Rozdział 1
- Pani Mileno, czy to są jakieś żarty? - ordynator od stóp do głów zgromił mnie chłodnym niczym lód spojrzeniem - to już któryś z kolei raz w tym tygodniu gdy nie przychodzi Pani na ustaloną godzinę, ponadto podobno nie należycie przykłada się Pani do swoich obowiązków - starszy siwiejący mężczyzna spojrzał na mnie spod byka, podczas gdy ja posłusznie stałam ze spuszczoną głową naprzeciw jego biurka w prywatnym gabinecie.
- Ja...bardzo, ale to bardzo przepraszam... - odrzekłam pełnym wyrzutów sumienia tonem. Rzeczywiście ostatnio przez wiele czynników moja efektywność zawodowa spadła do minimum, z jednej strony ciągłe przemęczenie spowodowane problemami z zasypianiem, a z drugiej moi rodzice którzy z każdym dniem mam wrażenie że próbują mi dokręcać śruby coraz bardziej i stawiać coraz to irracjonalniejsze cele do osiągnięcia. Zawsze tak było. To typowi cholerycy, którzy uwielbiają rządzić wszystkim i wszystkimi, a gdy ktoś się im sprzeciwia bądź nie spełnia ich wygórowanych oczekiwań wpadają w gwałtowne, nawet mogłabym rzec niekontrolowane napady agresji. Na szczęście zwykle kończy się wtedy jedynie na krzykach, kilku przekleństwach i przykrych epitetach kierowanych pod moim adresem które staram się wpuszczać jednym, a wypuszczać drugim uchem. Mimo wszystko to odcisnęło ogromne piętno na mojej psychice, czułam że nigdy nie jestem i nie będę wystarczająco ładna, mądra, bystra, zaradna i tak by wymieniać w nieskończoność. Również stałam się bardzo uwrażliwiona na krytykę kierowaną do mojej osoby od ludzi z zewnątrz. To że rodzice tak się zachowywali było swego rodzaju normą, ale na skutek nieprzychylnych komentarzy pochodzących z otoczenia, moja twarda wierzchnia skorupa w mgnieniu oka pękała odsłaniając tą wewnętrzna, słabą i bezbronną część Milenki. Wtedy również tak się czułam, jakbym zaraz miała się rozpaść na milion kawałków i obnażyć swoją kruchą stronę którą z całej siły zawsze chciałam ukryć przed społeczeństwem.
- No więc, co ma Pani na swoje usprawiedliwienie? - ordynator poprawił się i oparł mocniej o oparcie skórzanego fotela, biorąc jednocześnie łyk espresso i wyczekująco wpatrywał się w moją twarz, licząc że zaraz z ust które się na niej znajdują usłyszy jakąś konkretną i rozważną odpowiedź. Zamiast jednak zacząć się tłumaczyć westchnęłam głośno a moje oczy w kilka sekund całe się zeszkliły. Czułam się wtedy jak przed dziesięcioma laty, gdy po wrobieniu mnie w kradzież pieniędzy wylądowałam na dywaniku u dyrektora. Wtedy też się rozkleiłam. Tak mocno jak teraz. Jednak tym razem postanowiłam nie dać słabej beksie wyjść na wierzch, więc gdy tylko wyczułam pierwszą ciepłą krople na policzku, gryzłam się w wewnętrzną stronę policzka. Ból który mi wtedy towarzyszył sprawiał że byłam w stanie bardziej opanować emocje.
- Mam ostatnio... bardzo ciężką sytuację rodzinną - odrzekłam po dłuższej chwili, spoglądając na ordynatora swoimi już nieco rozmazanymi od łez oczyma - mój tata ciężko choruje i przez to kilka razy się spóźniłam, naprawdę z całego serca Pana przepraszam i jeśli chce Pan teraz odesłać mnie na uczelnie z niczym to oświadczam że jestem na to gotowa - przetarłam dłonią swoje prawe oko tym samym rozmazując tusz jeszcze bardziej, tak że ciemna smuga wychodziła poza czarne obramówki moich okularów i ciągnęła się przez pół policzka. Ja sama zaś, czekałam na jakąkolwiek reakcje. Tego co się stało jednak się nie spodziewałam. Mężczyzna wstał z miejsca za biurkiem które dotąd zajmował, podszedł do mnie i położył rękę na moim drobnym ramieniu.
- To ja Panią przepraszam - zaczął mówić, a w jego głosie rozbrzmiewała spora nuta wyrzutów sumienia pomieszanych ze współczuciem.
- Nie wiedziałem że jest Pani tak ciężko - kontynuował swoją wypowiedź, a ja byłam w niemałym szoku że na codzień tak opanowany i zimny człowiek może okazać serce gdy tylko zobaczy parę zapłakanych młodych kobiecych oczu.
- Może umówmy się tak, jeżeli następnym razem gdy wyniknie jakaś podbramkowa sytuacja proszę telefonicznie mnie o tym poinformować, dobrze? - kiwnęłam twierdząco głową.
- Nie zamierzam Pani odsyłać z przysłowiowym kwitkiem, niemniej bardzo bym prosił aby tutaj w szpitalu nie skupiała się Pani na osobistych problemach lecz na naszych pacjentach - powiedział tym razem z dużą dozą ciepła, tak jak ojciec dający swojemu dziecku dobrą radę.
- A teraz proszę już lecieć się przebrać, bo mam dla Pani bojowe zadanie. Zawsze gdy zajmowała się Pani innymi pacjentami ktoś z boku to nadzorował. Tym razem będzie Pani wszystko robić sama, naturalnie z możliwością zapytania innych oraz ich pomocy. To będzie taki sprawdzian z odpowiedzialności i z Pani praktycznej wiedzy. Jeśli się Pani spisze w papierach na uczelnie będzie to naturalnie dokładnie uwzględnione.
