Rozdział 12
Gwałtownie obudziłem się ze snu. Podniosłem się z ziemi, oparłem o ścianę i objąłem nogi rękami. Nie byłem w stanie wrzucić z głowy tamtego obrazu. Dlaczego ona musi mnie prześladować? Dlaczego zawsze muszę wiedzieć jej ciało całe we krwi? Czy choć raz nie mogę śnić o jej miłości, a nie jej cierpieniu?
W czasie moich rozmyślań coraz więcej łez spływało po moich policzkach. Dławiłem się szlochem, nie mogąc powstrzymać drżenia ramion. Coraz ciężej było mi oddychać. Każde kolejne pytanie sprawiało, że uścisk w klatce piersiowej wzmacniał się, aż do mojego ostatniego pytania; Czy warto w ogóle żyć? Wtedy właśnie zabrakło mi tchu. Coś boleśnie miażdżyło mi żebra. Między z trudem łapanymi wdechami udało mi się spojrzeć w dół. Wokół mojej klatki piersiowej owinięte było moje kagune, które ściskało coraz mocniej. Nie wiedziałem co robić. Nigdy moja broń nie była poza kontrolą gdy byłem świadomy. Łzy zbierały się w moich oczach. Czułem coraz mocniejszy uścisk. Trzask kości przywołał mnie do rzeczywistości.
Przestań!
Mentalny rozkaz sprawił, że macki się rozluźniły. Upadłem na podłogę. Nie byłem w stanie złapać tchu.
Co tu się do cholery stało?
Nie zasługujesz na litość…
To twoja wina…
Mogłeś ich uratować…
Gdybyś tylko nie był taki żałosny…
Te słowa wraz z szyderczym śmiechem rozbrzmiały w mojej głowie. Z początku zdezorientowany nagłym szeptem, teraz stałem się coraz bardziej zrozpaczony słowami. Łzy znów leciały po moich policzkach. Szlochałem nie mogąc się opanować.
Słaby…
Bezużyteczny…
Fałszywy…
Kłamca…
Zdrajca…
Nie wytrzymałem. Zacząłem uderzać głową w ścianę by pozbyć się tych głosów. Jak przez szybę, czułem swój ból i krew spływającą z czoła. Uderzałem tak długo póki nie straciłem wszystkich sił. Wtedy upadłem na ziemię, znając się w kłębek i prosząc by wszyscy zamilkli. Leżałem tak aż do chwili gdy ponownie zasnąłem, kurczowo trzymając się dwóch słów;
To kłamstwo.
Wraz z tymi słowami oczy przysłoniła mi ciemność.
Wróciłem do rzeczywistości po godzinie może kilku. Gdy mój umysł odogonił resztki zamroczenia, gwałtownie podniosłem się do siadu. Co to było?
To był tylko sen.
Sonzai? To naprawdę tylko sen? To było takie realistyczne. Ja nie wiedziałem co robić, byłem…
Spokojnie, - przerwała mi w pół słowa - to tylko sen. Nic nie działo się naprawdę.
Tylko sen?
Tak.
I nic z tego nie było prawdziwe?
Tak.
Zapadła cisza. Powoli uspokajałem się.
Sonzai?
Tak?
Zostaniesz przy mnie?
Tak, zostanę.
Dziękuję.
Przez kilka godzin nikt się nie odzywał. Ciszę przerwał dopiero szczęk klucza w zamku. Do celi wszedł strażnik.
- Co księżniczko, będziesz spokojna?
Kiwnąłem głową. Nie chciałem się odzywać.
- To zbieraj się, bo spóźnisz się na śniadanie.
Posłusznie wstałem z ziemi i poszedłem za mężczyzną na stołówkę. Gdy tylko wszedłem do pomieszczenia wszędzie wybuchły oklaski. Stanąłem jak skamieniały. Nie wiedziałem dlaczego wszyscy klaszczą, ale postanowiłem poszukać w tłumie osoby, która mi to wyjaśni. Znalazłem ją przy drugim stoliku na lewo od wejscia. Podszedłem do Reiego, który klasykał chyba najgłośniej z nich wszystkich.
- Sądząc po twojej minie, nie masz pojęcia co jest grane.
Potwierdziłem ruchem głowy.
- Jakby to powiedzieć. - Udał, że się mocno zastanowia. - Walnąłeś mojego brata tak, że wylądował w szpitalu i nie wyjdzie z niego przez kilka miesięcy! Cieszysz się?
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem w stół.
- Ej co jest księżniczko?
Przeniosłem spojrzenie na Reiego. W jednej chwili podjąłem decyzję.
- Zwiewamy stąd, dzisiaj w nocy.
W momencie gdy to powiedziałem czarnowłosy był w trakcie jedzenia, brązowej papki. Gdy usłyszał moje słowa, zaczął się nią ksztusić.
