Rozdział 1

Czekam na ból, ciemność i samotność.
Czekam na śmierć.

Sekunda...
Dwie...
Trzy...

Otwieram oczy. Widzę broń skierowaną w stronę mojego serca. Zatrzymana milimetr od mojej skóry.

Nie rozumiem czemu jeszcze żyje. Przecież miałem być wśród przyjaciół. Z pytaniem w oczach spoglądam na twarz Amona. Z jego oczy płyną łzy. Nie przybliża broni ani się nie oddala. Stoi tylko nieruchomo i obserwuje moja twarz. Nie potrafię wytrzymać tego spojrzenia.

Nagle opuszcza broń i obejmuje mnie ramionami. Jego głowa ląduje na moim ramieniu. Sztywnieje pod jego dotykiem. Nie myślałem, że ktoś mnie jeszcze obejmie. W końcu jestem wybrykiem natury, mordercą. Nie wiem czemu, sprawiało mi to przyjemność. Przecież powinien się mnie bać.

Ostrożnie podniosłem ręce, dotąd opuszczone wzdłuż ciała i położyłem je na ramionach mojego niedoszłego zabójcy. Po prostu oddałem uścisk. Pod wpływem tej sytuacji pękają wszystkie bariery. Po policzku płynie łza i kolejna, i kolejna. Dławię się szlochem, aż w końcu wybuchłam niepohamowanym płaczem. Jak przez mgłę czuje jak moje ciało drży i ktoś głaszcze mnie po plecach.

Nie wiem ile minęło, minuta może godzina. Udało  mi się w końcu uspokoić na tyle by rozumieć co się wokół mnie dzieje.

- Spokojnie jednooki. Już w pożądku. Teraz powiedz  co się stało. - Mówił cichym głosem.

- Dwu - dwudziestka… dwudziestka, wszyscy nie żyją. - Mój głos łamał się od nadmiaru emocji.

- Dwudziestka? Chodzi o dwudziestą dzielnicę?

Skinąłem głową na potwierdzenie.

- Kto nie żyje?

- A - anteiku… rodzina. - Dlaczego ja mu to wszystko mówię?

- Anteiku? Kto to zrobił? - Amon nadal dopytuje.

- Aogiri.

Po tych słowach zapadła cisza. Nie wiedziałem ci mam robić. Rozkoszowałem się ciepłem i dotykiem drugiego człowieka, który z natury powinnien być moim pokarmem. Ale nie potrafiłem zmusić się do takiego myślenia o ludziach.

Znowu zbierało mi się na łzy. Musiałem że już nikt nigdy tak mnie nie przytuli. Teraz puki mogę chcę poczuć bliskość. Nawet jeśli od człowieka, ktorego prosiłem o śmierć.

- A gdybyś mógł się zemścić? - Cichy głos zabrzmiał przy moim uchu.

Z początku nie zrozumiałem co powiedział. Sens słów nie chciał do mnie dotrzeć. Wodził mnie po odmentach świadomości. Zemsta? Czy jest coś co mogę zrobić im za ich zbrodnię. Czy cokolwiek jest w stanie zwrócić mi moją rodzinę?

- Jak? - Mój głos można było nazwać tylko bezbarwnym. Nie było już śladu poprzedniego załamania. Całym sobą skoncentrowałem się na słowach

- Dołącz do CCG.- Zabrzmiało po chwili ciszy

Odsunąłem go gwałtownie na długość ramienia.

- Co to da? - Spytałem pusto.

- Jeśli wykażesz lojalność i wyjawisz trochę informacji, będziesz brał udział w zwalczaniu Aogiri. Tylko my potrafimy ich wyśledzić. Sam nie dasz rady.

- Jakie informacje?

Jeśli będą chcieli czegoś czego nie wiem? Albo coś czego nie mogę powiedzieć?

- Organizacja ghouli z dwudziestej dzielnicy; cele, działania, członkowie i baza.

- Mogę powiedzieć wszystko. Bez nich to tylko pusta nazwa.

- Czyli zadzasz się na przystąpienie do CCG?

Po dłuższym momencie zawachania odpowiedziałem;

- Tak. Jeśli dacie mi szansę na zemste, mogę zrobić wszystko czego oczekujecie. Ale czego ode mnie oczekujecie?

- Tego dowiesz się później. Teraz wstań. Trzeba cię przedstawić reszcie.

Podniosłem się chwiejnie. Ruszyłem za inspektorem w stronę budynku, zza którego dobiegły odgłosy zbierania sprzętu i krzyki ludzi.

