XXIV
Harry wciąż wtulał się we mnie, trzymając głowę w zagłębieniu mojej szyi, a ja gładziłam jego plecy i starałam się uspokoić. Z oczu chłopaka nie przestawały płynąć łzy, z moich z resztą podobnie. Było mi ciężko patrzeć na niego w tym stanie. Szczególnie, że on był ze mną szczery, a ja wciąż ukrywałam przed nim prawdę o Taylorze. Jednak nie byłam pewna, czy gdybym nie znalazła tych papierów, to powiedziałby mi o Grace i o wszystkim z nią związanym.
- Zaczekaj, chcę Ci coś pokazać - bąknął Styles, gdy się ode mnie odsunął i zniknął w pokoju za drzwiami, prawdopodobnie w jego sypialni.
Po chwili wrócił z małą kopertą w dłoni, którą następnie przekazał mi. Harry stanął za mną i położył dłonie na moich biodrach, przyciągając lekko do siebie. Wyciągnęłam z koperty zdjęcie. Widniał na nim Harry, trzymający na rękach malutką dziewczynkę. Wyglądał na bardzo szczęśliwego. Jego dłonie delikatnie ja trzymały, tak jakby bał się skrzywdzić jej ciałko.
- Moja księżniczka - szepnął Styles, opierając głowę na moim ramieniu. - Strasznie za nią tęsknię... - dodał i owinął swoje dłonie w okół mojej talii.
Moje oczy momentalnie pokryła szklista powłoka. Chyba teraz naprawdę dotarło do mnie jak okrutny los spotkał tą bezbronną kruszynkę.
- Wiem, skarbie - mruknęłam i odwróciłam się przodem do niego. - Nie bierz tego, aż tak bardzo do siebie. Jestem pewna, że jeszcze będziesz miał swoją małą księżniczkę. I da Ci ją kobieta, którą będziesz kochać, i która będzie kochać Ciebie.
Harry uniósł ku górze kąciki swoich ust i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie, po czym musnął delikatnie moje wargi.
- Mam już jedną księżniczkę - odparł i pocałował moje czoło. - Wracajmy już. Mam za niedługo kolejny trening, a jeszcze trzeba wylonżować Finesse - dodał z uśmiechem.
Przytaknęłam na jego słowa, przed tym kradnąc mu jeszcze jednego buziaka. Harry podał mi kule, bo stanie bez nich przez dłuższy czas było bardzo uciążliwe. Sprzątnął jeszcze kubki po herbacie z blatu i ruszyliśmy w stronę jego samochodu.
Styles miał jeszcze trochę czasu do następnego treningu, więc zaproponował żebyśmy wstąpili na kilka chwil do kawiarni w celu wypicia kawy i porozmawianiu na spokojnie, odbiegając od przykrych tematów. Przystałam na ten pomysł i już kilka minut później siedziałam w przy stoliku naprzeciwko bruneta i popijałam cynamonowe latte, podczas gdy Harry zaczynał jeść szarlotkę.
- Sam - zaczął. - Przed twoim wjazdem na parkur na mistrzostwach zapytałem się Ciebie ile lat jeździsz.
- Tak - odparłam mało pewnie, gdyż nie wiedziałam dokąd zmierza ta rozmowa.
- Gdzie zaczynałaś? - zapytał.
- W The Riding Club w Londynie. Miałam tam naprawdę świetna trenerkę. Czasami brakuje mi tego miejsca.
- Hej, bo się obrażę - zaśmiał się Harry. - Ale chyba wracasz czasami do Anglii, prawda? Odwiedzasz starych znajomych w stajni?
- Tak, głównie wracam tam na święta, lub gdy już naprawdę stęsknię się za rodzicami. Ale w sumie nie miałam tam zbyt wielu znajomych. Wyjątkiem jest Charlotte, ale z nią znałam się jeszcze zanim zaczęłam jeździć i to ona mnie do tego namówiła. Od dziecka spędzała czas w towarzystwie koni. W stajni nie mogłam z nikim złapać wspólnego języka - wyjaśniłam, wbijając wzrok w parująca kawę.
- Patrząc po poziomie twojej jazdy śmiem zaryzykować stwierdzeniem, że byli po prostu zazdrośni - powiedział Styles z uśmiechem na ustach, którego aż ciężko było nie odwzajemnić. - Jak to było z twoimi treningami?
- Od początku chciałam jeździć jak najwięcej, więc skończyło się na tym, że jeździłam codziennie poza niedzielą. Odkąd przeskoczyłam przez pierwszą przeszkodę byłam już nastawiona na skoki. Nie chciałam wtedy słyszeć słowa o jeździe rekreacyjnej. - Harry uśmiechnął się szeroko na te słowa. - Moją motywacją na każdym treningu były zawody.
- Często na nie jeździłaś? - zapytał, wyraźnie zainteresowany moimi początkami.
