Rozdział 7

- Narrator -
- I jak misja? Powiodła się? - zapytał się Kuromo - jeden z inspektorów przydzielony do tej misji.

- Zakończona pełnym sukcesem.

- Pewnie ty odwaliłeś całą robotę, a białogłowy się lenił. - Pod koniec zadania dostrzegł, że chłopak już śpi, oparty głową o ramię Arimy.

Wyglądał naprawdę uroczo śpiąc i to jeszcze w swoim kamuflażu, którego nie zdążył zdjąć przezd zaśnięciem. Delikatne białe kosmyki, opadły łagodnie na lekko owalną twarz z lekkim rumieńcem.

- To on zrobił wszystko. Gdyby nie on, nie mielibyśmy informacji. - Głos Arimy powrócił Kuromo do rzeczywistości.

Zorientował się, że ciągle gapi się na śpiącego chłopca. Szybko przeniósł wzrok na twarz swojego rozmówcy. Jego mózg dopiero po chwili przetrwił, że ktoś coś do niego mówił, później dotarło kto, a na koniec dopiero ogólny sens wiadomości.

Zamrugał gwałtownie i podejrzliwie spojrzał na swojego wieloletniego kolegę z pracy. Znał go na tyle długo by wiedzieć, że bardzo rzadko z jego ust można usłyszeć komplement. Jeśli już jakiś padł to był w pełni zasłużony. Tylko co takiego mógł zrobić ten mały szczyl, że dostał pochwałę od tego człowieka?

Znów spojrzał na śpiącego. Co w nim takiego wyjątkowego? Przybył do CCG jako wróg. Gdyby Amon nie miał miękkiego serca, teraz nie byłoby go na świecie. Na pierwszej naradzie zrobił tak dobre wrażenie, że od razu go przyjęli i to tylko na podstawie bajeczki, że niby jest jakimś mutantem, czy eksperymentem.

I jedno, i drugie źle brzmi. Pierwszy trening uderzył Arimę tylko dlatego, że kopnął go z zaskoczenia, bo złamał sobie nogę. Złamał! Nogę! To jest wariactwo. Jeszcze najlepsze wyniki w testach plus pierwsza misja zakończona pochwała Pana - Totalnie - Bez - Emocji i mamy całość. Niech ktoś mu to wytłumaczy. I jeszcze dodatkowo fakt czemu mi się to coś podoba? Ukrył twarz w dłoniach. Może przebieg z akcji coś rozjaśni?

- Co takiego zrobiła ta ośmiornica, że zasłużyła na twoją pochwałę? - Spytał siląc się na ironię. Zabrzmiało prawie naturalnie.

- Zabił pupilkę Smakosza i dodatkowo znalazł sposób na wyciągnięcie informacji.

- Co takiego dała mu nasza księżniczka? Oddała swój diadem?

- Nie, dał mu swoją krew.

Oczy ciemnowłosego rozszerzyły się z zainteresowania.

- A niby po co mu jego krew?

- Ten Ghoul chciał zjeść mojego syna, zanim dołączył do CCG. Można powiedzieć, że to dla niego narkotyk.

Dalsza rozmowa została przerwana przez zatrzymanie się samochodu. Arima od razu wysiadł biorąc śpiącego dotąd chłopaka na ręce na księżniczkę i ruszył z nim w kierunku bazy. W samochodzie został zdezorientowany agent.

Powiedział do niego synu! Ktoś chciał go zjeść! Jego krew jest jak narkotyk! Co tu się, cholera odwaliło?!

Tymczasem Inspektor wraz ze swoim synem na rękach wchodził właśnie bocznym wejściem do budynku. W czasie drogi z samochodu do bazy pozbył się elementów kamuflażu księcia. Musiał sam przed sobą przyznać, że to imię nadawało się idealnie. Trzeba będzie wprowadź akta pod tym pseudonimem.

