XXXVIII

Harry 

Ja: Gdzie jesteście?

Nicole: Czekaj pod 36, zaraz tam wchodzimy

Po tym jak Sam nie odebrała ode mnie telefonu piąty raz napisałem do blondynki. Gdy odpisała mi, że są przed szpitalem, ponieważ Payne chce pilnie porozmawiać z Samanthą omal nie spadłem z krzesła. Pierwsze co zrobiłem to jeszcze raz wybrałem numer mojej dziewczyny i czekałem, aż ten denerwujący sygnał się skończy, a zastąpi go jej głos. Nic z tego. Ubrałem się i dzwoniąc po Angelę kierowałem się do jej mieszkania. W końcu chodziło o jej chłopaka, a lekarz nie mógł udzielić jej informacji o stanie jego zdrowia. Mam tylko nadzieję, że Sam schowa na ten moment nienawiść w kieszeń i powie jej to, czego się dowiedziała. Też na to zasługuje. 

- Jesteś gotowa? Zamówiłem już taksówkę, powinna być na dole za kilka minut - powiedziałem, gdy Angela otworzyła drzwi do swojego mieszkania. 

- Tak, możemy wychodzić - odparła lekko drżącym głosem i stanęła w pół kroku przed drzwiami wyjściowymi. 

- Co jest? - zagadałem, widząc co się stało.

- Boję się, Harry - wydukała i odwróciła się w moim kierunku. 

- Hej, spokojnie - podszedłem do brunetki i położyłem dłonie na jej ramionach. - Przecież nie jest powiedziane, że coś się popsuło, prawda? Jest spora szansa, że Ed się obudził. Rozumiesz? - Angela nic nie odpowiedziała tylko się we mnie wtuliła. Nie spodziewałem się tego, dlatego objąłem ją dopiero po kilku sekundach. - Musimy już iść, Angela.

Chwilę później siedziałem z nią na tylnym siedzeniu taksówki i starałem się uspokoić dziewczynę, której trzęsąca się dłoń trzymała kurczowo moją. Przez korki pojazd do szpitala zajął nam o wiele dłużej, niż normalnie. Jednak gdy już znaleźliśmy się w środku od razu zapytałem pierwszej lepszej pielęgniarki gdzie znajduje się gabinet, o którym pisała mi Nicole. Idąc przez korytarz dojrzałem doktora Payne'a, wychodzącego, prawdopodobnie z jego gabinetu.

- Dzień doby, panie Payne - odezwałem się.

- Dzień dobry, pan jest... - rzekł, najwyraźniej mnie nie kojarząc. 

- Chłopakiem Samanthy Harvey.

- Ach, tak. Pani Harvey jest w moim gabinecie. Będzie mógł pan z nią porozmawiać za kilka minut. 

- Dobrze, dziękuję bardzo - odpowiedziałem i usiadłem na krześle naprzeciw drzwi z napisem 36 oraz tabliczką Payne. Z nudów zacząłem przeglądać zdjęcia na telefonie. Nie sądziłem, że mam tak dużo zdjęć z Samanthą. Uśmiechnąłem się do siebie przywołując miłe wspomnienia. Natrafiłem w końcu na fotografię z zawodów, tę którą jej dziś rano podarowałem. To był ten dzień, w którym uświadomiłem sobie, że na taka dziewczynę czekałem. I warto było na nią czekać. 

Nie zwróciłem nawet uwagi na Payne'a, wchodzącego z powrotem do gabinetu. Podniosłem wzrok znad telefonu dopiero gdy drzwi otworzyły się następny raz. Wstałem i stanąłem naprzeciwko lekarza. 

- Może Pan wejść - powiedział tylko i ruszył w stronę recepcji. 

Rzuciłem mu szybkie dziękuję, lecz zanim wszedłem zatrzymał mnie Will, odpychając mnie od gabinetu dłonią. Przeszył mnie wściekłym spojrzeniem, które jednak było mało wiarygodne. Jego oczy pokryła szklista powłoka. Nie wierzę, że coś poszło nie tak! Nie mogło tak być!

- Co Ty tu robisz!? 

- Nicole powiedziała mi, że jedziecie do szpitala. Musiałem tu być. Co się stało?

- Powiem Ci tylko, że jesteś chujem, Harry - rzucił i zamilknął na moment. - Ale teraz Sam potrzebuje Cię bardziej, niż kiedykolwiek. 

- Kurwa, co się stało!? - krzyknąłem przerażony stanem chłopaka.

- Lekarze stwierdzili śmierć pnia mózgu. Jutro odłączają Ed'a od aparatury. Idź do niej - dodał tylko i wycierając łzy z policzka odszedł. 

Stałem w osłupieniu jeszcze kilka chwil. Wziąłem kilka głębszych oddechów i powolnym krokiem wszedłem do środka. To co zobaczyłem łamało mi serce. Sam była w kompletnej rozpaczy. Nie mogła momentami złapać oddechu. Siedziała wtulona w Nicole, która gładziła jej plecy i uspokajała głosem, jednak sama na policzkach miała morze łez. Szybko podbiegłem do nich i klęknąłem przed fotelem mojej Sam. Blondynka widząc mnie, dała do zrozumienia przyjaciółce, żeby na mnie popatrzyła. 

