XII

- Dzień dobry - mruknęłam, leniwie schodząc po schodach do kuchni, przecierając oko jedną dłonią, a drugą trzymając telefon, który chwilę później położyłam na blacie w kuchni. Przywitałam się z Ed'em buziakiem w policzek i włączyłam ekspres do kawy, zabierając uprzednio szklankę z szafki.

- Kanapka, czy jajko sadzone? - zapytał.

- Nutella - odparłam i pociągnęłam łyka ciepłego napoju.

- O nie, moja droga - zaśmiał się. - Energia energią, ale dzień dziecka się skończył.

- No wieź... - Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, lecz Ed był nie ugięty. - Niech Ci będzie... Dla mnie jajko, dla Nicole kanapka.

- A gdzie ona jest? - zapytał, wyciągając patelnię i zarzucając ręcznik kuchenny na ramię.

- Czeka, aż Angela wyjdzie z łazienki - bąknęłam i uśmiechnęłam się.

- O, myślałem, że nie zauważyłyście.

- Zorientowałyśmy się w nocy, kiedy zeszłyśmy po coś do picia - wytłumaczyłam. - Mogłeś mnie uprzedzić.

- Wiem, mała. Wybacz.

- Nie gniewam się - odpowiedziałam i otworzyłam lodówkę, aby wyciągnąć z niej pomidora, sałatę, ogórka i ser. Położyłam składniki na blacie i zaczęłam kroić, chcąc pomóc Ed'owi szybciej się z tym uporać. - A Angelica co je?

- Nie wiem, jak zejdzie, to sobie coś wybierze.

- Wiesz, zauważyłam, że jesteś tak jakoś... bardziej szczęśliwy, od momentu kiedy się z nią spotykasz - powiedziałam, na co mój brat uśmiechnął się lekko.

- Dobry, wszystkim - Usłyszałam głos zaspanej Nicole i odwróciłam się w jej stronę.

- Hej - przywitał się Ed.

- Czy twoja dziewczyna łaskawie może nie okupywać łazienki z prysznicem, gdy łazienka Sam jest z jakiegoś powodu zalana? - zapytała na co się zaśmiałam.

- Zalana? - wystraszył się.

- Dramatyzuje, nie słuchaj jej - rzuciłam i ruszyłam w stronę mojego telefonu, gdyż dobiegł do mnie odgłos nowej wiadomości.

Will: Powodzenia, Samantha! ♥ Pokaż wszystkim, że z Tobą nie ma żartów! Daj z siebie 110%, trzymam kciuki! Kocham Cię mała! ♥

Z powodu wiadomości na usta wskoczył mi ogromny banan. Potrzebowałam wiadomości od niego.

Ja: Dziękuje, Will ♥ Ja Ciebie też ♥

- Jasne! - rzuciła lekko zdenerwowana, lecz na jej twarzy malował się uśmiech. Była marną aktorką. - To byłby cud, gdyby po twoim prysznicu podłoga byłaby sucha, lustro niezaparowane i suchy chociaż jeden ręcznik.

- Dobra, to mogę potwierdzić - mruknął Ed, a ja na jego reakcję uderzyłam go w ramię. - Co mogę powiedzieć, Sam? Dzieliłem z Tobą łazienkę przez dobrych kilka lat.

Rozmawialiśmy jeszcze do czasu, gdy śniadanie było gotowe i zasiedliśmy do stołu w jadalni. Kilka minut później dołączyła do nas Angela i wita się z moim bratem w taki sam sposób, jaki zrobiłam to ja. Zajęła miejsce obok mnie, wcześniej zapewniając Eda, że nie jest głodna.

- Wyspana? - zapytała mnie. - Dzisiaj jest wielki dzień.

- Zawsze mogło być lepiej - odparłam ze sztucznym uśmiechem, przypominając sobie moje bezsensowne próby przeniesienia się do krainy Morfeusza.

- Nie mów tego Styles'owi - zaśmiała się Nicole.

- To o której wyjeżdżamy? - odezwała się ponownie Angela. Podniosłam wzrok na nią, a następnie skierowałam go na Eda. Przyznam, że trochę zbiła mnie z tropu swoim nagłym pytaniem.

- My? - zapytałam blondyna.

- Yhm... Angela bardzo chciała Ci kibicować. Wie, że to dla ciebie bardzo ważne - wytłumaczył, na co jego dziewczyna posłała mi ciepły uśmiech. Nie miałam z nią problemu i nie przeszkadzała mi jej obecność, lecz coraz bardziej zaczynam odczuwać to, jak na siłę stara się wepchnąć do naszej rodziny. Zrobię to dla Eda, bo widzę, jak mu na niej zależy.

- Aham, w porządku - odpowiedziałam i wróciłam do mojego śniadania, po czym razem z Nicole wróciłyśmy do mojej sypialni i ubrałyśmy się.

***

- Wszystko masz? - zapytał Styles stając obok mnie, gdy czekałam, aż nasz stajenny otworzy tylną bramę przyczepy, abym mogła wpakować tam Finesse.

- Tak, wszystko - rzekłam i przytaknęłam.

- Na pewno?