Skierował się do izolatki. Przeczuwał, że pobudka nie byłaby zbyt przyjemna dla kogoś w pobliżu. Gdy dotarli do białego, prawie pustego pomieszczenia, ostrożnie ułożył Ghoula na materacu pod ścianą. Wychodząc zablokował drzwi. Oby nikt nie wpadł na pomysł odwiedzin. Z tą myślą udał się w stronę sali konferencyjnej.

Znów wszyscy czekali na niego i informacje, które zdobył. Wchodząc do sali przerwał wypowiedź dowódca o solidarności na polu walki. Wszyscy jak na komendę odwrócili się w jego stronę.

- Witaj Arima. Jak tam misja i gdzie masz swoją mniejszą kopię?

- Dzień dobry, Washuu. Misja zakończona pełnym sukcesem. Uzyskaliśmy pełny pakiet informacji o Aogiri. Co do Kena to odpoczywa po misji. Był wyczerpany.

- Rozumiem więc teraz…

Nie udało mu się dokończyć, ponieważ przerwała mu jedna z niewielu kobiet w radzie.

- Jeśli można wiedzieć, kim jest wcześniej wspomniany Ken?

- To mój syn. - Odparł spokojnie Arima.

Twarz kobiet zadającej pytanie i kilku innych znajdujących się w sali wykrzywił grymas niezadowolenia.

- Która jest tą szczęściarą? - Spytała z toną jadu i ironi w głosie.

Już planowała jak może upokorzyć tę kobietę, która odebrała jej ,,męża,,.

- Matka Kena nie żyje. - Powiedział tylko krótko.

Tym razem kobieta, która zadawała pytanie zrobiła się cała czerwona.

- J-ja.. przepra… ja nie wiedziałam.

- Ekhem - chrząknął dowódca - skoro już tak ładnie się dogadaliście to teraz chcę znać wszystkie szczegóły tej misji. - Powiedział krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Widać było, że nie potrafi doczekać się informacji. Został zrelacjonowany przebieg akcji. Wszyscy spisywali wszystkie informacje o Aogiri, nie chcąc przegapić żadnych szczegółów. Gdy wszystko zostało spisane, wszyscy się pożegnali i wyszli z sali. Na samym końcu tego tłumu szedł białowłosy. Gdy chciał wyjść, ktoś zastąpił mu drogę, przy okazji zamykając drzwi.

- A teraz - zaczął dowódca - powiedz jak uzyskałeś tyle informacji. Nie wieżę, że Smakosz powiedział tyle bo zagroziliście mu torturami. Co mu obiecałeś? Czy to może też działać na inne Ghoule?

- Dostał trochę krwi Kena. Wystarczyło powiedzieć, że zaprowadzimy go do właściciela tej krwi, a podał nam wszystkie informacje.

- Czy jednak jednorazowa sztuczka, - westchnął - ale chociaż uzyskaliście istotne informacje. Najbardziej istotny w tym wszystkim jest informator. Musimy go przeciągnąć na naszą stronę.

- Co proponujesz?

- Jeśli okaże się, że wszystko jest prawdą i Seriku Rei naprawdę jest naszym nowym celem, to trzeba będzie wysłać kogoś do jego aktualnego miejsca pobytu.

- Wiadomo gdzie się znajduje?

- W najgorszym poprawczaku. Klatce dla najgorszych nieletnich morderców i wyżutków społeczeństwa z cało kraju. Piekło na ziemi.

- Wnioskuje, że mówisz mi to wszystko, bo chcesz na tę misję wysłać mojego podopiecznego.

- Niestety. Wiem, że to krótki odpoczynek jak po tak poważnej misji i to jeszcze pierwszej w życiu, ale musimy go wysłać tam w przyszłym tygodniu.

- Dlaczego tak wcześnie?

- Odbywa się nowy transport więźniów. Wtedy najłatwiej dołączyć kogoś nowego. Łatwiej wmieszać się w tłum gdy nie przybywasz sam. Kolejny dopiero za pół roku.

- Nie ma innych kandydatów?