- Tak. Częściej, niż teraz - zaśmiałam się. - Po chyba czterech miesiącach wygrałam pierwsze zawody. Nie były jakoś wielce wymagające, zwykle wtedy jeździłam siedemdziesiąt centymetrów, czasami osiemdziesiąt. Przed moim wyjazdem do stanów jeździłam sto dwadzieścia, sto trzydzieści centymetrów. Po serii wygranych zawodów dostałam kilka propozycji zmiany klubu. Oczywiście ta najbardziej kusząca była od Erica do Chilton Equestrian. Ciężko było mi wtedy przekonać do tego rodziców, bo miała tylko siedemnaście lat. Na szczęście po kilku tygodniach negocjacji taty z Ed'em ulegli. Chyba nigdy nie będę mu się w stanie odpłacić za to co dla mnie zrobił.
- A... Właśnie - zaczął, drapiąc się po karku. - Po mistrzostwach przyszło do Ciebie kilka listów, dam Ci je w stajni, mam je w gabinecie. - Przytaknęłam. - Ale mam nadzieję, że wyrzucisz je do kosza - dodał ze śmiechem i złapał mnie za dłoń na stole.
Podczas gdy Harry męczył się lonżując Finesse siedziałam na trybunach w hali i rozmawiałam z Nicole, co jakiś czas rzucając wzrokiem w stronę bruneta. Nicole czasami łapała mnie na tym, że patrzyłam się na niego zdecydowanie zbyt długo i uciekało mi kompletnie to, co akurat do mnie mówiła.
- Kiedy wracają twoi rodzice? - zapytałam, chcąc zmienić temat, bo dziewczyna zaczęła wypytywać o moją relację ze Styles'em.
- Za jakieś dwa tygodnie - wyjaśniła, spoglądając na telefon w celu sprawdzenia dzisiejszej daty. - Ale mogliby wcześniej - westchnęła. - Mam dość narzekania mojej ciotki.
Przez ten czas, gdy Nicole mieszkała u mnie, jej młodszą siostrą - Maddie, zajmowała się jej ciotka Susan, więc nie było większego problemu z tym, że przybywała u mnie. Jednak młodsza wersja Nicole wkroczyła właśnie w bardzo denerwujący okres, więc kiedy jej ciotka zadzwoniła do niej w środku nocy i wykrzyczała do telefonu, że nie ma zamiaru siedzieć z tym potworem dwadzieścia cztery na siedem obydwie zrozumiałyśmy, że ze wspólnych nocowanek nici. Przynajmniej do momentu, kiedy jej rodzice wrócą do domu. Teraz zostaje z Maddie tylko wtedy, gdy Nicole jest w stajni i czasami, ale w bardzo skrajnych przypadkach, gdy umówię się z nią na zakupy, albo kawę.
- Zawsze możesz powiedzieć, że masz dwudniowe zawody - zaśmiałam się. - Ona nawet nie wie, gdzie to sprawdzić.
- Nie głupie - odparła i również się zaśmiała. - Gorzej, że ona prawdopodobnie na żadne zawody by się nie zgodziła, na pewno nie teraz. - dodała i zawiesiła wzrok na gniadym wałachu. - Myślisz, że lonża mu wystarczy na te osiem tygodni?
- Chciałam o tym właśnie porozmawiać z Harrym. Ale nie wiem, czy będzie miał na tyle czasu, żeby jeszcze z nim poskakać.
- Jak coś, to zawsze jestem jeszcze ja - bąknęła.
- Ty i tak już umierasz po jednym treningu - odparłam z uśmiechem. - Już widzę, jak wsiadasz dodatkowo na Finesse.
- Oh - mruknęła blondynka, słysząc dźwięk wiadomości na swojej komórce. - O wilku mowa. Ciotka wzywa - dodała wesoło, lecz wcale nie było jej do śmiechu. - Czeka na mnie, lecę.
- Do jutra - odpowiedziałam i przytuliłam ją na pożegnanie i odprowadziłam ja wzrokiem.
Zeszłam z trybun i podeszłam podskokami do Stylesa, uważając przy tym, aby nie przeszkadzać mu i nie wpaść pod kopyta mojego konia. Brunet zwolnił go do kłusa i rzucił bat na ziemię, po czym podał mi ramię, abym się o nie oparła.
- Mam do Ciebie prośbę, Harry - zaczęłam. Nie chciałam obarczać go takim obowiązkiem, więc zrozumiem, gdyby nie miał na to czasu, jednak mimo wszystko wolałam zapytać.
- Co jest, słońce? - zapytał, nie spuszczając wzroku z krowy.
- Zastanawiałam się, czy byłbyś w stanie kilka razy w tygodniu poskakać na Finesse. Dałbyś radę? Zastanawiałam się jak dziwnie muszę wyglądać, wieszając się na ręce Harry'ego i skacząc za nim po kole. Chłopak przez moment się nie odzywał, zastanawiając się, czy jego grafik mu na to pozwoli.
- Myślę, że coś by się wykombinowało - odparł. - Ale musisz mi się odwdzięczyć - dodał i mrugnął go mnie, na co się uśmiechnęła, bo doskonale wiedziałam, co ma na myśli.
- Nie ma problemu, panie Styles - szepnęłam i złożyłam szybki pocałunek na jego policzku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top