Chapter 5

Kolejne dni stawały się rutyną, w czasie gdy byłam niedysponowana, Toby niestety zaatakował jednego ze streferów i został wygnany. Dopóki po paru tygodniach mordęgi Jeff i Clint zdjęli mi opatrunek. Oczywiście Newt siedział obok mnie, gdy to się działo.

-Dobra Ann, spróbuj wstać-powiedział Jeff. Spuściłam nogi na podłogę i podniosłam się. Od razu poczułam ostry ból. Syknęłam głośno i opadłam na łóżko.

-Długo jej nie używałaś-wytłumaczył Clint.

-Tak wiem, mięśnie się zastały-mruknęłam.

-My musimy zająć się innymi-powiedział. Ostatnio wszyscy są strasznie zestresowani przez co szybciej robią sobie krzywdę. Minho od wygnania jest naprawdę jest ciężko.

-Newt, na pewno pomoże ci to rozchodzić-od razu dodał Jeff.-Przejdźcie się, pospacerujcie-zaproponował i razem z Clintem zniknęli za parawanem.

-No to co Bells-blondyn stanął przede mną-Idziemy na spacerek.

-Okej-podniosłam się i zacisnęłam zęby. Chłopak złapał mnie za rękę i razem chodziliśmy po strefie. Po pięciu minutach noga przestała boleć, a ja czułam że coś jest z nią nie tak, bo trochę na nią kulałam. Z resztą jestem tu już prawie dwa miesiące, a ja nadal nie spytałam co mu się stało, bo również kulał.

-Co się tobie stało w nogę?-spytałam, a chłopak stanął jak wryty i spojrzał na mnie.

-Usiądźmy-wskazał na drzewo w pobliżu, a ja od razu zajęłam pod nim miejsce i oparłam się o pień, a on usiadł obok mnie-To było parę miesięcy temu...-zaczął-Byłem wtedy opiekunem zwiadowców i codziennie biegałem do labiryntu, ale któregoś dnia miałem tego po prostu dość-przerwał na chwilę-jak codziennie pobiegłem z Minho do labiryntu w poszukiwaniu wyjścia. Jednak na chwilę zostałem sam i to mi wystarczyło. Wspiąłem się po bluszczu na tyle wysoko jak sięgał i skoczyłem.... chciałem się zabić, ale noga zaplątała się w bluszcz i złamała w trzech miejscach-o purwa-Od tamtej pory już nie jestem zwiadowcą. Dzięki Clint'owi i Jeff'owi chodzę, ale nie mogę być zwiadowcą z tak poważną kontuzją-zakończył swoją historię, a ja go przytuliłam.

-Kiedy przyjeżdża świeży?-spytałam zmieniając temat.

-Jutro powinien być-odparł blondyn.

-Ok-położyłam głowę na jego torsie i zamknęłam oczy.

Obudziłam się, gdy było jasno, a usnęłam gdzieś pod wieczór, czyli przespałam resztę dnia i całą noc. Szybko podniosłam się z łóżka i ogarnęłam, a potem poszłam pomóc Patelniakowi ze śniadaniem. Uporaliśmy się z nim zanim wstała reszta sztamaków. Pomogłam Frypanowi jeszcze wydać posiłek, zabrałam swoją porcje i dołączyłam do mojego chłopaka i Minho.

-Cześć chłopaki-przywitałam się.

-Cześć małpko-blondyn pocałował mnie w skroń wywołując tym samym głupi uśmiech Azjaty.

-Cześć, a ty to spać nie możesz Ann?

-Czemu tak myślisz?

-Bo od rana pomagałaś Patelniakowi-mruknął.

-Ty jedz, a nie gadasz, bo musisz iść do labiryntu i mieć siły-warknęłam do niego.

-No dobrze, a moja droga przyjaciółka da mi prowiant na drogę?-popatrzył na mnie prosząco.

-Czekaj-wstałam i podeszłam do Frypana.

-Co jest?-spytał od razu czarnoskóry.

-Dwa jabłka i butelka wody-poprosiłam-Dla Minho-dodałam, a wymienione rzeczy wylądowały w moich rękach.-Dzięki-odeszłam i położyłam prowiant przed Minho.

-Dzięki-uśmiechnął się, a ja zabrałam się do jedzenia mojego śniadania.

-Czemu ty wykorzystujesz moją dziewczynę?-spytał Newt z oburzeniem.

-Yyyyy-zaciął się Azjata.

-Dobra nie ważne, ale przestań, bo masz sprawne nogi i ręce, a ona dopiero co pozbyła się usztywnienia-powiedział.

-No dobrze-ja postanowiłam się nie wtrącać w ich rozmowę. -I to się nazywa mężczyzna, który nie daje wykorzystywać swojej kobiety-puścił mi oczko.

-Okej, ja muszę iść-pocałowałam Newt'a i poszłam do przychodni.-Cześć chłopaki!-krzyknęłam do nich.

-Cześć małpko!-odkrzyknęli.

Podeszłam do nich. Akurat badali jakiegoś chłopaka.

-Co z nim?-jak na zawołanie odwrócili się do mnie.

-Nie najlepiej. Ma gorączkę i najprawdopodobniej halucynacje-powiedział Jeff, a ja popatrzyłam na związanego chłopaka, który cały czas się wyrywał.

-Jeff poszukaj tego zastrzyku z środkiem uspokajającym-poprosił Clint-Ty z nim zostań, a ja pójdę po bandaże i maść-pokiwałam głową. Kiedy tylko chłopcy odeszli, chłopak otworzył oczy, w których widać było szaleństwo i zaczął się szarpać. Był przerażony, czyli ma halucynacje.

-Cholera Jeff!-krzyknęłam i złapałam chłopaka, aby się nie wyrywał, a on wbił mi paznokciem w rękę, przecinając skórę.-Ałł-syknęłam, a po chwili przybiegł Jeff i wbił igłę w ramię chłopaka. Wyrwałam rękę, a z czterech ran obficie płynęła krew.

-Purwa Clint!!-krzyknął, a po chwili przybiegł drugi Plaster.-Masz bandaże?-przytaknął-Dużo?

-Tak, a o co chodzi?

-Spójrz-pokazał mu moją rękę.

-Purwa, nie powinniśmy jej zostawiać z nim, w końcu wysoka gorączka to nie przelewki.-wziął wodę utlenioną i polał moją rękę. Syknęłam cicho, a on szybko wytarł moją rękę i opatrzył.

-Co mu się stało?-spytałam w końcu,

-Przez nieuwagę skaleczył się w nogę. Nie przyszedł od razu i wdało się zakażenie. Stąd gorączka. Nie wiemy już co mamy robić-odparł.-Nie mamy zbyt dobrych warunków, a on może nie przeżyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top