- Inni sobie niestety nie poradzą. Są za bardzo przekonani o swojej pozycji. Tam gdzie mają trafić będą traktowani jak śmieci, poniżani, bici, będą odbierać im jedzenie, nikt się za nimi nie wstawi. Twój syn to idealny kandydat. Posiada szybką regenerację, potrafi trzymać się na uboczu, braki jedzenia mu nie zaszkodzą, przyślemy mu jego regularną rację gdyby była taka potrzeba.

- Ile czasu miałaby trwać ta misja?

- Zależy od powodzenia, ale myślę, że najdłużej do miesiąca. Zgodziłbyś się?

-  Nie ode mnie zależy decyzja, ale jeśli pan chce powiadomię go o tym. A teraz proszę wybaczyć ktoś na mnie czeka. Żegnam.

- Byłbym zobowiązany. Do zobaczenia.

W czasie gdy Arima rozmawiał z dowódcą, w pomieszczeniu izolatki, rozległo się ciche pikanie wciskanych guzików, chwilę później można było usłyszeć odgłos odpowietrzania i przesunięcia się drzwi do celi. Wraz z ich otwarciem rozległ się dźwięk cichych kroków osoby, która kierowała się w stronę chłopaka leżącego pod ścianą.

Cichy i regularny oddech wskazywał, że chłopak śpi. Sprawca kroków zatrzymał się przed białogłosym i usiadł przy nim.

- I co ja mam z tobą zrobić? - W izolatce rozległ się głos Kuromy. - Podobasz mi się, ale jesteś wybrykiem natury. Nie daje mi to spokoju. Co mi powiesz Ken? Co ja mam z tobą zrobić? - Mówiąc to powoli zbliżył rękę i opuszkami palców przejechał po prawym policzku.

Ze świstem wciągnął powietrze, gdy jedno oko nie zakryte przez grzywkę otworzyło się, ukazując czerwoną tęczówkę, otoczoną czernią. Mężczyzna który obudził chłopaka chciał go przeprosić, ale nie zdążył, bo został uderzony przez kagune, które nie wiadomo kiedy się ujawniło.

Siła ataku była tak duża, że mężczyzna trafił w ścianę korytarza izolatki po drodze wygrywając drzwi do celi. Zanim upadł na ziemię w jego stronę poleciały już dwie macki. Zatrzymały się centymetry przed ciałem. Powstrzymał je cichy jęk. Kuromo udadł jęcząc cicho, a macki cofnęły się do swojego właściciela. Siedział on w celi na materacu zakrywając dłońmi usta i z szokiem na twarzy. Właśnie zaatakował kogoś. Ten ktoś leży właśnie przed nim ze złamaniem otwartym ręki i kawałkami metalu wbitymi w ciało. Tylko jak to się mogło stać.

Nagle ktoś pobiegł do rannego mężczyzny i umieściła go na noszach. Nie widział co było dalej, bo inna osoba zasłoniła mu widok. Ostrożnie podeszła do Ghoula i uklękła przy nim. Powoli podniosła ręce i prytuliła go do siebie. Kagune wyostrzyło się gwałtownie gotowe do ataku, ale zamiast przebić intruza przyciągneło go do nastolatka. Ten w tym czasie opuścił ręce wzdłuż tułowia.

Gdy poczuł czyjś uścisk, jedyną jego reakcją było ułożenie głowy na ramieniu. Nadal patrzył tempo przed siebie nie wiedząc co się dzieje. Mimo to łzy zaczęły lecieć z jego oczu. Kagune owinięte wokół mężczyzny kruszyło się z każdą kolejną łzą, a oko odzyskiwało swój zwyczajny szary kolor.

Gdy macki całkowicie zniknęły, chłopak oparł się całym ciężarem ciała na osobie, ktora była obok niego. Coraz bardziej tracił świadomość , zakładając w pół sen, pół omdlenie. Na granicy z zapomniem usłyszał jeszcze słowa;

- Już wszystko dobrze, synku. Wszystko jest w pożądku…

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top