XXVIII
Powoli odłożyłam telefon od ucha, przenosząc spojrzenie na Harry'ego. Niemożliwe, aby nie usłyszał tego huku. Nawet nie wiem kiedy moje policzki były całe mokre od łez, a telefon znalazł się na podłodze, bo nie byłam w stanie utrzymać go w trzęsącej się dłoni. Stałam tak jak sparaliżowana. Nie dochodziły do mnie dźwięki. Moje myśli kłębiły się wokół ostatnich kilku sekund. Muszę tam pojechać. Teraz!
- Sam! - do moich uszu przebił się jakby stłumiony głos bruneta. - Sam! Gdzie oni są?
Dosłownie wbiegłam do samochodu, a raczej wskoczyłam. Styles przez cały czas mnie uspokajał. Ale czy to cokolwiek dawało? W tym momencie niewykonalnym było to, abym się uspokoiła. Wokół było słychać sygnały karetek, policji i straży pożarnej. Mamrotałam pod nosem, żeby Harry jechał szybciej, gdy skręcił w poboczną uliczkę, aby ominąć ten okropny korek, ciągnący się do galerii. Kręciliśmy się małymi uliczkami, aż w końcu nad domami mogłam dostrzec drugie piętro budynku.
- Szybciej, Harry - wymamrotałam.
- Skarbie, naprawdę nie mogę już szybciej - odparł spokojnie, wpatrzony w drogę. Po chwili zatrzymał się przed taśmą policyjną, rozwieszoną wokół dwóch rozwalonych samochodów.
- Tylko nie to - szepnęłam, ledwo słyszalnie i wyszłam z samochodu.
***
Chodziłam z jednej na drugą stronę po białym korytarzu, który doprowadzał mnie powoli do szału. Gdy dowiedzieliśmy się z Harry'm, że wszyscy poszkodowani zostali przewiezieni do tego szpitala nie minęło pięć minut, a byliśmy na miejscu, kłócąc się z recepcjonistką. Czy w każdym szpitalu muszą pracować takie wredne baby? Gdyby nie Styles, który cały czas był przy mnie i chyba jako jedyny z naszej dwójki panował nad moimi nerwami już dawno wyszłabym z siebie.
Z tego co dowiedziałam się od lekarzy muszę jeszcze poczekać na wyniki badań, wtedy będę mogła dowiedzieć się więcej. O Angelę nie mogłam nawet zapytać. Od razu powiedzieli mi, że skoro nie jestem nikim z rodziny nie mogę znać jej stanu zdrowia i wejść do niej na salę.
- Sam, proszę Cię - bąknął Harry. - Usiądź.
- Mniej się stresuję, gdy się ruszam - odparłam, mierząc wzrokiem każdego mijanego lekarza, mając nadzieję, że któryś w końcu powie mi co się dzieje z moim bratem.
- Chodzisz tak już trzecią godzinę - powiedział i podszedł do mnie, kładąc mi dłoń na plecach i prowadząc do rzędu krzeseł, przy sali, gdzie leżał Ed. Sam usiadł obok mnie i położył moje kule na kolejnym krześle. - Zadzwoń może jeszcze raz do twoich rodziców, co? - zaproponował.
- Jasne - wymamrotałam i wyjęłam telefon, aby po raz kolejny wybrałam numer mojego taty. Przeważnie jest się bardzo ciężko do nich dodzwonić w godzinach pracy.
- Cześć, słoneczko - odezwał się głos w telefonie. Ostatnio z dodzwonieniem się do wszystkich są problemy.
- Cześć, tato - wydukałam.
- Co tam u Was? Dawno Cię nie słyszałem - zapytał radośnie.
- Słuchaj, czekam na wyniki badań. Jestem w szpitalu - rzuciłam na jednym wdechu.
- Co, co się stało? Wszystko z Tobą w porządku? Coś z Finesse?
- Nie, nie. Znaczy tak, ale to nie teraz jest ważne - zaczęłam się mieszać. Przypomniał mi, że moi rodzice nie wiedzą nic o mojej kontuzji. - Ed miał wypadek samochodowy - dodałam, a z moich oczu poleciały strużki łez. Brunet położył dłoń na mojej talii i pocałował mnie w ramię.
