Rozdział 13

- Księżniczkooo. Księżniczkoooooo! Weź wstań! Ja się nudzę!

Powili do mnie docierało, że ktoś mnie woła. Z trudem otworzyłem oczy. Leżałem na łóżku w swoim pokoju, a nade mną stał...

- Rei? Co ty tu robisz?
- Mieszkam - Odpowiedział z uśmiechem.

Zerwałem się szybko z łóżka.

- Czekaj, czekaj... co? Jak to mieszkasz? - Spytałem lekko zdekoncentrowany.

- No, jak ty zasnąłeś oparty o ramię Białego Żniwiarza, który jak się później dowiedziałem jest twoim ojcem, ja porozmawiałem sobie z inspektorami. Powiedziałem, że chętnie będę współpracował jeśli będę mógł zamieszkać z tobą. Cieszysz się?

Powoli przyswoiłem sobie tę informację. Czemu miałem wrażenie, że Seriku będzie się zachowywał jak mój brat? Albo siostra z opsesją? Nie chcąc się dłużej nad tym głowić wstałem z łóżka i spojrzałem na zegar, a nastepnie na Reiego.

- Ja wszystko rozumiem. Wyciągnąłem cię z poprawczaka, teraz ze mną mieszkasz i obudziłeś mnie bo się nudziłeś, prawda? Ale - czy - musiałeś - to - robić - o - czwartej - nad - ranem!?

Seriku nie zrażony moim tonem odpwiedział;

- Chciałem to zrobić o trzeciej, ale nie dało się ciebie dobudzić.

- To nie jest wytłumaczenie.

- Ale... Ja się nudzę! Weź coś zrób!

- Połóż się i prześpij.

- Nie chcę spać. - Protestował.

- To się odczep.

Czarnowłosy wstał z obrażoną miną i skierował się w stronę wyjścia z pokoiku. Ja w tym czasie ułożyłem się na poduszce i odpływałem w niebyt. Nagle moją błogą nieświadomość, przerwało mi coś bardzo ciężkiego wpadającego na mnie.

Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że na mojej klatce piersiowej siedzi Seriku z zawziętą miną. Czyli dzisiaj się nie wyśpię.

- Dobra już wstaję, ale zejdź ze mnie.

Mówiąc to zrzuciłem go z łóżka na podłogę.
- Ała! To bolało!

- To kara za budzenie mnie z rana. - Powiedziałem przeciągając się.

Wstałem z łóżka i skierowałem się do drzwi.

- Idziesz?

Nadal lekko obrażony czarnowłosy ruszył za mną. Zaprowadziłem go do kuchni.

- Po co tu przyszliśmy?

- Chcę się napić kawy. - Powiedziałem otwierając szawkę gdzie zwykle stała torebka z ziarnami kawy. Nie znalazłem jej tam. Zmarszczyłem brwi zastanawiając, się gdzie może jeszcze się znajdować.

Wtedy przypomniało mi się, że widziałem puszkę z mieloną kawą w lodówce. Podszedłem do niej i ją otworzyłem. W środku na drzwiach, czekała na mnie zielona puszka. Wziąłem ją i już chciałem zamykać gdy mój wzrok padł na górną półkę. Czekało tam pudełko z moją racją. Czyli to już dwa tygodnie?

Wyjąłem pudełko i postawiłem na blacie. Wyciągnąłem kubek i włączyłem czajnik z wodą. Z dolnych szafek wyciągnąłem garnek i wrzuciłem tam mięso. Gdy woda zaczęła wrzeć zalałem kubek, a po chwili wyciągnąłem też gotowe już mięso na talerz. Wszystko wziąłem do stolika i zacząłem jeść.

- Podobno Ghoule nie mogą jeść ludzkiego jedzenia.

Widelec zamarł mi w połowie drogi do ust, gdy usłyszałem głos Reiego. Zapomniałem o nim z powodu zmęczenia. I co ja mam teraz robić? Nie mogąc wpaść na żaden pomysł postanowiłem tylko odpowiadać na pytania i zobaczyć jak to się potoczy.

- To prawda nie możemy jeść waszego jedzenia.

Seriku przybrał zamyślony wyraz twarzy.

- Skoro nie możecie go jeść, to znaczny, że to co masz teraz na talerzu, to jest... - Urwał jakby nie znał odpowiedniego słowa.

- Tak to jest to o czym myślisz. - Powiedziałem ciekawy jego reakcji.

Czarnowłosy, wyglądał chwilę jakby bił się z myślami. W końcu spojrzał w moje oczy i z największą powagą zapytał;

- Czy mogę próbować?

Wypuściłem z wrażenia widelwc, który z głośnym brzdękiem uderzył w stół. Zabrakło mi języka. Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

- Ty... naprawdę chcesz tego spróbować? - W moim głosie brzmiała niepewność.

- Gdybym nie chciał to bym nie pytał. - Odpowiedział pewnie.

Dalej w lekkim szoku wstałem od stołu i ruszyłem do szuflady, z której wyciągnąłem widelec, który podałem Reiemu. Ten wziął go do ręki i urwawszy kawałek mięsa, wsadził do buzi. Gryzł przez chwilę ten kawałek z zamkniętymi oczami, po czym głośno przęłknął.

- Nie tak sobie wyobrażałem smak ludzkiego mięsa. - Powiedział otwierając oczy. - To nie było dobre ani złe. Można powiedzieć, że prawie bez smaku, ale jak ma się to w buzi to tak jakby szczypię cię w język. Nie do końca rozumiem czemu, aż tak to lubisz, ale radzę ci to zjeść bo zaraz wystygnie.

