po prostu dziwnie
Rozejrzałam się dookoła siebie w panice, już się ściemniało, a na drodze byliśmy tylko ja, polska i Kanada.
- To ZDECYDOWANIE NIE JEST normalne. To jest najbardziej nienormalna rzecz jaką widziałam, a pochodzę z germańskiej rodziny...- cofnęłam się kilka kroków do tyłu.
-To co ja mam z tym zrobić? To ty tu jesteś lekarzem..- Polak wzruszył ramionami.
Mówił to nadal dziwnie spokojnym głosem, ale czarnej mazi zaczęło pojawiać się coraz wiecej.. Leciała mu już nie tylko nie tylko z oczu, ale też z ust. Potem z jego twarzy zaczęły wychodzić palce...
Nie wytrzymałam, podbiegłam trochę dalej i schowałam się za jakimś pagórkiem, nadal patrząc co robi Polska. Zaczął unosić się w powietrzu i wydawać z siebie jakieś dziwne dźwięki, a niebo dookoła nas zrobiło się czerwone.
- Wracaj tutaj, ty jesteś lekarzem to pomagaj jakoś!- krzyknął do mnie Kanada rozglądając się lekko spanikowany.
-LEKARZEM, a nie EGZORCYSTĄ!
-Jesteś pewna, że nie możesz nic zrobić?
-mogę postawić jedną, oczywistą diagnozę, którą jest to, że umrzemy tutaj jak on się nie uspokoi!- ukryłam się jeszcze dalej za wałkiem ziemi, mimo wszystko jednak nadal obserwując całą sytuację z zaciekawieniem.
Kanada też podleciał do góry, ale nie na skrzydłach, tylko tak jakby unoszony przez jakąś świecącą, złotą energię. Próbował strzelać w Polskę jakimiś laserami z rąk czy coś takiego, nie mogłam dokładnie tego określić bo się na nim nie skupiałam. Zamiast tego patrzyłam na Polskę, który już prawie nie krwawił, za to jego ciało dziwnie drgało, a z jego pleców wyszło kilka par macek... Wzdrygnęłam się i odruchowo położyłam trochę bardziej przy ziemi.
Wtedy Polak wydobył z siebie jeden Bardzo cichy dźwięk...
-Woda...
Kanada patrzył na niego przez moment w ciszy nadal unosząc się w powietrzu ze skonfundowaną miną..
Potem po prostu pojawił w powietrzu jakąś butelkę, rzucił nią w Polskę i... wszystko zniknęło. A konkretnie to wszystko co pojawiło się tu za sprawą tej jego ''demonicznej mocy''. Polen siedział sobie normalnie, wyglądając tak jak wcześniej i zajadał pierogi.
Za to ja odwróciłam się i odeszłam bez słowa.
Wróciłam do domu autobusem, bo nie chciało mi się leźć tyle piechotą, zwłaszcza, że byłam już okropnie zmęczona. To był chyba najbardziej pokręcony dzień w moim życiu...
W domu ogarnęłam kilka najprostszych rzeczy, obejrzałam sobie moją kolekcję i zbadałam się na wszystkie możliwe sposoby, żeby sprawdzić jak długo jeszcze pożyję bez koniecznych modyfikacji. Jeszcze trochę czasu mi zostało.
Zajrzałam jeszcze w jakim stanie są skrzydła Kazachstanu leżące w mojej pracowni. Kiedy uda mi się już przeprowadzić przeszczep to będą to moje skrzydła, ale na razie muszę jeszcze poczekać, bo dopiero przyzwyczajam mój organizm do obcych tkanek, a to był dość uciążliwy proces.
Po umyciu się jeszcze i przebraniu położyłam się spać. Starałam się nie myśleć o tym co się dzisiaj stało, żeby nie dręczyły mnie koszmary, chociaż było to prawie niemożliwe... Wydaje mi się, że teraz już się ode mnie nigdy nie odczepią, chociaż z drugiej strony, było to całkiem ciekawe towarzystwo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top