Przez kilka chwil mój tata się nie odzywał, nie słyszałam zupełnie nic. Dopiero po chwili stłumiony głos w komórce dał mi do zrozumienia, że przekazuje to mamie.
- Halo? Samantha? - odezwała się przestraszona. - Co się stało?
- Ed miał stłuczkę na skrzyżowaniu - wyjaśniłam.
- O Boże... Byłaś wtedy z nim?
- Nie, był z dziewczyną. Ale nie wiem co z nią, nie chcą mi nic powiedzieć.
- Dobrze, skarbie. Spokojnie - powiedziała i westchnęła, ale chyba stresowała się najbardziej. - Daj znać kiedy będziesz coś wiedzieć, dobrze?
- Oczywiście, mamo - zapewniłam.
- A Ty? Jesteś w szpitalu z Harry'm? - zapytała.
- Tak, jest tuta... Moment - zacięłam się. - Skąd wiesz o Harry'm? - zapytałam i poczułam na sobie spojrzenie bruneta.
- Ed mi powiedział - zaśmiała się cicho. - Wszystko u Ciebie w porządku, kochanie?
- Tak, mamo - skłamałam. - A u Was?
- Powoli, rozpoczynamy nowy projekt w firmie.
- W takim razie życzę powodzenia - powiedziałam. - Zadzwonię do Ciebie, jak tylko się czegoś dowiem, w porządku?
- Tak, skarbie, do usłyszenia. Kocham Cię!
- Ja Ciebie też, mamo, cześć.
Rozłączyłam się i włożyłam telefon do kieszeni. Wpatrywałam się tępo w podłogę i ściskałam kurczowo materiał na ręce Styles'a.
- Chcesz coś do jedzenia, mała? - szepnął, gdy lekko się o niego oparłam i wtuliłam w jego klatkę. Przytaknęłam tylko, a ten podał mi moje kule. Chwilę później siedzieliśmy w szpitalnym bufecie i czekaliśmy na obiad. Usiedliśmy obok siebie na dwuosobowej kanapie w kącie.
- Harry, chcę Ci coś powiedzieć - bąknęłam, spoglądając w zielone tęczówki bruneta.
- Słucham - odparł spokojnie.
Wzięłam głęboki wdech, a wraz z wydechem poczułam się gotowa do opowiedzenia Styles'owi co kiedyś zaszło pomiędzy mną, a Taylorem. Mimo, że znałam Harry'ego dopiero od kilku miesięcy, a zaledwie od miesiąca jesteśmy razem naprawdę wiedziałam, że mogę na nim polegać i mu zaufać w stu procentach. Bardzo się do niego pomyliłam przy naszym pierwszym spotkaniu. Nie spotkałam jeszcze faceta, który byłby tak opiekuńczy i wyrozumiały. Pomijając oczywiście mojego brata.