- Jezu, Sam - szepnąłem i ująłem jej zapłakaną twarz w dłonie. Sekundę później dziewczyna wstała, a ja powtórzyłem za nią ten czyn. Przytuliła mnie, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Mocno ją objąłem i jedną rękę przeniosłem na jej włosy. Jej głośny płacz roznosił się echem w mojej głowie. Strasznie chciałem jej pomóc i ulżyć, ale jak? Czym sobie do cholery na to zasłużyła? - Wiem, że to boli, skarbie - szepnąłem, a dziewczyna jeszcze mocniej się we mnie wtuliła. 

Samantha nie mogła się uspokoić przez jeszcze kilka godzin. Chciała koniecznie zostać w szpitalu na noc i być przy Edzie. Wcale się jej nie dziwiłem. Gdy odprowadziłem Sam do łazienki porozmawiałem z Angelą. Bardzo zdziwiła mnie jej reakcja na informację o stanie Ed'a. Być może nie lubi wywlekać swoich uczuć na zewnątrz. Wróciła do mieszkania taksówką, a Will zaoferował, że pojedzie do domu Sam po koc dla niej. Nicole czekała na Samanthę w łazience, a ja poszedłem do bufetu i zamówiłem dla naszej czwórki kolację.

W momencie, w którym miałem odebrać ostatnie danie zadzwonił mój telefon. Numer znów nie był zapisany w moich kontaktach, lecz z tego co pamiętam tamten był inny.

- Słucham? - odezwałem się niepewnie.

- Harry? Masz moment? - Usłyszałem damski zapłakany głos. Dotarło do mnie, że to mama Samanthy.

- Tak, tak.

- Jesteś teraz z Sam? Nie odbiera telefonu.

- Jestem z nią w szpitalu, ale poszła z przyjaciółką do toalety.

- Jak się czuje?

- Starałem się ją uspokoić przez kilka ostatnich godzin. Na pewno będzie potrzebowała dużo czasu. A Państwo jak się czują?

- Ach... Wiesz, Harry. To poczuje tylko osoba, której zmarło dziecko, ale nie martw się o nas - odpowiedziała troskliwie i pociągnęła nosem. Sam w tym momencie ledwo powstrzymałem łzy.

- W pewny sensie wiem jak to jest... Ale rzeczywiście nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co państwo teraz przeżywacie. Bardzo mi przykro.

- Mogę mieć do Ciebie prośbę, Harry? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Tak, oczywiście.

- Jak pójdziesz do Sam, powiedz jej, żeby do mnie zadzwoniła, dobrze? I proszę dbaj o nią, potrzebuje Cię teraz - dodała i zaszlochała. Było mi niewyobrażalnie żal tych ludzi.

- Nie musi się Pani o to absolutnie martwić.

- Dziękuję Ci, Harry. Już Ci nie przeszkadzam. Dobranoc.

- Nie ma za co. Dobranoc, państwu.

Zaczekałem, aż kobieta zakończy połączenie i zabrałem resztę zamówienia, które już podczas mojej rozmowy przyniósł pracownik. Udałem się przed salę Ed'a i czekałem na dziewczyny. Pojawiły się po może kilku minutach. Samantha  nie była w innym stanie, niż w momencie otrzymania informacji o bracie. Nicole podała jej kolejną chusteczkę do otarcia łez.

- Will już przyjechał? - zapytała mnie blondynka.

- Chyba jeszcze nie, w każdym razie nie dał mi znać - odparłem i podałem jej styropianowe pudełka z plastikowymi widelcami, po czym ponownie dziś przytuliłem brunetkę do piersi. Usiedliśmy na rządzie krzeseł przed wejściem i czekaliśmy na pozwolenie od lekarza, aby Sam weszła do Ed'a.

- Słońce, zjedz coś - powiedziałem, widząc, że brunetka nawet nie tknęła swojej porcji.

- Nie chcę - bąknęła tylko i schowała twarz w dłoniach, które oparła na kolanach. Położyłem jej dłoń na plecach.

- Musisz coś zjeść. Chcesz jeszcze wody?

- Cholera, Styles! Nie! - podniosła głos i spojrzała na mnie. Przytaknąłem tylko z westchnieniem podałem Nicole pudełko. Usłyszałem jak Sam zanosi się płaczem. - Przepraszam, Harry - wydukała ledwo zrozumiale.

Szybko ją objąłem i zacząłem gładzić po włosach, szepcząc, aby się uspokoiła. Oczywiście nie miałem jej tego za złe. Starałem się zrozumiem jej wszystkie zachowania w tym momencie. Chcę jej tylko pomóc i sprawić, aby rozstanie z bratem było dla niej jak najmniej bolesne.

- Nie musisz mnie za nic przepraszać, spokojnie - szepnąłem i poczułem jak pięści dziewczyny zaciskają się na mojej koszulce.

Była druga w nocy. Sam od dwóch godzin siedziała przy Edzie, a ja już dziesiąty raz stałem przy automacie do kawy i kupowałem dziewczynie latte, a sobie zwykłą czarną kawę. Po długiej kłótni przekonałem Will'a i Nicole, aby pojechali do domu, ponieważ ktoś z naszej trójki musiał być w stanie normalnie myśleć. A moje myśli poza Samanthą kręciły się wokół słów łóżko i spać. Wróciłem do sali, odłożyłem kawę na mały stolik obok łóżka i pocałowałem Sam w skroń. Dziewczyna kurczowo trzymała dłoń Ed'a, podczas gdy  z jej oczu nie przestawały płynąć łzy. Podniosłem z ziemi koc i zarzuciłem jej na ramiona. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top