Rozdział 3
Nie. Nie, nie, nie, nie. Po prostu nie.
To jakieś żarty prawda? Proszę powiedzcie mi, że to żart. Jeden wielki, pieprzony żart. Dobra przyszedłem tu dla zemsty, więc nic nie powinno mnie obchodzić prawda?
Dlatego bez gadania zgodziłem się pójść do izolatki. Następnie uczciwe odpowiadałem na ich pytania na zebraniu. Nie protestowałem gdy zostałem partnerem Arimy. Dałem moje próbki do badań. Zgodziłem się nawet nosić ten głupi mundurek gołębi.
Ale to? Jak ja się w to wpakowałem? Jeśli myślą, że się tak po prostu zgodzę to albo im odbiło, albo… Nawet nie mam wytłumaczenia na ich zachowanie. Co oni sobie myślą?
Te wszystkie myśli szalały w mojej głowie, a to wszystko z powodu jednego głupiego zdania dowodcy CCG;
- Arima cię adoptuje.
Co to ma być? Mężczyzna, ktorego nie znam, mało tego, który próbował mnie zabić, ma być moim ojcem i to dlaczego. Bo według nich białe włosy wystarczą żeby nikt się nie zorientował.
Jasne, hej mam 17 lat, jestem synem Arimy, którego ukrywał przez całe życie. Dlaczego nie byłem w akademii? Ponieważ wszyscy wierzą w mojego tatusia, że dobrze mnie wyszkolił. Szlag by to. I jeszcze sprawa tego, że nie mam wyboru.
A czekaj, mam wybór. Mogę robić to na siłę lub na spokojne. Chętnie bym im tu pół sali rozwalił za te ich uśmieszki. Właśnie wspominałem już. Tak w sumie jestem tu tydzień. W tym czasie spałem w izolatce. Nie przeszkadzało mi to za bardzo, cisza spokój i dobra książka. Amon dotrzymał słowa.
Pierwszy dzień był dla wszystkich szokiem. Wstałem sobie rano, chyba była 7.00 lub coś koło tego, - przyzwyczajenie z kawiarni - ubrany w mundurek gołębi, - Jej mam biały płaszczyk! - i podszedłem do automatu z kawą. Jedny słowo to okropna, ale dla min wszystkich w biurze warta wypicia.
W największej siedzibie zwalczającej ghoule, rano wchodzi sobie przedstawiciel tego jakże szanowanego gatunku, z zaspanym wyrazem twarzy, bierze kawe z automatu, zamiast swojego zwyczajowego kieliszka świeżej krwi, siada przy stoliku i popijając czarny nektar bogów czyta książkę. Koniec świata i dla niektórych tak duży szok, że poszli po wyjaśnienia. Dowódca dostał wiele zażaleń.
Może ta adopcja to kara. Odczucia by się zgadzały. Na szczęście planuję nad swoją mimiką więc wszyscy wiedzieli tylko mój spokojny wyraz twarzy. Kiwnąłem tylko głową, pokazując, że się zgadzam. Bałem się, że gdybym się odezwał zamiast zwykłego ,,tak,, nawrzeszczałbym na niego. Choć może byłoby warto, chociaż dla miny, którą by zrobił. Kiedyś trzeba tego spróbować.
- Skoro się zgadzasz, - dowódca CCG mówił radosnym głosem - to Arima zaprowadzi cię do nowego domu. Muszisz wiedzieć, że to on jest pomysłodawcą.
Czyli kompleks tatusia? Trzeba się zebrać i iść. Wstałem z krzesła, to samo zrobił Arima siedzący na lewo ode mnie. Gdy wyszliśmy za drzwi, westchnąłem. Co ja robię ze swoim życiem?
- Jak mam się do ciebie zwracać? - Nie ma to jak prosto z mostu.