- Gdy poznałam Taylora... - zaczęłam. - Jakoś od samego początku miałam wrażenie, że coś z tego będzie. Nie zrozum mnie źle, Hazz. Nie łaziłam za nim z prośbą o związek, ani na niego nie naciskałam. Dobrze się z nim dogadywałam. A nawet bardzo dobrze. Z jego zachowania w stosunku do mnie wiedziałam, że tylko na przyjaźni się nie skończy. Dodatkowo koleżanki mnie tak jakby nakręcały. W sensie napominały, że patrzy się na mnie inaczej, niż na inne dziewczyny, uśmiecha się do mnie cały czas i tak dalej. Z czasem naprawdę zaczął mi się podobać. To było rok temu. Może trochę ponad. Znałam go dobrze, bo spędzaliśmy razem dużo czasu. A przynajmniej wydawało mi się wtedy, że go znałam. Często wychodziliśmy większa grupą do kina, czy na pizzę. Wiedziałam jaki był... Lubił się zabawić na imprezie, chyba nie było na uczelni dziewczyny, do której by nie zarywał. I chyba dlatego zachowywałam się później tak, jak się zachowywałam. Byłam zazdrosna o każdą laskę, z którą flirtował. Nie wiem co się działo w mojej głowie, ale myślałam, że skoro wybrał mnie to jestem nie wiadomo jak wyjątkowa. Bałam się, że będąc w związku ze mną będzie nadal interesował się innymi. Mimo to mnie do niego ciągnęło. Byliśmy razem ponad pół roku, a on przez kilka miesięcy ciągle nalegał, żebyśmy to w końcu ze sobą zrobili. Nie było tak, że czekał, aż będę gotowa. Wymagał tego ode mnie. Wmawiał mi, że bez tego związek nie istnieje i nie da rady dłużej być w takiej wybrakowanej relacji, jak to nazwał. Później ci sami znajomi, którzy mówili mi, że do siebie pasujemy, zaczęli mnie przekonywać, że Taylor'owi wcale na mnie nie zależy i chce po prostu zaliczyć kolejna dziewczynę. Nie dopuszczałam do siebie w ogóle takiej myśli, byłam w nim tak ślepo zakochana, że widziałam w tym wszystkim tylko moją winę. W końcu uświadomił mi, że jeśli się z nim nie prześpię to mnie zostawi. Teraz rzuciłabym go w cholerę, ale wtedy był to dla mnie koniec świata. Byłam zrozpaczona świadomością, że go stracę... - Poczułam jak Harry przyciągnął mnie bliżej siebie i zaczął gładzić moje plecy. - Zrobiłam to z desperacji. Nie wiem co wtedy mną kierowało. Powiedziałam mu, że następnego dnia, bo wtedy się pokłóciliśmy z tego powodu, że to zrobię. Ale gdy dowiedział się, że jestem dziewicą wykrzyczał mi w twarz, że nie będzie się cackał z takimi jak ja. Poczułam się jak śmieć, jak przedmiot. Wstyd mi za siebie, ale później przepraszałam go za to... Byłam w stanie zrobić wszystko, żeby ode mnie nie odszedł. Dwa dni później poszliśmy na imprezę do znajomego Taylora, do Zack'a. Upili mnie, a potem Zack zaciągnął mnie do sypialni, gdy już ledwo trzymałam się na nogach, a moje powieki się sklejały. Nie mam pojęcia jak Ed i Nicole dowiedzieli się gdzie jestem i co się szykuje, ale gdyby nie oni, to... Zack... - zawiesiłam się i ukrywałam twarz w dłoniach. Odsunęłam się od Harry'ego bo było mi po prostu wstyd. Nie słuchałam osób, które chciały dla mnie dobrze i tkwiłam uparcie w związku z facetem, który miał mnie za nic. Styles przysunął się do mnie i mocno przytulił. Chwile później przyciągnął mnie do siebie tak, że byłam wtulona w jego klatkę, a usta bruneta wylądowały na moim czole.
- Spokojnie, słońce - szepnął, chcąc mnie uspokoić. - Nie musisz nic więcej mówić.
- Nie, Hazz - mruknęłam od razu i podniosłam się, aby patrzeć w mu w oczy. - Chcę, żebyś wiedział. Okazało się, że za tym stoi Taylor. Zapłacił Zack'owi, żeby... Wiesz... Zanim Ed się pojawił pobił mnie tak, że wylądowałam w szpitalu. Ten telefon w hotelu i to, że przyjechał do stajni, było spowodowane tym, że chciał się odegrać. Szantażował mnie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale kazał mi się ze sobą przespać. Wtedy, przed zawodami powiedział, że Zack dokończy to co zaczął na imprezie, a teraz będę robić wszystko co mi każe przez dwa tygodnie. Wysłał mi wiadomość, gdy jechaliśmy na komendę, że czeka na mnie jutro w swoim domu - powiedziałam, przygotowując się na to, co najważniejsze w tej historii. - Zagroził mi, że jak się z nim nie prześpię to zrobi coś Ed'owi - dodałam na jednym wdechu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top