XI

- Tak! To zajebisty pomysł! - krzyknęła uradowana Nicole, gdy wyjawiła mi ze szczegółami swój plan dotyczący tego, jak poderwać Styles'a.

- Która część tego planu jest zajebista? - zapytałam, patrząc na nią jak na kompletnego debila.

Udawanie ankieterki telefonicznej dzwoniącej do Harry'ego z pytaniami dotyczącymi idealnej partnerki, aby dostosować się pod jego wymagania to według niej idealny sposób na wyrwanie go.

- Każda! Przyznaj się, że po prostu mi zazdrościsz! - Wskazała na mnie palcem z wyrzutem.

- Ile ty masz chromosomów?

- Więcej niż Ty! - odparła dumna, a ja nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać.

- Ty downie! - zaśmiałam się, a ona chyba nie do końca wie o co mi chodziło. Zawsze była słaba z biologii.

- Nie wiem, co Ci w tym nie pasuje! - dogryzła mi i weszła do boksu, gdyż do tego momentu opierała się o bramę i bujała w obłokach.

- Nic, nic - wymamrotałam bezsilnie. - Działaj - dodałam, gdy usłyszałam warkot silnika samochodu Styles'a. Miał pojechać do miasta i pozałatwiać parę spaw, lecz nie poinformował nas jakich. Miałyśmy tylko równo w południe czekać z rozgrzanymi końmi na hali. Ja miałam trening z Harrym, a Nicole z drugim trenerem, ponieważ Styles chciał jak najlepiej wykorzystać weekend i sprawić, że nie będziemy w stanie w poniedziałek zwlec się z łóżek.

- Tylko nie jestem czegoś pewna... - ciągnęła.

- Tak? Czego stalkerko? - zaśmiałam się cicho.

- Wydaje mi się, że Styles ma kogoś. Może nie żonę, bo nie widziałam obrączki, ale dziewczynę na dziewięćdziesiąt dziewięć procent.

Nie wiem dlaczego, ale na jej słowa automatycznie mocniej przycisnęłam dłoń ze szczotką d grzbietu Finesse. Mimo tego, że byłam praktycznie pewna, że jej słowa wywarły na mnie jakiekolwiek wrażenie, starałam się zachowywać naturalnie.

- Niby dlaczego?

- Laska! Popatrz na niego! Kobiety na bank lgną do niego jak pszczoły do miodu!

Znowu. Znowu poczułam to dziwne uczucie.

- Nie koniecznie.

- No, wiem. Zostawiłam przecież jeden procent dla potencjalnego singla - odparła z wyrzutem, jakbym jej nie słuchała. Bo rzeczywiście nieco myślami odbiegałam od tego, co do mnie paplała.

- Więc jak chcesz go poderwać, skoro ma dziewczynę?

- Dziewczyna nie ściana, da się przesunąć - rzuciła pewnie i skierowała się do siodlarni.

***

- Nieźle. - Dotarł do mnie pogodny głos mojego trenera, gdy skończyłam trening i podeszłam do niego, prowadząc konia za wodze.

- Dziękuję, panie Styles - odparłam i poklepałam Finesse po łopatce. Byłam pewna, że poradzi sobie na mistrzostwach. Był w świetnej formie i muszę to przyznać. Odkąd Harry mnie trenuje widzę ogromne postępy. Zarówno w kondycji mojej krowy, jak i moje.

- Odpoczywaj jutro - dodał, gdy przespacerowaliśmy dwa koła. - Nie mówię, że masz siedzieć w domu. Masz być obecna w stajni. Muszę z Tobą omówić kilka spraw, ale absolutny zakaz wsiadania na konia, jasne Harvey? - zapytał i popatrzył na mnie z teatralnie uniesioną brwią. Wiedziałam, że go to bawiło, ale jestem też przekonana, że gdybym zaczęła się wykłócać wredny Styles w sekundę zjadłby tego miłego w całości i przez najbliższe dni nie pozwoliłby mu się uwolnić.

- Jasne, panie Styles - odparłam z uśmiechem, po czym dostałam jeszcze jakieś instrukcje i patrzyłam jak opuszcza parkur. Na dzisiaj mój dzień w stajni kończył się na wizycie w biurze Harry'ego za jakieś pół godziny, więc zdążę zając się Finesse i przygotować część rzeczy na wyjazd.

Wchodząc do stajni wyczułam wibrowanie w przedniej kieszeni moich bryczesów. Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz, gdzie zauważyłam dwie wiadomości od Kylie. Zanim je otworzyłam odstawiłam konia do boksu i posprzątałam cały sprzęt, a następnie zabrałam Finesse na myjkę i opłukałam mu nogi, bo na placu było kilka kałuż. Nie uważałam wiadomości od tej osoby, którą darzę wyjątkowym szacunkiem za coś ważnego, bo odzywa się bardzo rzadko, a jak już to robi, to z pewnością ma w tym jakiś interes.