- D..dobrze, dziękuję - zająknęłam się niepewnie - to może ja już faktycznie pójdę się przebrać - powiedziałam powoli zmierzając w stronę drzwi, gdy jednak miałam już chwytać za klamkę usłyszałam z oddali głos ordynatora
- Sala numer 20, pacjent z łóżka numer 3
- Oczywiście, zajmę się nim - odrzekłam na odchodnym, po czym wyszłam z gabinetu, a gdy już znalazłam się na korytarzu idąc w stronę swoistego kantorka dla pielęgniarek poczułam ogromne zażenowanie i wstyd gdy przypomniały mi się moje słowa
Kurwa Milena, twój ojciec nie jest chory
Bynajmniej nie w sposób fizyczny, bo jego psychika jest nieodgadniona chyba nawet dla niego samego
Doczłapawszy do docelowego pomieszczenia postanowiłam wszystkie swoje negatywne myśli, zostawić na wieszaku razem ze swoimi ubraniami
Trzeba się w końcu skupić na tym co ważne
Przebrałam się w dłuższy jasno-błękitny fartuszek sięgający mi leciutko przed kolano, pod którym miałam najzwyklejszą białą bluzkę z długim rękawem. Spojrzałam na siebie w malutkim lustrze i widząc swój rozpłynięty make-up załamana wewnętrznie swoim przewrażliwionym charakterem, wyciągnęłam z torebki paczkę mokrych chusteczek i podnosząc okulary ostrożnie usunęłam spod oczu szpecące ciemnawe plamy. Na koniec związałam jeszcze włosy gumką w niedbałego kucyka, z którego jak to zawsze miałam w zwyczaju wybrałam dwa pasemka, pozwalając im swobodnie opaść na boki mojej buzi. Uważałam że to dodaje mi nieco więcej uroku. Ostatni raz przeleciałam wzrokiem swoje odbicie i wzięłam mocny wdech
W porządku laska, jesteś gotowa...będzie dobrze
Wychodząc z powrotem na główny korytarz odrazu jak torpeda podbiegła do mnie Marta, moja rówieśniczka która również odbywała tam praktyki, tyle że na innym piętrze. Blondynka mocno zdyszana podała mi do ręki plik papierów
- Trzymaj, ordynator zapomniał ci tego dać, to kartoteka twojego pacjenta - powiedziała przecierając nieco mokrawe od potu czoło wierzchem dłoni
- Dzięki śliczne, a tak na przyszłość uważaj z tym bieganiem, podłoga jest tutaj cholernie śliska - rzuciłam z uśmiechem
- Kochana jesteś że się martwisz ale to jedyne wyjście żebym wszędzie była na zawołanie, niedługo chyba będę musiała sobie wsadzić motor w dupe żeby tylko latać w te i z powrotem na skinienie palca tej suki Marzeny.
W tej samej chwili do naszych uszu dotarł okropnie głośny krzyk przełożonej wszystkich pielęgniarek
- MARTA!!!
- Właśnie, o wilku mowa i tak jest cały czas, dziękuj bogu że ty nie musisz mieć jej na głowie - zielonooka wywróciła znacząco oczami i zaczęła biec w stronę rozchodzącego się dźwięku. Gdy znajdowała się tuż przed zakrętem, odwróciła się i wytężając swoje struny głosowe krzyknęła
- Powodzenia laska - po czym zniknęła mi z pola widzenia
Ja natomiast sama podążając szybciej niż zazwyczaj ruszyłam wprost do sali o numerze 20. Gdy przekroczyłam próg w oczy niemal natychmiast rzuciło mi się jedyne zajęte tam łóżko. To o numerze 3. Podeszłam nieco bliżej spoglądając po drodze na przekazaną mi przez Martę dokumentacje. Na łóżku leżał chłopak. Młody chłopak. W tamtej chwili był nieprzytomny, na twarzy miał wąsy tlenowe a do wenflonu podpiętą kroplówkę. Zbliżyłam się o parę kroków aby przynajmniej zdawkowo zilustrować sobie jego twarz. Miał bladą karnacje oraz ciemno brązowe loczki, które opadały mu nieco na posiniaczone czoło z jedną podłużną raną która została już zszyta. Przyglądałam się przez dłuższy czas jego idealnie zarysowanej szczęce, oraz jednej żyle która to wyraźnie uwydatniała się na jego szyji. Zbeształam się jednak za to w myślach i powróciłam do czytania kartoteki. Po nie spełnia kilkunastu sekundach, poczułam bardzo dziwne, ciężkie do opisania uczucie. Takie...uczucie jakbym nagle była obserwowana, jakby była tam ze mną jakaś osoba trzecia. Nie zbyt pewnie wychyliłam twarz zza papierów i wtedy niemalże natychmiastowo mnie sparaliżowało. Brunet w milczeniu patrzył wprost na mnie. Teraz mogłam zauważyć jakie ma oczy, wielkie i błękitne. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały zmrużył na chwilę oczy, jak gdyby chciał się czegoś dopatrzeć, po czym uśmiechnął się do mnie na tyle na ile pozwalała mu jego, jak sądzę mocno obolała twarz. Sama również odwzajemniłam uśmiech, czując jednak w środku coś dziwnego co sprawiło że po prostu musiałam zmienić kierunek patrzenia. W jednej sekundzie poczułam jakby ktoś zajrzał w głąb mnie. Tak bardzo że aż mnie to onieśmieliło. Zwykle to ja przełamywałam pierwsze lody w stosunkach z pacjentami, jednak tym razem było kompletnie inaczej niż do tej pory. On był inny niż wszyscy do tej pory.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top