- Tak, panie Styles. Na pewno - rzuciłam trochę zirytowana. Pierwszy raz widziałam Harry'ego w takim stanie. Był chyba bardziej zdenerwowany niż ja, a o to było ciężko. Chciałam podejść do tego wszystkiego na spokojnie, aby przez nerwy nie zawalić przejazdu i szansy na mistrzostwo, jednak przyznam, że było to trudne. W tym momencie mogłam powiedzieć, że wręcz niewykonalne!

- Gdzie twój brat i Nicole?

- Pojechali do knajpy po jedzenie na drogę. Powinni być tutaj za kilka minut.

Harry przytaknął na moje słowa i położył mi dłoń na plecach, gdy brama przyczepy była otwarta, a Greg dał mi znak, że mogę zacząć męczyć się z tą krową.

Władowałam go do środka i podłączyłam telefon do kamery, aby mieć go na widoku. Zabrałam wszystkie moje rzeczy z szatni i położyłam je na na ziemi przy wejściu do stajni.

- Zanieś je do mojego samochodu - rzucił Styles, a ja spojrzałam na niego niezrozumiale.

- Jadę z Ed'em - odparłam, jakby to było coś oczywistego. Nie mam zamiaru całą drogę słuchać, jak ważne są te zawody. Wiem, o tym do cholery. Tylko bardziej bym się stresowała. Wolę się śmiać całą drogę.

- Nie, jedziesz ze mną. Mamy kilka rzeczy do obgadania - odparł pewnie.

- Nie mogliśmy tego załatwić dwa dni temu, jak rozmawialiśmy o mistrzostwach?

- Nie. Nie o to mi teraz chodzi.

- Chcę pojechać z bratem i przyjaciółką - powiedziałam upartym tonem.

- Przykro mi. To ważne, Harvey - odparł i podszedł do swojego samochodu i otworzył przednie drzwi od strony pasażera. - Zapraszam - dodał i wskazał dłonią na wnętrze pojazdu.

Wywróciłam oczami i podniosłam torę z ziemi, po czym otworzyłam tylne drzwi, ignorując wzrok Harry'ego. Wrzuciłam ją tam i wróciłam pod bramę stajni. Zrezygnowany Styles westchnął i zamknął drzwi, a następnie podszedł do mnie.

- Coś się stało? - zapytał.

Nie wierzę. Harold Styles, nadęty trener, interesujący się tylko własnym tyłkiem pyta, czy coś się stało.

- Nie, tylko się denerwuję - mruknęłam.

- Rozumiem - szepnął bardziej do siebie, niż do mnie, lecz nie umknęło to mojej uwadze.

Po poru minutach na parking stadniny wjechał samochód mojego brata. Zauważyłam przez lekko przyciemnianą szybkę, jak Nicole wpieprza swoją porcję chińczyka ze styropianowego opakowania. Zabrała posiłek ze sobą i wyszła ze środka, po czym pojazd opuścił Ed i Angela.

- Wzięłam Ci kurczaka w cieście kokosowym - powiedziała i wręczyła mi moje pudełko. - Nawet nie wiesz ile błagałam Eda o coś tłustego - zaśmiała się, a ja razem z nią.

Podziękowałam jej i w momencie poczułam na sobie spojrzenie Harry'ego. Nie było to miłe uczucie i śmiałam twierdzić, że chodziło mu o Angelę. Nie chciałam rozpoczynać nowego konfliktu, więc podeszłam do niego.

- Panie Styles, to jest Angela. - Wskazałam na dziewczynę i uśmiechnęłam się do Harry'ego, może odrobinę bezczelnie.

- Harry Styles, miło mi poznać - odparł brunet beznamiętnym tonem i wyciągnął dłoń w stronę Angeli. - Harvey, chodź na moment. - Skarcił mnie gniewnym spojrzeniem i odszedł od towarzystwa. Po chwili do niego dołączyłam, a on zaczął na mnie krzyczeć. Jakby to była moja wina.

- Chcesz mi coś powiedzieć, Harvey!? Mogłaś mnie łaskawie poinformować, że jedzie z nami ktoś jeszcze!

- Sama dowiedziałam się dziś rano, przepraszam. Nie wypadało mi jej odmówić, panie Styles. - Starałam się mówić opanowanym tonem, lecz stres mieszał się z gniewem, który narastał z każdym następnym słowem Styles'a. Walczyłam sama ze sobą, aby z moich ust nie wydobyły się słowa, za które mocno bym oberwała.

- Nie mamy, do cholery zarezerwowanych tylu pokoi w hotelu! Po pierwsze - powinnaś była od razu do mnie zadzwonić, albo napisać, że jest taka, a nie inna sytuacja! Po drugie - na twoim miejscu nie zgadzałbym się na to, bez zgody trenera!

- Na szczęście nie jest pan mną, a co do hotelu, Angela ma tam rodzinę i będzie spała u nich.

Twarz Harry'ego momentalnie zmieniła wyraz, jednak nie ochłonął do końca z negatywnych emocji. Odetchnął i odwrócił ode mnie wzrok, po czym sprawdził godzinę na swoim zegarku na ręce.

- Jedziemy - rzucił i poszedł w stronę swojego samochodu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top