Czyje to dziecko?

Polaka zabraliśmy na oddział jak najszybciej tylko się dało, a Ukraina znowu zaczęła szopkę.

-To wszystko moja wina! Mogłam tego nie robić, mogłam za nim iść wcześniej!

IR bezskutecznie próbował ją pocieszyć, a ja siedziałam zrezygnowana w poczekalni. Najpierw też martwiłam się o Polskę, ale dopiero potem zorientowałam się, że jeśli ktokolwiek miałby przeżyć coś takiego to tylko on.

Z braku lepszych rzeczy do roboty postanowiłam pogapić się na Finlandię. Najpierw on też nie zwracał na mnie uwagi, ale gdy tylko zobaczył, że mu się przyglądam odsunął się trochę ode mnie i zbliżył do IR. On albo się mnie boi, albo mnie nienawidzi- Zapewne oba.

Bawiłam się kosmykiem włosów podczas gdy z Sali operacyjnej dochodziły jakieś dziwne dźwięki. Nie byłam pewna co dokładnie się tam dzieje, ale zapewne demoniczna natura Polaka dawała się lekarzom we znaki.

-Poczekamy może na zewnątrz? Nadal jest całkiem ciepło, a tu mi jest dziwnie- zaproponowałam.

Wszyscy zgodzili się wyjątkowo na moją sugestię, więc stanęliśmy na podwórku pod szpitalem. Oparłam się plecami o jakieś drzewo i patrzyłam w niebo.

Żadne z nas się nie odzywało, bo nie było tak naprawdę po co, po prostu siedzieliśmy razem w milczeniu ciesząc się słońcem.

Ten wspaniały stan zapewne pozostałby z nami na dłużej gdyby nie samolot.. a konkretnie samolocik.

Jeszcze konkretniej- mały metalowy samolocik lecący w naszą stronę.

-Uważajcie!- wskazałam na niebo.

Odsunęliśmy się wszyscy od miejsca zdarzenia i popatrzyliśmy na ziemię gdzie właśnie upadła metalowa konstrukcja.

Ostrożnie przesunęliśmy kawałek metalu i spojrzeliśmy pod spód- było tam dziecko. Tak około dziewięcioletnie.

-MATKA!- krzyknął dzieciak. 

Wstał i podbiegł do Ukrainy, po czym ją przytulił. Dziewczyna popatrzyła na nas bezradnie.

-To nie jest moje...- zaprzeczyła odsuwając chłopca od siebie delikatnie. 

-No to niby czyje?- spytał IR- Co tu robi jakieś dziecko co myśli że jesteś jego matką??

Dotknęłam chłopca w ramię, a on spojrzał na mnie nierozumiejącym wzrokiem.

-Więc.. jak się nazywasz...?- spytałam niepewnie. 

-Ja? Litwa jestem!

...

Popatrzyliśmy na siebie z niezrozumieniem

-I twoim tatą jest kto..?- dopytywałam. 

-Polska- chłopiec wzruszył ramionami i nadal patrzył na mnie głupawym wzrokiem.

Już kompletnie nas zamurowało.

-A Litwa to nie był brat polski aby?- przyjrzałam się mu uważnie. 

-Nie jestem pewna, może on zmyśla albo coś...- zasugerowała Ukraina. 

-Trzeba się Polski spytać czy to jego- dodał Finlandia po czym dźgną lekko dziecko czubkiem jakiegoś patyka.

-A MOŻE skoro Niemiec to ex Polaka to w takim razie to jest ich dzieciak? Tylko urodził się dopiero po tym jak zerwali?- zgadywałam. 

-... Nie wiem jak ci to powiedzieć- zaczął IR cicho- ale, wiesz... Niemiec jest facetem.

- W to, że Polen zmienia się w jakiegoś pieprzonego demona czegoś tam to wierzysz, ale w to że dwóch typków mogło mieć dziecko już nie? Weź, w tym.. miejscu, wszystko się może zdarzyć.

Ukraina popatrzyła na mnie wściekłym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Natomiast Litwa wyrwał Finlandii patyk i zaczął nim biegać dookoła nas.

-Ja jestem z przyszłości!!!- krzyczał wymachując patykiem na prawo i lewo. 

-Ja nawet w teraźniejszości nie ogarniam co tu się dzieje...- wymamrotałam do siebie. 

No gorzej już być normalnie nie mogło.. A nie- raczej mogło ponieważ w tym momencie ze szpitala wyszedł Polen z bandażem na głowie.

-Co do..- spojrzał na Litwę zdezorientowany.

-musimy pogadać!- Ukraina natychmiast to niego podeszła i złapała go za ramię.

Popatrzyłam na Polaka zmęczonym wzrokiem

-wiesz, że masz dzieciaka?

Polen spojrzał na Litwę biegającego dookoła nas, a potem znowu na Ukrainę.

-CZEMU TO SIĘ TAK ZAWSZE MUSI KOŃCZYĆ???- wykrzyczał wreszcie i usiadł na ziemi zrezygnowany. 



(tutaj już się to kończy, ale dajcie znać czy chcecie żebym to jakoś kontynuowała czy coś, ale jeśli nie chcecie to w pełni rozumiem, bo już ja sama nawet nie do końca ogarniam co tu się tak naprawdę dzieje XD)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top