XIX

Tak jak poradził mi Will, zadzwoniłam do Harry'ego, lecz po trzecim nieodebranym połączeniu stwierdziłam, że sobie odpuszczę. Zasnęłam dość szybko, lecz przez moment dręczyły mnie myśli o Styles'ie. Rano spakowałam się i pojechałyśmy do stajni, jednak Nicole chciała zatrzymać się w pobliskiej kawiarni i powiedziała, że później do mnie dołączy. Stajnie od kafejki dzieliło może dziesięć minut spokojnego spaceru.

Nie chciałam męczyć Finesse. Miałam w planach lekką jazdę na oklep, aby poprawić swój dosiad. No dobra... Po prostu nie chciało mi się go siodłać. Wyczyściłam dokładnie jego gniadą sierść i wyprowadziłam na samym ogłowiu z boksu, wcześniej pozbawiając je skośnika. Na szyję założyłam mu jeszcze cordeo, ponieważ w późniejszym czasie, po rozgrzewce chciałam dać mu swobodę w pysku, a i tak taka jazda mi się przyda. Chyba nawet bardziej, niż trening skokowy, który miałam mieć jutro. Z tego co zauważyłam Harry'ego nie ma jeszcze w stajni, więc mam okazję rozluźnić się przed rozmową z nim, bo wcale nie jest powiedziane, że mi uwierzy.

Wchodząc na moje rude zwierze przypomniałam sobie jak dużym błędem było założenie czarnych bryczesów.

Harry

- Dzień dobry, panie Styles - usłyszałem, wchodząc do małej kawiarni nieopodal stajni, aby kupić moją ulubioną kawę. Odwróciłem się w stronę nadbiegającego dźwięku.

- Dzień dobry, Nicole - odparłem. - Jeszcze nie w stajni? Mamy trening za godzinę.

- Chciałam coś przekąsić - usprawiedliwiła się.

- Tylko się pospiesz. Podwieźć Cię? - zapytałem.

- Nie trzeba, przejdę się - odpowiedziała, na co przytaknąłem.

Ruszyłem do lady i zamówiłem kawę z syropem pomarańczowym, po czym pojechałem do stajni. Przechodząc obok hali dotarły do mnie odgłosy kopyt. Wszedłem do środka i zobaczyłem Sam jadącą na oklep na Finesse. Pokręciłem głową w niedowierzaniu, że nie chciała zrobić sobie dnia wolnego. Chce trenować? Nie ma problemu, boję się tylko, że po jutrzejszym treningu na kolejny tak szybko nie wstanie.

Rozsiadłem się w moim gabinecie i zacząłem przeglądać papiery, które zebrały się w te kilka dni, gdy nie było mnie w stajni. Było ich całkiem sporo, nie spodziewałem się takiej ilości. W sumie sześć listów było skierowanych do Samanthy, z zaproszeniem do innych klubów. Przekażę je jej, lecz nie sądzę, aby brała to pod uwagę. Przynajmniej mam taka nadzieję.

Po przejrzeniu każdego po kolei zabrałem się za przegląd papierów koni, bo dotarły do mnie informacje, że coś się tam nie zgadza.

Przerwało mi pukanie do drzwi, a po chwili wyłoniła się zza nich twarz Samanthy.

- Cześć - wydukała, niepewnie wchodząc do środka i stając naprzeciw mnie, wcześniej zamykając drzwi.

- Cześć - odpowiedziałem i oparłem się biodrami o szafkę za mną i skrzyżowałem ręce na piersi.

- Możemy porozmawiać? - zapytała nieco pewniej. Przytaknąłem. - Chciałam wyjaśnić wczorajszą sytuację. Wydaje mi się, że wciąż chciałbyś usłyszeć o co chodzi i...

- Więc o co chodzi? - przerwałem.

- On nie powiedział tego o mnie, Harry - wytłumaczyła, a ja zupełnie przestałem rozumieć całą tę sytuację. Analizowałem w głowie dokładnie nasza wczorajszą rozmowę i nie mogłem doszukać się w niej sensu.

- Że co?

- Chodziło mu o Ciebie - odparła z lekkim uśmiechem, który chyba starała się ukryć, przez co wyglądała nieco komicznie.