- W pracy chcę byś zwracał się do mnie po imieniu, poza nią chcę byś nazywał mnie ojcem. W końcu ma to być twoja forma kamuflażu, a ciężko mówić do rodzica po imieniu nawet w pracy, więc to dla ciebie pewne ułatwienie.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Dom Arimy, poprawka nasz dom znajdował się kilka przecznic dalej, spacerkiem może piętnaście minut. Malownicza okolica. Mały biały domek oddalony od większości zabudowań blisko parku. Prawie jak w raju, szkoda że nie moim.
Cierpiąc wewnętrznie poszedłem za tatą - jak to dziwnie brzmi - do domu. Wyciągnął klucze i otworzył drzwi. Zanim przeszedł przez próg ściągnął buty, zrobiłem to samo. Zaraz po wejściu skierował się w stronę szarej klapy na ścianie. Otworzył ją i wyjął kluczuk, który wyciągnął w moją stronę. Spojrzałem na niego z pytaniem w oczach.
- Klucze do domu. - Wyjaśnił po prostu.
Wziąłem od niego kluczyk i poszedłem zwiedzać dom. Jak na parterowy budynek był całkiem spory. Szkoda, że nigdzie nie było ciemniejszych kolorów. Wszystkie ściany były lekko szare, białe lub lekko niebieskie. Brzozowe jasne meble nie pomagały.
Tu było prawie jak w szpitalu. Były tu dwie sypialnie, - pewnie jedna to mój pokój - toaleta, kuchnia i salon. Skierowaliśmy się do salonu. Gospodarz gestem dłoni nakazał mi usiąść na przeciwko niego za stołem.
- Muszę wyjaśnić ci zasady. Po pierwsze posiłki będziesz otrzymywał co dwa tygodnie w sobotę. Zawsze tego dnia będą dostarczane z rana i będą czekać w lodówce w specjalnym pojemniku. - Szok na mojej twarzy musiał być bardzo widoczny, ale niezrażony rozmówca kontynuował - Będziemy też ćwiczyć codziennie w sali treningowej w pracy. Muszę być pewien twoich umiejętności. Co do twojego kagune, warto ograniczyć jego używanie do minimum. Nie chcemy by cywile bali się naszej organizacji. Byś nie był bezbronny dostaniesz quinque tego samego typu co twoje kagune. Proszę cię tylko o to byś szanował mnie oraz ten dom. Jeśli będziemy unikać konfliktów, z czasem przywykniesz do tego domu. I ostatnie twój pokój znajduje się na korytarzu, pierwsze drzwi na lewo. Jeśli będziesz miał jakiekolwiek pytania kieruj je do mnie.
Wyszedł zostawiając mnie w stanie szoku. Nie pamiętam jak dostałem się do pokoju, przebrałem się i zasnąłem.
Dopiero rano następnego dnia zrozumiałem, że mam na sobie niebieską piżamę w chmury. Gdy się przespałem uświadomiłem sobie cały mój sarkazm. Chyba powinienem być wdzięczny mojemu ojcu - to nadla źle brzmi - za to, że pomógł mi zapewnieniając w miarę normalne życie.
Wziąłem mundurek i skierowałem się do łazienki. Szybki prysznic, mycie zębów i przywitanie ze szczatką do włosów trwały piętnaście minut. Później mogłem skierować się do kuchni po najwspanialszą rzecz - kaaaaweee.
Gdy skończyłem pić i umyłem filiżankę, udałem się do salonu gdzie siedział Arima, czytając gazetę. Stanąłem w progu i zbierając się na odwagę, postawiłem krok do przodu.
- Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś… tato. - Po ostatnim słowie skłoniłem się lekko.
- Widzę, że przyjałeś wszystko o czym mówiłem. Jeśli jesteś gotowy możemy zbierać się do wyjścia. Dwadzieścia minut później po ubraniu butów, zamknięciu domu i małym spacerku staliśmy przed wejściem.
Idąc korytarzem ludzie dziwnie na nas patrzeli. Dotąd tylko inspektorzy pierwszej klasy i osoby z pierwszej narady mnie widziały. Teraz wszyscy ludzie widzą mnie wchodzącego do biura w towarzystwie Arimy, do którego jestem strasznie podobny.