- Nie wychylaj się. Zatrzymasz się gdy dam ci sygnał. Nie chcę żeby zamordowali naszego nowego informatora.

Kiwnąłem zgadzając się. Gdy wyszliśmy zza rogu budynku, moim oczom ukazały się wozy CCG wokół których biegali agenci. Niektórzy pomagali rannym, inni składali sprzęt. Jednym słowem panował chaos.

- Amon uważaj!

W moją stronę zostało nagle wycelowane wiele quinque.

- Śmieciu odsuń się od niego!

- Zostaw go morderco!

- Życie ci niemiłe?

- Uspokujcie się wszyscy! - Głos Amona sprawił, że wszyscy skierowali uwagę na niego. - Chcę wam przedstawić naszego nowego informatora.

Wszystkim szczęki opadły. Nikt nie spodziewał się takiego oświadczenia.

- Skąd masz pewność, że nas nie przebija!?

- Ponieważ sam prosił o śmierć. - Dlaczego on mnie broni?

- To trzeba było zabić to ścierwo!

- Czasem trzeba użyć wszelkich źródeł.- Z tłumu inspektorów spokojnym krokiem wyszedł białowłost mężczyzna w okularach. - A kto lepiej zna przeciwnika niż on sam?

- Miło cię widzieć Arima.

- Witaj Amon. Kim jest twój towarzysz?

- Może niech sam się przedstawi.

- W taki razie; - tu zwrócił się w moją stronę - Jaki jest twój pseudonim?

- Jednooki. - Dziwnie było przedstawiać się inspektorą po tym gdy zwykle celują do ciebie nim zdążysz się odezwać.

Wśród inspektorów przeszedł szept. Wszyscy znali historię o tym ghoulu, który pojawił się z znikąd. Zapewne spowodowałem niezłe zamieszanie w ich aktach.

- A jakie jest twoje prawdziwe imię?

- Kaneki Ken.- A to jeszcze dziwniejsze, zdradzać swoje imię tymi, których najrzadziej się obawiało.

Kolejna fala szeptów, tym razem byłem trochę zdezorientowany. Dlaczego reagowali tak na moje prawdziwe imię?

- Dlaczego uciekałeś? Twój przyjaciel ciągle zadręczał nas twoimi poszukiwaniami.

Hide? Dlaczego ja o nim zapomniałem. Mój najbliższy przyjaciel. Wtedy przypomniałem sobie jak do tego doszło. Zaśmiałem się gorzko.

- Gdyby pan stał się ghoulem, czy byłby pan chętny do przebywania ze swoimi bliskimi? - Stwierdzenie to wypowiedziałem tak jakbym mówił o czymś przeklętym.

- O co ci chodzi mówiąc, że stałeś się ghoulem? Przecież człowiek nie może się tym zarazić. - Krzyknął ktoś z tłumu.

- Nie można się zarazić. Mój przypadek jest wyjątkowy. Doznałem poważnego wypadku i niezbędny był przeszczep. Dawcą okazała się osoba, która była ze mną obecna w czasie wypadku, ale niestety nie przeżyła. Tą osobą okazał się ghoul.

- Przeszczepienie organów przenosi mutacje? - Zapytał z Amon.

- Jeśli przeszczepi się kakuhou.

- Czy wiesz czyje organy otrzymałeś?

- Nazywała sie Rize, ale CCG lepiej zna jej pseudonim - pożeracz.

Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem.

- W końcu wiemy dlaczego nie mamy znaków jej aktywności. - Powiedział spokojnie Amon.

- Ale jak doszło do wypadku! - Zawołał któryś z inspektorów zgromadzonych za Arimom. - Cała grupa nie byliśmy w stanie jej złapać. Nie wiąże, że zginęła tak poprostu!

- Bo to nie był do końca wypadek. - Powiedziałem cicho.

Nie lubię wspominać mojego życia.

- Nie do końca!? Zdecyduj się! Jeśli nie wypadek to co?

- Ghoule z dwudziestej dzielnicy. - Tym razem mój głos był pewniejszy.

- Dlaczego mieliby usuwać swoich?! Nie chrzań!

- Nie kłamie, a Rize została zabita bo za bardzo ściągają waszą uwagę na dwudziestkę. Mogliście nas znaleść.

- Kogo? - spytał białowłosy.

- Anteiku.

- Co to jest? - Zapytało jednocześnie kilku inspektorów.

- Organizacja ghouli dzwudziestej dzielnicy.

- Jak to możliwe? Na tym obszarze nigdy nie było masowych zaginięć ani morderstw. Gdyby była tam jakkolwiek organizacja wiedzielibyśmy.

