X

- Dwie lotne na długiej ścianie! - krzyknął, gdy zjeżdżałam galopem z linii środkowej.

Nienawidzę ćwiczeń płaskich. Gdy tylko zobaczyłam porozrzucane drągi po całym otwartym placu, zaczęłam się modlić, żeby Harry jednak zmienił plany i przerzucił mnie na halę. Ale chyba się przeliczyłam. Przynajmniej pogoda była ładna... Tak Samantha, szukaj pozytywów, podczas gdy musiałam pilnować tempa zarwanego Finesse. Był tak zdenerwowany jak ja, że ominie nas dzisiaj trening skokowy. Do zawodów krajowych został tydzień. Presja, jaką wywoływał na mnie Styles była tak ogromna, że od trzech dni nie mogę w nocy zmrużyć oka. Ed ma już dosyć mojego bezustannego picia kawy i energetyków, ale muszę powiedzieć, że w tym tygodniu wspierał mnie jak nigdy wcześniej. Nie mam pojęcia jak ja mu się potem odwdzięczę.

- Podjedź - mruknął Styles, gdy moje dwie godziny treningu dobiegały końca. Pomimo tego, że ciągle powtarzał, jaki to ten konkurs nie jest ważny, że to najważniejsze zawody w moim żuciu i, że stać mnie na zwycięstwo, przestał był taki gburowaty i na siłę surowy. Stał się taki... ludzki. Dało się z nim normalnie porozmawiać, a miałam do tego dużo okazji. Spędzam z tym facetem teraz ponad pięć godzin dziennie, nie wliczając dni wolnych od wykładów. Czyli na przykład dzisiaj. Potrafił się ze mną śmiać i zacząć rozmowę i kontynuować ją bez pretensji i wyrzutów o moją jazdę. Jak się zdaje, nie myślał tylko o tym. - Nieźle, Harvey - pochwalił mnie i uśmiechnął się słabo. Jak widać słoneczna sobota miała na niego dobry wpływ. - Nie dałaś mu się rozpędzać i utrzymywałaś go w zebraniu. Lotne były płynne, nie uciekał Ci na boki, a galop przez drągi był miarowy i równy. - Położył dłoń na moim udzie. Nie wiem co mną tak ruszyło, ale zaczynałam to lubić. - Jestem pod wrażeniem, Harvey. Chyba muszę częściej Cię tak katować - zaśmiał się, a ja razem z nim. Taki trener mi odpowiadał. Oczywiście bywały momenty, kiedy był strasznie nieznośny i wydzierał się tak, że w promilu dwóch kilometrów można było go usłyszeć.

- Przez następny miesiąc nie zobaczą mnie na uczelni - zażartowałam, choć wolałabym, aby była to prawda.

- Stępuj się - polecił, a ja puściłam wodze na szyję konia i skierowałam go na pierwszy ślad, zaś Styles podążył za mną.

- Co właściwie studiujesz? - zapytał, idąc obok mnie.

- Biznes i MBA na University of California - odparłam, na co Styles zareagował widocznym zdziwieniem.

- Masz jakieś szczególne plany na przyszłość?

- Szczególnych nie - zaśmiałam się pod nosem. - Później się zobaczy.

Spacerowaliśmy tak dopóki Finesse nie był suchy, trwało to może kilka minut. Po tym czasie odstawiłam konia do boksu, zabrałam sprzęt do mojej szafki i pozwoliłam, aby zajęli się nim stajenni. W szatni zastałam Nicole, przeglądającą coś na telefonie. Sama wyciągnęłam swój z nerki i przysiadłam obok niej.

- Jak było? - zapytała, gdy w końcu podniosła swój wzrok znad ekranu.

- Znośnie, ale wiesz, że nie znoszę ćwiczeń na drągach - odpowiedziałam i wbiłam wzrok w mój wyświetlacz. - Kiedy nasz trening?

- Za dwadzieścia minut - rzekła. - Pójdziesz zaraz ze mną osiodłać Kiwi?

- Jasne.

Will: Hej, mała. Chcesz się gdzieś wyrwać popołudniu? Kino, kawa?

Ooo, kawa to by mi się przydała.

Uśmiechnęłam się słabo, czytając treść SMS-a. Jednak wiedziałam doskonale, że na żadne wypady przez te dwa tygodnie nie powinnam się wybierać.

Ja: Wybacz, kocie. Nic z tego, trenuję. Jeszcze następny tydzień musisz przeżyć beze mnie. Przepraszam

Will: Nie przejmuj się X, trzymam kciuki. Jesteś najlepsza!

Poprawił mi humor, i to bardzo. Zwykła wiadomość potrafiła wywołać u mnie wielki uśmiech. Szczerzyłam się do telefonu jak głupia, zanim odpisałam na jego odpowiedź.

Ja: Kocham Cię, Will

Will: Ja Ciebie też, daj z siebie wszystko! O której zaczynasz następny?

Ja: Za trzy godziny, teraz jeździ Nicole

Will: To kupa czasu, nie możesz się wyrwać?

Ja: Przykro mi, Styles ma wartę 24/7

Will: Co za palant... Zabiera mi moją Samanthę!

Ja: Nikt Ci mnie nie zabierze X

- To Will? - zapytała roześmiana Nicole.

- Tak, skąd wiedziałaś?

- Tylko jak piszesz z nim śmiejesz się sama do siebie, kochana. - Zawtórowałam jej wesołym śmiechem i poczekałam, aż dziewczyna wyciągnie osprzęt jej konia z szafki. - Idziemy?

