XLII
Samantha
Zatrzasnął mi drzwi przed nosem i po prostu odjechał z parkingu, nie tłumacząc mi dokładnie co się stało. A wydaje mi się, że akurat na wyjaśnienia zasłużyłam. Zwłaszcza, że jest moim trenerem i to prawdopodobnie przez naszą relację to się tak potoczyło. Tylko, jeśli chodziłoby o to, to dlaczego wyrzucili jego, a mi pozwolili zostać? Będę musiała porozmawiać z dyrektorem, ale najpierw muszę się dowiedzieć od Harry'ego co dokładnie mu powiedział ten gbur. Przecież to wszystko brzmi tak absurdalnie.
Po otrząśnięciu się z nie małego szoku skierowałam się na halę do Nicole, z którą Harry miałby teraz trening. Ale z głosu, wydobywającego się ze środka mogłam stwierdzić, że aktualnie pieczę nad nią sprawował Horan.
Weszłam do środka uprzednio uprzedzając ich głośnym uwaga i od razu zwróciłam się do trenera, stojącego akurat zaraz przy wejściu i obserwującego ustępowanie Nicole i Kiwi.
- Sam? Nie pojechałaś z Harry'm? - odezwał się blondyn. Nie, bo nie dał mi nawet możliwości wejścia do samochodu...
- Chciałam zostać na trening Nicole.
Moje zachowanie i możliwe, że zdenerwowany ton głosu nie uciekły uwadze mojej przyjaciółki. Posłała mi pytające spojrzenie, jednak pokazałam jej tylko gestem dłoni, że nic się nie stało. Chciałam, żeby skupiła się teraz na treningu, a nie na moich problemach. Porozmawiam z nią, gdy zejdzie do stajni.
Horan wykorzystał moją obecność i poprosił mnie o pomoc przy ustawianiu parkuru dla Nicole. Wyszły z tego trzy oksery i pięć stacjonat. Co prawda kreatywnością blondyn nie dorównywał Styles'owi, ale tez był bardzo dobrym trenerem. Usiadłam w końcu na ławce, z której był widok na całą halę i wyciągnęłam telefon.
Ja: Harry, gdzie jesteś?
Harry: Nie ważne. Załatw sobie transport do domu.
Ja: A moi rodzice? Mieliśmy ich odebrać z lotniska
Harry: To też sobie załatw. Nie mam dziś do tego głowy.
Ja: Super :) a powiesz mi chociaż za co Cię zwolnił?
Harry: Nie. Sama powinnaś się domyślić. To w końcu twoja wina.
Ja: Słucham!? Żartujesz sobie
Harry: Zajmij się sobą i nie zawracaj mi teraz dupy
Ja: Co Ci odbiło!?
Harry: Nie będę się powtarzać
Ja: Gdzie jesteś?
Ja: Harry, do cholery
Harry: Nie interesuj się i zajmij się łaskawie kuźwa swoimi sprawami!
- Po prostu pięknie - bąknęłam pod nosem, aby nikt mnie nie usłyszał i wyłączyłam konwersację z brunetem. Dobra, po kolei. Można być zdenerwowanym po stracie pracy, rozumiem. Ale to nie jest w stylu Harry'ego, żeby tak się odzywać. Miał już okazję, żeby pokazać jak zachowuje się w złości i odbiega to od tego jak zachowuje się teraz. Nie napisałby tak.
Wybrałam numer do Will'a i modliłam się, aby nie miał nic w planach na dzisiejsze popołudnie.
- Cześć, mała - odezwał się wesoło.
- Cześć, słońce. Umm, mogłabym mieć do ciebie prośbę? - zapytałam niepewnie. Naprawdę nie chciałam mu psuć planów.
- Pewnie, o co chodzi? Pan Buc znów nawalił?
- W tej sytuacji nie jestem pewna kto dokładnie zawalił.
- Uuuu, ale nadal mogę mówić na niego Pan Buc?
- Jasne, mi to nie przeszkadza - zaśmiałam się.
- Świetnie. To co to za prośba?
- Harry miał ze mną pojechać po moich rodziców na lotnisko, ale tak jakby się ulotnił i nie ma zamiaru tego zrobić. Pojechałbyś ze mną? Przysięgam, że w końcu zrobię to prawko.
- Co za buc... Jasne, nie ma problemu. Jesteś w domu?
- W stajni.
- Będę za 40 minut.
- Kocham Cię!
- Ja Ciebie też, kocie - rzucił radośnie i zakończył połączenie.
Przynajmniej jedną rzecz mam załatwioną.
- Sam, pomożesz!? - krzyknął Horan z końca hali. Podbiegłam po przeszkód na mojej połowie i zaczęłam je podwyższać, jednocześnie uważając na Nicole i Kiwi, ponieważ klacz nie za bardzo przepadała za ludźmi na placu.
Podczas tego treningu jeszcze kilka razy pomagałam blondynowi, czy to przy podnoszeniu poprzeczek z kwarcu, czy podwyższaniu ich. Muszę przyznać, że treningi bez darcia się trenera mogłyby być miłą odmianą. Ale nie dam rady szybko przyzwyczaić się do jazd bez Harry'ego. Stop, przecież to nie może się tak skończyć!
- Powiesz mi w końcu co się stało? Twoja mina w stylu wszystko jest ok jakoś mnie nie przekonała - odezwała się blondynka, odpinając kask i zatrzymując konia przed boksem. Miałam jeszcze trochę czasu do przyjazdu Will'a, więc stwierdziłam, że powiem jej to teraz, tak jak miałam w planach.
- Dyrektor klubu zwolnił Harry'ego - powiedziałam na jednym wdechu i czekałam na reakcję Nicole, jednak jej twarz nie wyrażała kompletnie niczego.
- Żartujesz sobie, prawda?
- Nie. Powiedział mi, jak złapałam go na parkingu. Dlatego trenowałaś dziś z Horan'em.
- A-le dlaczego!?
- Nie powiedział mi.
- Moment, ale to nie przez to, że wy... No wiesz - mruknęła, sprawdzając dwa razy czy nie ma nikogo w pobliżu.
- Nie wiem. Możliwe. Ale dopóki mi nie powie nie mogę nic z tym zrobić - powiedziałam i zaczynałam odpinać popręg, a następnie zdjęłam siodło z grzbietu Kiwi.
- Myślisz, że wpłyniesz na decyzję dyrektora?
- W zależności od tego, o co dokładnie poszło - odparłam akcentując przedostatnie słowo.
Odniosłam cześć sprzętu Nicole do jej szafki, podczas gdy ona zdejmowała ochraniacze i wprowadzała klacz do boksu. Ustaliłyśmy, że gdy ogarnie się w domu, przyjedzie do mnie na kawę i w końcu spotka się z moimi rodzicami, kochają ją.
Dziesięć minut później siedziałam już obok Will'a w jego samochodzie i zastanawiałam się czy powinnam mu powiedzieć o zaistniałej sytuacji. Jestem moim przyjacielem, tak jak Nicole, ale blondynka mimo wszystko miała o wiele więcej do czynienia z Harry'm i widywała się z nim prawie codziennie.
- Co konkretnie wymyślił ten pajac? - zaczął Will.
- Wypadło mu coś i nie da ra...
- Sam! - przerwał mi.
- Dobra! Ehh... Dyrektor go zwolnił, nie chce mi powiedzieć o co chodzi, pojechał w pizdu i nie wiem gdzie jest, zachowuje się jak ostatni dupek i mam ochotę go zakopać po szyję w kocim gównie.
- Ok, rozumiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top