Po tej wypowiedzi oddetchnąłem z ulgą. Nawet nie wiem kiedy zacząłem wstrzymywać oddech. Podniosłem widelec ze stołu i wróciłem do jedzenia. Tym razem rozmawiając już w trochę luźniejszej atmosferze z czarnowłosym.

Rozmawialiśmy o naszym czasie spędzonym w poprawczaku, o naszej ucieczce, o moim tacie, który dla Reiego był ósmym cudem świata. Tak zleciał nam czas posiłku. Przy ostatnim kęsie omawialiśmy właśnie nasze aktualne położenie, gdy nagle Rei uderzył się otwartą ręką w czoło. Spojrzałem na niego troszkę jak na wariata.

- Tyle czasu siedzieliśmy w poprawczaku razem, później stamtąd nawialiśmy, teraz mieszkamy pod jednym dachem, a ja nadal nie mam bladego pojęcia jak się nazywasz.

Zdałem sobie sprawę, że to co mówi jest prawdą. Na twarz wpłynął mi rumienie lekkiego zażenowania, z powodu mojej gapy.
- Arima Ken, miło mi.

- Mogę mówić do ciebie Ken? Fajniej brzmi mówić do ciebie tak niż po nazwisku.

- Jasne, dlaczego nie.

Wstałem od stołu i pomyłem naczynia. Gdy miałem znowu usiąść do kuchni wszedł ojciec.

- Seriku, Ken zbieramy się. Musimy iść na odprawę do CCG. Przewodniczący chce was widzieć.

- Dobrze proszę pana, ale na przyszłość proszę mówić do mnie po prostu Rei. Moje nazwisko źle mi się kojarzy.

Obaj wstaliśmy i za Arimą ruszyliśmy do bazy. Po piętnastu minutach staliśmy przed wejściem do sali konferencyjnej.

- Przewodniczący chce rozmawiać tylko z Reim. Chce ustalić jak wiele informacji posiadasz i jak dużo z nich jesteśmy w stanie wykorzystać. A ty Ken wybierzesz się ze mną na trening. Omineło cię kilka sesji w czasie gdy byłeś na misji.

- Przyjąłem/Jasne.

Powiedzieliśmy z Seriku jednocześnie. Zaśmialiśmy się i każdy ruszył w swoją stronę.

Weszliśmy do bloku z salami treningowymi, ale zamist do sal które znam skierowaliśmy się do jakiś metalowych drzwi. Ojciec wpisał kod i wszedł do środka. Z lekkim zawachaniem ruszyłem za nim. W środku znajdowała się prawie taka sama sala gdzie zwykle ćwiczyliśmy, ale tu nie było okien do obserwacji.

- To specjalna sala wybudowana specjal nie dla nas. Będziemy tu trenować walke quinque kontra kagune. Musisz nauczyć się atakować tak jakby twoje kagune było przedłużeniem twoich kończyn, a nie dodatkiem, który wykorzystujesz gdy trzeba. Jeśli uda ci się to opanować w przyszłości ruszymy na bardziej wymagające misje.

Przytaknąłem głową. Ustawiliśmy się na przeciwko siebie. Moje kagune ukształtowało się w trzy macki. Ciekawiło mi jak będę się czuł walcząc bez jednej dodatkowej kończyny.

Arima nacisnął guzik i z jego walizki wyszła czarna lanca. Staliśmy tak przez chwilę oceniając się. Ku mojemu zaskoczeniu, ojcie zaatakował jako pierwszy. Ruszył na mnie celując ostrzem w moje ramię.

Zamiast odskoczyć złapałem broń w dwie macki, a trzecią, w pełni wyprężoną wymierzyłem w ramię przeciwnika. Ten jednym zgrabnym ruchem wyrwał broń z mojego uścisku i za pomocą salta w tył, uskoczył przed macką. Nie dając mu szansy na odpoczynek, wycelowałem kagune, dokładnie w miejsce gdzie miał wylądować po skoku.

Kolejny raz udało mu się uniknąć zranienia, ale ja nie dawałem za wygraną. Po każdym jego ruchu celowałem w miejsce gdzie miał się pojawić. W końcu zniecierpliwiony tym, że Arima ciągle tylko mi ucieka i w żaden sposób nie potrafię go trafić, postanowiłem przełączyć się na walkę kontaktową. Po kolejnym uniku zamiast kolejnego ataku macką, odbiłem się mocno od ziemi i za pomocą jednego skoku znalazłem się blisko ojca. Wymierzyłem mu cios nogą w brzuch, ale udało mu się obronić. W ramach odwetu, spróbował zaznaczyć końcem ostrza szramę na mojej klatce piersiowej.

Udało mi się złapać jego quinque zanim mnie drasnęło, ale przez moją nieuwagę, oberwałem bardzo mocnym kopniakiem w brzuch. Posłało mnie na drugi koniec sali. Gdy udało mi się wyprostować, ustawiłem się w pozycji do kolejnego ataku. Nagle jakiś ciężar uderzył w moje plecy. Instynktownie złapałem to mackami i przeniosłem do przodu, chcąc zobaczyć co to. Moim oczą ukazał się Rei zwisający głową w dół i owinięty moim kagune. Z szoku nie widziałem co powiedzieć.

- Co ty tutaj robisz, Rei? - Z amoku wyrwał mnie głos Arimy.

- Nudziło mi się więc przyszedłem do Kena. A tak swoją drogą, kody tutaj są dziecinne łatwe do rozpracowania. - Powiedział szczerząc się.

- Ken, koniec treningu. Zabierz kolegę do domu. Ja muszę iść porozmawiać z centralą.

Gdy tylko to powiedział, skierował się w stronę wyjścia i opuścił pomieszczenie.
W sali zostałem tylko ja i Seriku.

- Rei, coś ty narobił? - Zapytałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top