Stawiam swój posiłek, że do południa będzie huczeć plotkami o tajemniczym synu, najbardziej tajemniczego inspektora tego wieku. Chciałem skierować się w stronę swojego biura, ale powstrzymała mnie ręką ojca.
- Najpierw trening. Chcą zobaczyć twoje umiejętności.
- Walka z kagune czy bez?
- Bez.
- A kto będzie moim przeciwnikiem?
- Ja.
Nie ma to jak wyczerpujące odpowiedzi. Zamiast korytarzem na prawo, przeszliśmy w północną część budynku gdzie mieściły się trzy sale treningowe.
Weszliśmy do tej z numerem dwa. Czekał tam na nas dowódca i kilku inspektorów ustawionych pod ścianą.
- To mam być sprawdzian twoich umiejętności. Jeśli coś będzie zagrażać życiu Arimy natychmiast wkraczamy i cię obezwładniamy. Mam nadzieję, że rozumiesz, więc bez zbędnych wstępów, przygotować się - zdejmujemy płaszcze zostając w czarnych bluzkach i białych spodniach - ustawić się - Obaj stanęliśmy na przeciwko siebie, ojciec prosto, ja na lekko ugietych nogach. - Uwaga... Start!
Ja zaatakowałem pierwszy, chciałem uderzyć przeciwnika w szyję i pozbawić go tchu. Nie zdążyłem, ale zamiast zwykłego uniku zostałem złapany za nadgarstek i przez półobrót wysłany na betonową ścianę. Mój refleks sprawił, że zamist plecami, wyladowałem na niej nogami.
Odbiłem się od niej i wierzyłem cios, tym razem prawą nogą celując w brzuch. Noga została złapana w dwie ręce. Nie chcąc znowu ladować na ścianie przekreciłem się szybko, biorąc zamach lewą nogą w stronę głowy. Ta noga została zarzymana przez jedną z rąk, która nie trzymała już stopy. Jeden szybki obrót w powietrzu i obie ręce Arimy skrzyżowały się, dając mi okazję do wyrwania się.
Gdy tylko stanąłem na ziemi, odbiłem się od niej i zatakowałem pięścią, która została zablokowana tuż przed jego nosem. Kolejny cios kolejna blokada. Ciosy stawały się coraz szybsze i zacząłem dostawać podpowiedzi. Próba kopnięcie w piszczel, unik przed ciosem w głowę, kopnięcie z obrotu w plecy, zablokowanie ręki próbującej pozbawić mnie czucia w kolanie. Coraz szybciej i szybciej. Zabójcze tempo i coraz wieksze zirytowanie sprawiły, że postanowiłem zrobić coś nieprzewidywalnego.
Gdy poraz kolejny złapał mnie za nogę gdy próbowałem go kopnąć w głowę, zamiast normalnego zamachu, okręciłem się wokół wlasnej osi, łamiąc sobie nogę, ale za to po raz pierwszy skutecznie udeżając przeciwnika. Gdy staje na ziemi zdrową nogą szybko naprawiam lewą znów gotowy do walki, ale zanim kolejny raz zaatakowałem ktoś zaczał klaskać. To dowódca, robił to idąc w naszą stronę z uśmiech na twarzy.
- Umiejętności lepsze od oczekiwań, a te były wysokie. Oficjalnie maianuję was drużyną do zadań specjalnych. Od dziś wasz duet przyjmuje miano drużyny 3. o kryptonimie ,,shi,,. To legendarny pseudonim najlepszej grupy uderzeniowej. Nazywani Śmierć, ponieważ każdy ich przeciwnik nie wyszedł ze spotkania z nimi w całości. Dobra dość historii teraz czas na misję. Cel - eliminacja Ghoula o pseudonimie smakosz - znanego szerzej jako Shuu Tsukiyama…
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top