Wypadek
Spałyśmy z Ukrainą na podłodze w salonie, więc nie byłyśmy pewne co IR nagadał Finlandii, ale najważniejsze, że udało mu się go uspokoić.
Nie pytałyśmy się co zrobił żeby tak na niego wpłynąć, ale i tak prędzej czy później IR będzie musiał nam powiedzieć żebyśmy mogli uniknąć więcej takich akcji. Męczy mnie już cholernie ta cała sprawa z ratowaniem ludziom życia- niebezpieczne to, a do tego i tak nikt potem nie jest ci wdzięczny.
Rano dostałam na telefonie powiadomienie o jakimś nowym zleceniu. Miałam nareszcie zrobić coś ciekawego i kogoś odnaleźć, co było miłą alternatywą od standardowej papierkowej roboty omijającej prawo najbardziej jak się da.
Poszłam do kuchni i zaczęłam robić sobie jakieś jedzenie. Mogłam wyjść co prawda na trochę niewychowaną, ale nigdy specjalnie się tym nie przejmowałam. Potem usłyszałam jakieś odgłosy z salonu.
-Co tam robicie?!- krzyknęłam.
-Nie interesuj się i... Ukraina wszystko okej?- usłyszałam lekko przygłuszony przez ściany głos Fina.
Wyjrzałam z kuchni, żeby sprawdzić co tam się znowu odprawia. Czy oni mogliby chociaż przez minutę nie mieć żadnych problemów?
Ukraina stała z telefonem i z przerażeniem słuchała co mówi jej rozmówca. W sumie to nawet szkoda, że nic nie słyszałam, ale pewnie i tak zaraz się dowiem...
-Idziemy!- zarządziła.
-Dokąd? Coś się stało?- IR wyglądał jakby w sumie tak naprawdę nawet nie wiedział gdzie się znajduje.
-Czechy miał wypadek, jest w szpitalu, a ja mówię że jedziemy!
No to pięknie... Zapakowaliśmy się wszyscy jak najszybciej do samochodu i ruszyliśmy w stronę szpitala. Kiedy dotarliśmy na miejsce reszta praktycznie pobiegła w stronę sali, a ja poszłam na zaplecze zobaczyć raporty żeby wiedzieć czy sprawa naprawdę jest AŻ TAK POWAŻNA.
O dziwo nie była.
Owszem, Czesio był utrzymywany w śpiączce, ale jego stan jest jak na razie bardzo stabilny i powinien się niedługo wybudzić. Poszłam do reszty, żeby przekazać im radosne wieści, ale większość z nich była dosyć mocno spanikowana. Niemiec chyba tam był, ale nie widziałam bo chyba był na Sali z Czesiem, Polak gdzieś zniknął, IR i Finlandia chyba poszli do łazienki czy coś, a Imperium Japońskie usilnie próbowała pocieszyć siedzącą na podłodze Ukrainę- niestety z marnym skutkiem.
-TO WSZYSTKO MOJA WINA! Mogłam go nie zostawiać samego mogłam...- łkała.
-nic nie mogłaś zrobić, to był wypadek- wtrąciłam się
-ALE gdyby nie ja to nic by się nie stało... Jak zawsze musiałam wszystko zepsuć!
No tak, oni tak zawsze. Jakby nie można było być po prosu chociaż trochę pozytywnym.
-TO NIE BYŁA NICZYJA WINA- spróbowałam jeszcze raz- Wypadek, wypadki się zdarzają. Jeśli czyjaś wina to jest to Czecha bo to on się z kimś zderzył. Na pewno nie żadnego z nas.
Starałam się to mówić opanowanym głosem, ale w środku też było mi cholernie przykro. Zastanawiam się co tam się musiało wydarzyć, żeby w ogóle doszło do takiej sytuacji? A w zasadzie to...
- Gdzie jest Polen? Chyba tu był wcześniej?- spytałam zmieniając temat.
-Poszedł do lasu...?- wymamrotała Ukraina.
-mogłabyś go znaleźć? O ile czujesz się na siłach oczywiście- zaproponowałam.
W końcu trzeba było ją jakoś zająć.
- Jasne... - Dziewczyna podniosła się z podłogi i wyszła ze szpitala.
Nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam nad tym lasem- podobno ciążyła nad nim jakaś ''pradawna klątwa''. To było dosyć głupie, ale nawet byłabym skłonna w to uwierzyć bo to tam działo się najwięcej związanych z naszym miasteczkiem tragedii...
Ja patrzyłam za wychodzącą Ukrainą, a w międzyczasie IR i Finlandia zdążyli już wyjść z toalety.
-No i? co tam tak długo siedzicie?- oparłam się o ścianę.
- Nie twoja sprawa psycholu!- praktycznie wysyczał Fin jednocześnie przytulając się do IR.
No tak... mogłam się spodziewać że będzie na mnie zły i nic dziwnego. Ciekawe ile czasu minie zanim zorientuje się, że to było dla jego własnego dobra.
Rozmawiałam jeszcze potem przez chwilę z IR o jakichś tabletkach które Finlandia powinien brać, ale nawet wtedy coś oczywiście musiało mi przerwać. Chociaż tym razem było to nawet uzasadnione.
W drzwiach pojawiła się ubrudzona krwią i błotem Ukraina trzymając Polaka na rękach. Pewnie wymagało to od niej dość sporo siły jak tak o tym dłużej pomyśleć.
-POMÓŻCIE, ktoś go postrzelił!
...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top