- Ale... - wtrąciłem.

- Will jest gejem - dodała szybko. - Nic mnie z nim nie łączy, zazdrośniku - zaśmiała się.

- Ale skoro Will jest gejem, to... On nie...

- Spokojnie, nie musisz się go bać - wtrąciła się, na co zaśmiałem się pod nosem. Sam przybliżyła się do mnie i położył dłonie na moim brzuchu. - I wierz mi następnym razem, gdy coś Ci mówię, Harold.

- Przyznaj, że to nie była codzienna sytuacja - mruknąłem, przybliżając się do niej. - Mogłem mieć wątpliwości.

- Więc od razu Ci powiem, że nie potrafię kłamać - zaśmiała się. - Domyślisz się, gdy będę coś kombinować.

- Dobrze wiedzieć - odpowiedziałem i ująłem jej bladą twarz w dłonie. Sam musnęła lekko moje usta, a ja złapałem ją za uda i podniosłem, odwracając się tak, aby dziewczyna mogła usiąść na szafce za mną. Wplotła palce w moje włosy, gdy z każdą chwilą przyciągałem ją coraz bliżej siebie i smakując jej miękkich ust.

- Wisisz mi randkę, pamiętasz? - zapytałem, gdy na moment się od siebie oderwaliśmy, co wywołało uśmiech na jej twarzy.

- Czarna sukienka jest przygotowana - odparła i ponownie zbliżyła się do moich ust.

- Panie Styles?

- Cholera, teraz? - szepnąłem w usta Samanthy, gdy usłyszałem głos Nicole zza drzwi.

Sam szybko zeszła z blatu szafki i stanęła obok mnie, ja zaś zacząłem szukać czegoś po półkach.

- Proszę - wymamrotałem, a sekundę później blondynka stała już w moim gabinecie. - Nie mam ich tutaj, zaraz zobaczę w samochodzie, Harvey - rzuciłem w stronę Sam. Ta tylko przytaknęła i wyszła z pokoju. - Osiodłana?

- Tak, panie Styles. Od dwudziestu minut - odparła. Naprawdę minęło tyle czasu?

- Wybacz, miałem mały problem z papierami Samanthy.

- Rozumiem, idę już na halę - oznajmiła i skierowała się w stronę wyjścia.

- Będę za 5 minut. Stępuj się.

Wyszedłem z gabinetu za blondynką i skierowałem się za tyły stajni, gdzie zaparkowałem mój samochód. Z daleka widziałem, że czeka tam Sam. Mam nadzieję, że gry Nicole się o nas dowie, nie będzie robiła z tego problemów i wielkiej sensacji. W stajni nadal musi to być utrzymane w tajemnicy. Gdy nie będziemy się pilnować zaczną się plotki innych zawodników i trenerów, a na to nie mogę sobie pozwolić.

- Gadałaś z nią? - zapytałem, otwierając drzwi i wsiadając do środka.

- Starałam się, ale chyba nie miała na to ochoty.

- Minie jej, mała. Długo bez Ciebie nie wytrzyma - odparłem i mrugnąłem do niej.

- Mam nadzieję, mam dość zabaw w szpiega - powiedziała z małym uśmiechem.

- Teraz raczej musisz pomóc mi znaleźć jakieś papiery, bo nie będzie za ciekawie jak ktoś się dowie co nas łączy.

- Przecież nie ma tutaj Nicole, nie domyśli się - wypomniała mi.

- Kazałem jej iść na halę - powiedziałem, patrząc w wsteczne lusterko, w którym widziałem jak dziewczyna rozgrzewa się za ścianą okien. Kilka razy zerknęła w naszą stronę. - Dam ci byle co, pójdziesz do stajni i położysz to na biurku w moim gabinecie.

- Więc daj mi tą teczkę. - Wskazała palcem na tylne siedzenie.

- Nie, nie to - odparłem nerwowo. Zapomniałem, że zabrałem ją dziś ze sobą. Za nic nie chciałbym, aby ktokolwiek dowiedział się tego, czego dotyczą papiery w tej teczce. - Masz - dodałem i podałem Sam kilka kartek z umową na telefon. - Nie zwracaj na siebie uwagi Nicole, proszę.

- Jasne, Harry.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top