- W ty cały sens. Nie mieliście wiedzieć. To był azyl dla nas, osób które chciały żyć normalnie.

- Mordercy nie zasługują na normalne życie!

- Jeśli chciałeś normalnego życia nie mogłeś polować.

- Przecież wy nie potraficie żyć bez ludzkiego mięsa!

- Kto mówi, że się nie żywimy. Tylko że tak naprawdę wystarczy nam jeden posiłek na miesiąc, dwa. Wcale nie musimy zabijać by go zdobyć. Wszystkie utonięcia bez znalezienia ciała, auta w urwiskach bez kierowców, ogólnie zaginięcia ludzi którzy są uznani za martwych, ale ich ciał nie odnaleziono. My ich niezabijamy. Naturalne wypadki wystarczają na tyle by nie zabijać. To nadal okropne, ale lepsze niż zostanie mordercą. Ja sam od prawie roku jestem ghoulem i nikogo nie zabiłem.

- Ale pewnie kogoś zraniłeś!

- To prawda. Była jedna osoba i jest tutaj z nami. - zwróciłem się w stronę mojego sojusznika. - To co o tym powiesz?

- Nie boli, aż tak jak to opisują.

- Chwila, co on ci zrobił?

- Ugryzł w bark. - Powiedział wzruszając ramionami.

- Jakim ty cudem jeszcze żyjesz? Jak cie raz ugryzie to później zawsze chce cie rozszarpać. Od tego się nie da uciec można tylko zabić, a on jeszcze żyje.

- Ja nie uciekłem. To on - wskazał na mnie ręką - uciekł ode mnie.

- Nie do końca rozumiem - wtrącił się Arima - jeśli polowałeś, oznacza to, że byłeś głodny. W tym stanie uwalnia się instynkt, który przejmuję kontrolę nad danym Ghulem wyłączając jego ludzkie cechy. Jak więc ty się mu oparłeś?

- Po prostu nie chciałem zabić. Walczyliśmy krótko po mojej przemianie. Nie panowałem nad głodem, stąd ugryzienie, ale obiecałem sobie że nigdy nie zostanę mordercą. - Zaśmiałem się smutno. - Choć dziś złamałem swoje postanowienie.

- Kogo zabiłeś zwyrodnialcu! Kogo odebrałeś bliskim!

- Nikogo za kim będziecie tęsknić. Zabiłem Jasona.

- Tego ghoula, psychopatę?

Skinąłem na zgodę, a wszyscy zamilkli, myśląc o tym co usłyszeli. Cisze przerwał spokojny głos Amona.

- Skoro mają pewność do twoich motywów Jednooki, czas by zabrać cię do nowego domu.

Nakazał mi ruchem ręki bym poszedł za nim. Przechodząc obok ludzi widziałem spojrzenia pełne pogardy, nienawiści ale też strachu. Nikt nigdy nie zaakceptuje mnie w pełni.

Po krótkiej przeprawie przez obóz dotarliśmy do ciężarówki z otwartą naczepą. W środku po obu bokach były miejsca do siedzenia. Z lekkim wychaniem wszedłem do środka i usiadłem w najdalszym miejscu od wejścia. Obok mnie miejsce zajął Amon, a na przeciwko Arima.

- Teraz musisz mnie zrozumieć - odezwał się ten w okularach - nie chcę by ludzie z akcji bali się ciebie w czasie jazdy. Chcę ci założyć kajdanki. Nie będziesz w stanie ich rozerwać i cię osłabią, ale to jedyny sposób na twój transport. Zgadzasz się na nasze warunki?

Zamiast odpowiadać wyciągnąłem przed siebie ręce, dając mu wygodne położenie do założenia kajdanek. Zrozumiał aluzje i po chwili poczułem delikatne uczucie chłodu bijące od nadgarstków. Ale zanim zdołałem oswoić się z tym uczuciem, poczułam jakby opuściły mnie wszystkie siły. Z łoskotem oparłem głowę o ścianę z boku. Chłodny metal dawał dziwne ukojenie skołatanym myślą.

- Wszystko w porządku? - spytał Arima.

- Da się wytrzymać. - Odpowiedziałem ze smutnym uśmiechem.

Nikt nic więcej nie powiedział, ponieważ do auta zaczęli wracać inni inspektorzy. Choć wzrok utkwiłem w podłodze czułem ciężar spojrzeń, każdego w tym pojeździe. W końcu samochód ruszył.

Czas na nowy cel - zemsta na tych śmieciach za śmierć rodziny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top