Chapter 9

Obudziłam się z samego rana i od razu zobaczyłam Newt'a, który rozmawia z Albym i Minho, po czym dwójka wbiegła do labiryntu zostawiając blondyna. Hm Alby wie co robi. Poszłam do Patelniaka, aby pomóc zrobić śniadanie. Jak było gotowe wszyscy zaczęli zbierać się w jadalni. Każdy zabrał porcję dla siebie i ja też już miałam zabrać, gdy zatrzymał mnie Frypan.

-Ty dzisiaj masz coś specjalnego, tak w ramach podziękowania za pomoc.-podał mi talerz z naleśnikami.

-Dziękuje-odłożyłam na chwilę talerz, po czym przytuliłam chłopaka.

-No już zabieraj i zjadaj-zabrałam swoje śniadanie i poszłam do naszego stolika, gdzie czekał Newt, Thomas i Chuck.

-Cześć chłopcy- usiadłam obok Newt'a.

-Cześć- w tym momencie spojrzeli z zazdrością na moje śniadanie.

-Czemu masz inne?

-Bo Patelniak w taki sposób dziękuje mi za pomoc.-uśmiechnęłam się i zabrałam do jedzenia. Oni też, ale z mniejszym entuzjazmem.-Newt-chłopak spojrzał na mnie. Oddałam mu jednego naleśnika, a on pocałował mnie w skroń.

-Dzięki małpko-z uśmiechem zaczął go jeść.

-Czemu oni nazywają cię małpką?-spytał w końcu Thomas.

-Yyy to przez sytuacje, która miała miejsce w dniu przybycia Chucka-powiedziałam.-Mianowicie spadłam wtedy z drzewa i złamałam nogę.

-Aha i tak stałaś się małpką-przytaknęłam i dokończyłam jedzenie, a potem poszłam do plastrów.

-Dziś nie mamy nic do roboty-powiedzieli.

-Okej-wyszłam z przychodni i zobaczyłam Newt'a oraz Zart'a, którzy pozbywali się resztek pnia po złamanym drzewie. Więc poszłam do nich. Thomas i Chuck siedzieli na jakimś pniu, więc zajęłam miejsce obok nich i zaczęłam słuchać.

-Dlaczego Alby tam poszedł?-wiedziałam już o co chodzi-Przecież nie jest biegaczem-dodał. Newt wyprostował się i spojrzał na niego zrezygnowany.

-Sytuacja się zmieniła. Chce sprawdzić gdzie był Ben.-zakończył-Pomożesz-wskazał maczetą na pień. Nowy znowu się trochę obija.

-Chce wiedzieć gdzie go dziabnęło?-nie odpuszczał.

-Alby wie co robi-odparł Newt.-Lepiej niż ktokolwiek-dodał i uderzył w pień.

-Co to znaczy?-blondyn znowu odsunął się od pnia. Był już poirytowany, więc wolałam się nie wtrącać. 

-Słyszałeś-zaczął- co miesiąc pudło przywozi nowego, ale ktoś był tu pierwszy, cały miesiąc spędził w strefie sam. To był Alby.- zaczął uderzać w pień maczetą-Musiało być mu ciężko, ale gdy zaczęli przybywać następni, poznał prawdę.-w tym momencie i on i Zart przerwali na chwilę- Nauczył się, że najważniejsze to trzymać się razem, bo razem tu jesteśmy.-wrócili do pracy, a po chwili dołączył Thomas. Ja się nawet nie wyrywałam, bo zaraz i tak Newt by mnie pogonił, więc siedziałam z Chuckiem.-Dobrze-pochwalił go blondyn-Właśnie tak świeży-Thomas spojrzał na niebo. Nad labiryntem zbierały się deszczowe chmury. A podobno tu nigdy nie pada. 

Schowaliśmy się pod zadaszeniem i patrzyliśmy na wrota. Newt opierał się o kolumnę, a ja siedziałam na stole obok.

-Powinni już wrócić-Świerzy trochę panikował.-A jak nie zdążą?

-Zdążą-odparł krótko blondyn.

-A jeśli nie?-podszedł do Newt'a.

-Zdążą-spojrzał na niego przelotnie. Thomas do końca deszczu więcej się nie odzywał i dał Newt'owi odpocząć od pytań. Kiedy przestało padać wszyscy zebraliśmy się przy wrotach. Stałam obok mojego blondyna i wpatrywałam się w korytarz. Każdy miał poważną minę.

-Może ktoś po nich pójdzie?-cisze przerwał Njubi.

-To wbrew zasadą-Gally zgasił jego zapał.-Wrócą albo nie.

-Nie ryzykujmy bardziej-dodał Newt.

-Thomas nie możemy stracić więcej osób. Minho to najlepszy zwiadowca,a Alby jest przywódcą,  jeżeli ktoś miałby przeżyć noc w labiryncie to właśnie oni-spróbowałam go uspokoić, ale po chwili znowu zawiał wiatr i wrota zaczęły się zamykać. Powoli traciłam nadzieję. Gdy Thomas ich zobaczył.

-Coś jest nie tak-powiedział Newt. Azjata niósł Alby'ego na plecach. Wszyscy zaczęliśmy go dopingować.-Nie zdążą-Newt był zdenerwowany. Wszyscy dalej krzyczeli, a Thomas wbiegł do labiryntu. Newt próbował go zatrzymać, ale mu się nie udało.

-Thomas!!-krzyknęłam. Cholera jasna!! Purwa!! Ze złości kopnęłam w mur i usiadłam pod nim, a obok mnie Newt. Przytuliłam go. Nie wiem jakim cudem udało mi się usnąć, ale gdy się obudziłam Newt spał, a jego głowa leżała na moich udach. Po chwili labirynt zaczął się otwierać. 

-Chłopaki wstawajcie!-krzyknął, a Newt się obudził i podniósł, a ja razem z  nim. Nikogo nie było za wrotami.

-Mówiłem, że nie wrócą-powiedział smutno Newt, odwrócił się i odszedł, a za nim reszta.

-W życiu-natychmiast się odwróciłam.

-Tak!-usłyszałam krzyk Chucka. Ja ich normalnie zabije jak tylko wejdą do strefy. Minho i Thomas wnieśli Alby'ego do strefy i przekazali go Plastrom, a zaraz po tym oby dwoje dostali ode mnie z liścia. 

-Ałł, za co to kobieto?-zajęczał Azjata.

-Ty już dobrze wiesz za co idioto-warknęłam-Jesteście debilami do kwadratu-odwróciłam się na pięcie, a za mną stał Newt, który od razu mnie przytulił.

-Już spokój-szepnął.

-Jak przeżyliście?

-Widziałeś bóldożerce?-spytał Thomasa Chuck.

-Owszem-odparł

-Nie tylko widział-wtrącił Minho-zabił go-wszyscy byli w szoku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top