Tylko przytaknęłam i ruszyłam za nią, po czym otworzyłam boks i wyprowadziłam Kiwi na korytarz. Później odprowadziłam Nicole wzrokiem i udałam się do boksu mojej krowy, gdzie patrzyłam jak wcina siano. Miałam nadzieję, że wytrzyma fizycznie do końca tego tygodnia. Przypatrywanie się gniadej sierści Finesse przerwała mi czyjaś dłoń, dotykająca mojego ramienia. Odwróciłam się i w momencie rzuciłam się mężczyźnie na szyję, nie posiadając się z radości. Czy naprawdę tak łatwo może mnie zadowolić cudza niezapowiedziana wizyta?

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam rozbawiona, gdy w końcu odsunęłam się od przyjaciela.

- Stęskniłem się - zaśmiał się i przeczesał dłonią swoje włosy.

- Ja też. Chodź - odparłam i złapałam Will'a za rękę, prowadząc go do szatni. Po drodze minęłam Styles'a, który chyba nie był specjalnie zadowolony czyjąś obecnością w stajni. Zmierzył Willa wzrokiem i uniósł jedną brew, a na mnie popatrzył się jak rzeźnik na byka.

- Nie rozpraszaj się za bardzo, Harvey - rzucił Styles i zniknął za wejściem do krytej hali. Czyli Nicole sobie dziś poskacze. Chociaż ona.

Zamknęłam na nami drzwi i usiadłam obok chłopaka na sofie. Will rozglądnął się dokładnie po pomieszczeniu i uśmiechnął.

- Nieźle się tutaj urządziliście - rzekł i rozłożył ręce na oparciu kanapy, a nogi założył jedna na drugą.

Szatnia była bardzo przestronna. Beżowe ściany i szara podłoga dodawały temu pokojowi spokoju. Mogłyśmy tutaj odpocząć od krzyków Harolda, bo dość rzadko tutaj zaglądał. Całą jedną ścianę zajmowały duże szafki i metalowymi tabliczkami z imieniem i nazwiskiem właściciela. Na środku stał stół i sześć krzeseł, a po drugiej stronie wisiał obraz i stała kanapa, na której właśnie się rozsiadaliśmy. Nieopodal stał telewizor, a na parapecie pod ogromnym oknem stało kilka figurek koni i kwiaty.

- Prestiż - zaśmiałam się.

- Nie zaprzeczam - odparł. - Ten Styles to chyba niezły sztywniak, co?

- Pozory, Will - mruknęłam. - Od jakiegoś czasu na prawdę daje się lubić.

- Ale mimo to - dodał. - Niezły jest. - Zaczął poruszać brwiami w górę i w dół, co wywołało u mnie napad śmiechu.

- Czy ja wiem? - dodałam, gdy skończyłam się śmiać. Dobra, był bardzo przystojny, ale wiem jaki potrafi być Will, kiedy dowiaduje się, że ktoś mi się podoba.

Czy Harry mi się podoba?

Kurwa!

Mózgu!

Nie!

Anuluj!

Zamilkłam na moment, ponieważ chciałam sobie to logicznie poukładać w głowie. On nie może mi się podobać! Jest moim trenerem! Może momentami był miły, ale przecież chwila normalnej rozmowy nie mogła tego spowodować. Gdyby inny facet zachowywał się tak wobec mnie miałabym na niego kompletnie wywalone. Ale Styles chyba miał coś w sobie. Zawsze skupiałam się tylko na jeździe, a on jest tego częścią. Wygląd możliwe, że też odgrywał tu swoją rolę. Mimo wszystko był zarozumiałym i wrednym facetem. Chyba, że tylko takiego grał... Samantha, co się do cholery z Tobą dzieje?

- Sam! - krzyknął Will, tym samym wyrywając mnie z myśli.

- No co?

- Pan seksowny Cię woła - odezwał się wesoło. Najwyraźniej dałam po sobie poznać, że myślałam o Harrym.

- Bardzo zabawne - burknęłam i wstałam z kanapy, po czym szybkim krokiem udałam do do hali, skąd wydobył się jeszcze jeden donośny okrzyk mojego nazwiska.

- Wolniej się nie dało? - zapytał poddenerwowany. Westchnęłam tylko i rzuciłam mu krótkie, nieszczere przepraszam. - Carter, przejścia z galopu do stępa i ze stępa do galopu na kole CX

Mniej subtelnie nie dało się przekazać, że to będzie rozmowa na temat prywatny, Styles? Musiałeś wywalić Nicole na drugi koniec hali?

- Coś się stało? - zapytałam, gdy odwrócił się do mnie i zawiesił na mnie swój wzrok.

- To twój chłopak? - zapytał, opierając się przedramieniem o framugę wejście do hali. Jego pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Będziemy wywlekać teraz na wierzch moje relacje?

- Nie, to mój przyjaciel - odparłam. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że nieco się uspokoił, gdy to usłyszał, ale może to tylko moje chory wymysły.

- W porządku - mruknął. - Niech Cie nie rozprasza, Harvey.

- Spokojnie, panie Styles. Will wie jak ważne są te zawody - odparłam, jakby było to coś oczywistego, jednak chyba nie przekonałam tym Harry'ego.

- Mimo to, nie chciałbym widywać tutaj żadnych twoich znajomych. Teraz ty jesteś najważniejsza, nie oni. Jasne?

- Jak słońce - powiedziałam cicho, a Styles obrócił się do Nicole, aby sprawdzić jak idzie jej zadane przez niego ćwiczenie. - To tyle?

- Tak, możesz iść - rzucił przez plecy,  po czym wróciłam do Willa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top