- J-jak... to? - Wychrypiał pomiędzy kaszlnięciami.
- Po prostu, uruchamiam kontakty i możemy wyjść nawet główną bramą.
- Z twoją kartoteką?
Spojrzałem na niego lekko zdziwiony.
- Co takiego w niej wyczytałeś, że to dla ciebie taki szok?
Tym razem to on spojrzał na mnie jak na wariata.
- Jesteś tu za bycie płatnym zabójcą! Podobno masz na sumieniu trzydzieści zabójstw, ale tylko dwa z nich są udowodnione. Myślisz, że dlaczego ludzie w stołówce cię nie dręczyli? Bo takie czyny mają respekt. Albo dlaczego nie podszedłem do ciebie od razu gdy cię rozpracowałem, tylko obserwowałem cię przez pewien czas? Bo bałem się, że jak do ciebie przyjdę to znajdziesz sposób żeby się mnie pozbyć. Ty naprawdę nie wiedziałeś za co siedzisz?
Pokiwałem głową zgadzając się. Na chwilę zapadła cisza. W czasie gdy rozmawialiśmy, czas przeznaczony na jedzenie się skończył i wszyscy zaczeli się zbierać. Ruszyliśmy za nimi. Gdy dotarliśmy do schodów przy mojej celi, odwróciłem się, żeby się pożegnać. Niespodziewanie Seriku przyciągnął mnie do uścisku.
- Tylko pamiętaj, masz mnie stąd wyciągnąć w całości. - Powiedział cicho przy moim uchu i odszedł odem mnie jak gdyby nigdy nic.
Po chwilowym szoku, ruszyłem do swojej celi. Teraz czas na plan ucieczki.
Gdy zapadł zmrok wstałem z łóżka. Na korytarzu paliło się słabe światło, w blasku, którego od czasu do czasu wędrował strażnik. Za minutę miała nastąpić zmiana warty. To była moja jedyna okazja. Gdy ostatni z pilnujących więźniów mężczyzna skręcił za róg korytarza, podszedłem do krat.
Moje oko zalśniło czerwienią, gdy moje kagune wysuwało się z kakuhou. Macki złapały jeden z prętów i mocno stanęły. Wyszedł bez najmniejszego szmeru. Przeszedłem przez powstałą dziurę i wstawiłem pręt spowrotem. Bezszelestnie skoczyłem na parter i ruszyłem w stronę celi czarnowłosego.
Kiedy brakowało mi ostatnich dziesięciu metrów do celi, usłyszałem odgłos kroków zmierzających w moim kieruku. Szybko rozejrzałem się po korytarzu nie mogąc nic znaleźć. Postać właśnie wyłaniała się z zakrętu, kiedy zobaczyłem swoje wybawienie. Osobą, która pełniła wartę, okazał się strażnik, który przekazywał moje akta, pierwszego dnia. Szedł spokojnym krokiem, mijając wszystki cele by w końcu zniknąć za kolejnym rogiem.
Ja tym czasie, za pomocą kagune przyczepiłem się do lampy na suficie. Zauważyłem ją w ostatniej chwili. Gdyby nie to, plan by nie wypalił. Ostrożnie opuściłem się na ziemię by nie robić hałasu i przebyłem brakujący odcinek. Gdy stanąłem przed moim celem, tym razem siła rąk odgiąłem kraty. Seriku najpewniej nie śpi, a nie miałem ochoty zdradzać kolejnej tajemnicy. Wyszedłem przez otwór do środka. Czarnowłosy już czekał gotowy na łóżku.
- Mam nadzieję, że masz plan. - Powiedział szeptem.
Pokiwałem głową i skierowałem się do krat przy oknie. Pociągnąłem z całej siły za metalowe rurki zalane betonem, ale nawet nie drgnęły.
- To ten twój wspaniały plan? Poszarpać za kratki i myśleć, że się uda? - Wysyczał cicho zirytowany i jakby trochę zawiedzony.
Spojrzałem na niego i już wiedziałem, że nie mogę teraz zawalić. Odwróciłem się w stronę Reiego.
- Nie możesz krzyczeć. To co zobaczysz może cię przerażać, ale pamiętaj, ja nie zrobię ci krzywdy.
Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem i przytaknął głową. Wypuściłem z płuc powietrze. Nawet nie wiedziałem kiedy wstrzymałem oddech. Stanąłem centralnie przed kratami, aktuwowałem swoje macki i jednym pociągnięciem wyrwałem żelazo z murów.
Odwróciłem się w stronę Seriku, spodziewając się wszystkiego; strachu, gniewu, obrzydzenia lub niepewności, po uświadomieniu sobie, że jestem Ghoulem.
