunąłem się od bezwładnego ciała lekko dysząc i trzymając krwawiącą rękę. Za minutę nie będzie śladu po ranie.

- Arima Ken zdaje z najwższym możliwym wynikiem. A tego człowieka - tu zwrócił się do ochrony przydzielonej od CCG - proszę zanieść do izolatki. Takich jak on nigdy nie powinno się dopuścić do studentów.

Ochrona wyszła z nieprzytomny mężczyzną, przerzuconym przez ramię, a egzaminator podszedł do mnie.

- Wszystko w porządku? Co z twoją ręką?

- To tylko powierzchniowa rana, dużo krwi i płytkie cięcie. Nic mi nie będzie.

- Jednak upierałbym się byś poszedł do skrzydła szpitalnego i przy okazji się przebrała, bo ta ilość krwi może przestraszyć.

- Dobrze.

Skierowałem się do wyjścia z sali i udałem się do gabinetu ojca gdzie zawsze trzyma zapasowe ubrania. Rana się już zrosła więc wizyta na ostrym dyżurze nie będzie konieczna. W gabinecie znalazłem czarny sweter.

Szybko poznałem się swojej zakrwawionej bluzki i zmyłem krew w łazience połączonej z gabinetem. Sweter był trochę za duży, ale nie było tragedii. Szybko wyszedłem z biura i udałem się do domu. Tam życiłem się na łóżko i zasnąłem mimo, że był środek dnia. Jeśli dziś były tylko test to co może się stać na jutrzejszej akcji?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top