Kylie: Słyszałam, że masz jakieś ważne zawody pojutrze, prawda?

Kylie: Byłoby szkoda, gdyby obowiązkowe wykłady cię ominęły...

Nie wiem, czy chce mnie wyprowadzić z równowagi, podając mi fałszywe informacje, czy po prostu mam takiego pecha, że moja uczelnia stwierdziła, że obowiązkowe wykłady będą odbywać się jeszcze jakiś czas.

Podeszłam do Nicole, siedzącej na ławce pod boksem Kiwi. Studiowała na tej samej uczelni, lecz na innym kierunku. Mimo to zawsze wiedziała, co się dzieje.

- Nicole! - krzyknęłam, będąc nieopodal niej, a blondynka obróciła się do mnie. - Ile trwają moje obowiązkowe wykłady?

- Czy ja jestem twoja sekretarką?

Spojrzałam na nią błagalnie, aby udzieliła mi odpowiedzi.

- Miesiąc - dodała.

- Co? Kiedy to przedłużyli!?

- Nic nie przedłużali, od początku miały tyle trwać.

- Przecież... - zaczęłam, lecz jedyne co potem zrobiłam i odblokowałam swój telefon i dotknęłam ikony z kopertą.

- Co? - dopytała Nicole.

- Nie, nic. Dziękuję.

Ja: Dlaczego mi nie napisałaś, że wykłady trwają przez miesiąc!?

Kylie: Nie napisałam? No patrz, musiałam się pomylić...  ♡

Jak ja nie znoszę tej wytapetowanej kupy głupoty.

Kylie: Poinformować profesora Robbinsona, że nie będziesz na nich obecna?

Ja: Coś ty, nie fatyguj się. Lustra w łazienkach bardziej cię potrzebują ♡

- Harvey! - Dobiegł do mnie głos Styles'a, u którego miałam być dobre 10 minut temu. Weszłam do jego biura i usiadłam naprzeciwko niego, czekając aż coś powie.

***

- Gdzie idziesz? - szepnęła Nicole, nie odrywając twarzy od poduszki.

- Po wodę. Chcesz? - wyszeptałam, aby nie obudzić mojego brata, którego sypialnia mieściła się tuż obok mojej.

- Mhm... Czekaj - wydukała i z prędkością żółwia zwlokła się z łóżka, po czym zarzuciła kołdrę ma ramiona i minęła mnie w drzwiach.

- Nie będę Cię potem wynosić na górę, jak zaśniesz na kanapie albo kuchennym blacie - burknęłam.

- Dobra, bez łaski... - Wywróciła oczami.

Zerknęłam na zegar ścienny w kuchni.

2:37

Nicole poszła spać po 23, a ja nie potrafiłam zmrużyć oka. Wierciłam się na łóżku, w nadziei, że uda mi się zasnąć przez zawodami. Styles chyba by mnie zabił, gdybym pojawiła się w stajni w pół przytomna.

- Nie spałaś? - zapytała dziewczyna, wyjmując szklanki z szafki.

- Nie, nie mogę - wymamrotałam. - Chyba się denerwuję.

- Wcale Ci się nie dziwię - rzekła i uśmiechnęła się, zapewne chcąc poprawić mi humor. - Masz, zagrzej i wypij. - Podała mi z lodówki karton mleka, a sobie nalała wody.

- Jak Wam idzie prezentacja? - zapytałam, chcąc zmienić temat.

- Całkiem nieźle, już prawie kończymy - odparła dumnie.

Nicole wraz z koleżanką z uczelni mają za zadanie wykonanie prezentacji o Bio... Nie ważne. Kilka razy nocowała u niej w tym celu, dlatego miałam okazję do dwugodzinnej kąpieli i spokojnej rozmowy z Ed'em.

- Ooo, laska! - wydała z siebie cichy pisk i w euforii podbiegła do wieszaka na kurtki i inne takie pierdoły w przedpokoju i zdjęła z niego czarną torebkę i niebieski płacz. - Co to za cuda? Czemu mi nie pokazałaś wcześniej?

Bawił mnie jej entuzjazm i to tak ubrania mogą zawrócić jej w głowie.

- Bo to nie moje - odparłam. - Pewnie Angelika przyszła do mojego brata jak byłyśmy w stajni. Nie zwróciłam uwagi na jej ciuchy.

- Eh - mruknęła niezadowolona i odłożyła rzeczy z powrotem.

Wróciliśmy do mojego pokoju i ułożyłyśmy się pod pościelą. Że wszystkich sił chciałam zasnąć, lecz udało mi się dopiero po godzinie. Na szczęście budzik zadzwonił dopiero po 8:30, bo i tak wyjeżdżaliśmy po południu. Wyłączyłam go i zaczęłam się zbierać do wyjazdu.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top