Zamiast tego w jego oczach zobaczyłem coś w rodzaju uwielbienia. Dlaczego on się nie boi? Natychmiast po tym pytaniu skarciłem się w duchu za to roztargnienie. Teraz trzeba uciekać. Okno nie było jakieś specjalnie duże, ale obaj spokojnie się przez nie przecisneliśmy. Ja przechodziłem jako pierwszy. Gdy przeszedłem na drugą stronę, uderzyło we mnie wilgotne, nocne powietrze.
Cudowne uczucie po tylu dniach w ciasnym, dusznym pomieszczeniu. Czarnowłosy wyszedł tuż za mną. Po jego minie można było wywnioskować, że czuje to samo co ja. Na migi pokazałem mu żeby szedł za mną i trzymał się nisko.
Szliśmy blisko ściany kierując się w stronę wschodniego skrzydła. Znajdował się tam ogród z drzewami. Na jego teren nie miał wstępu żaden więzień, dlatego płot, który prowadził do niego był tak samo wysoki jak ten na zewnątrz. Prowadziłem nas do niego, ponieważ linia drzew ciągnęła się od murów więzienia, aż do ogrodzenia zewnętrznego. Jeśli uda nam się tam dostać zanim włączy się alarm, nie znajdą nas za pomocą reflektorów.
Dotarcie do celu zajęło nam trzy minuty. Siatka nie była tak ciężka do zniszenia jak kraty, dlatego byłem w stanie odciąć ją rękami. Przepuściłem najpierw młodego, przytrzymując mu siatkę, odgiętą na bok. Nie chciałem żeby się pocharatał na wystających drutach. Gdy tylko ja przekroczyłem ogrodzenie, rozległ się alarm i włączyły się reflektory. Szybko zaczęliśmy biec w stronę ogrodzenia zewnętrznego, biegnąc od drzewa do drzewa.
Dzięki liścią światło reflektorów do nas nie docierało. Śpieszyliśmy się biegnąc od pnia do pnia. Trzeba było jak najszybciej dotrzeć do płotu, bo tam czekał na nas wóz CCG, a przynajmniej taką miałem nadzieję.
Miałem wysłać sygnał kiedy uda mi się uciec, za pomocą kolczyka, którym mam przebity język. Ten kolczyk to tak naprawdę komunikator, żeby go aktywować trzeba powiedzieć hasło. W tym przypadku było to słowo ,,jednooki,,. Ludzie z CCG mają bardzo orginalne poczucie humoru.
Zdyszani dotarliśy do ostatniej przeszkody, która odgradzała nas od wolności. Już miałem zerwać druty, gdy nagle usłyszałem szczęk metalu po lewej stronie. Mentalnie przygotowałem się na walkę. Na szczęście niepotrzebnie. Po chwili usłyszałem cichy głos;
- Arima tutaj.
Skierowałem się w stronę tego głosu. Zostałem tam agenta, który za pomocą specjalnych kleszczy wyciął dość dużą dziurę.
- Pewnie nie pomyslałaś księżniczko, ale na noc zostawiają ten płot pod napięciem. - Zaśmiał się inspektor.
Ktoś za mną cicho się zaśmiał.
- A ja myślałem, że tylko w więzieniu cię tytułują, a tu proszę.
- Cicho siedź Rei.
- Nie wkurzaj się, bo ci diadem spadnie.
Nie odwraciłem się do niego, ale wiedziałem, że właśnie szczerzy się w moim kierunku.
- Dziewczynki, skończyłyście przekomarzanie?
Okazało się, że w trakcie naszej pogawędki agent skończył rozcinanie ogrodzenia. Przeszliśmy przez nie i w ciszy ruszyliśmy za agentem. Poprowadził nas do ukrytego w cieniu busa. Wsiedliśmy do środka. Pierwszą osobą, którą zauważyłem wchodząc do środka był ojciec.
Może to przez stres, może prze koszmarne sny, albo przez pobyt w więzieniu, zamiast normalnie się przywitać pobiegłem i się przytuliłem. Nie przejmowałem się wycelowanymi we mnie broniami, ani zaszokowanymi westchnieniami. Chciałem po prostu się przytulić. Z nie małym szokiem odczułem, że Arima także mnie objął, a w dodatku zaczął gładzić mnie po głowie. Chłonąłem to uczucie kilka chwil, gdy usłyszałem gdzieś niedowierzające jęki.
Odwróciłem głowę, dalej będąc objęciach i zauważyłem Seriku z szokiem na twarzy. Musiał poznać w moim tatcie, największego pogromce Ghouli CCG. Pokazałem mu język i znów się wtuliłem. Arima rozumiąc moje potrzeby, zaprowadził mnie na ławkę i pozwolił leżeć na swoim ramieniu. Udało mi się jeszcze zarejestrować, że Rei siada koło mnie nim zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top