Rozdział 4 - Pierwsza próba

-JEDNOGŁOŚNĄ DECYZJĄ SĘDZIÓW WYGRYWA YAKU KATSUMI!

Uniosła wysoko ręce w rękawicach, skacząc z radości. Pierwsze zwycięstwo w gimnazjum smakowało jak ambrozja. Szczęśliwa, popatrzyła na złoty medal, a następnie daleko w publikę, gdzie na trybunach siedział Hajime. Pomachała do niego, cały czas podskakując.

-PROOOOOOOOSZĘ PAŃSTWA, MAMY PIERWSZY NOKAUT NA JUNIORSKICH MISTRZOSTWACH KRAJU! OTO YAKU KATSUMI!

Skłoniła się w pasie, a następnie wyprostowała, a całe jej ciało przechodziły dreszcze ekscytacji. To był jej pierwszy nokaut na mistrzostwach kraju. Przedzierała się powoli i efektywnie do przodu i zaczęto ją zauważać na juniorskich.

-YAKU KATSUMI WYGRYWA PRZEZ TECHNICZNY NOKAUT! WIELKIE BRAWA!

Gdy złoty medal zawisł na jej szyi nie mogła się powstrzymać. Wzięła go w dłoń i spojrzała na niego.

"Mistrzostwa Japonii juniorów, Nagasaki".

Po czym w świetle lamp błyskowych podniosła go do ust i przygryzła, napawając się zwycięstwem.

A dwa lata później, również w finale mistrzostw Japonii dla juniorów, chwilę po zakończeniu szkoły i gimnazjalnych zawodach krajowych...

-NOKAUUUUUUUUUUUUT! DRODZY PAŃSTWO, MAMY NOKAUT W DRUGIEJ RUNDZIE NA MISTRZOSTWACH KRAJU JUNIORÓW! COŚ NIESAMOWITEGO! YAKU KATSUMI!

To dopiero były emocje. Nie dość, że znokautowała przeciwniczkę, to jeszcze w finale zawodów krajowych. Już wtedy wiedziała, że wielki świat zawodowego boksu stoi przed nią otworem, że pojawiły się przed nią te drzwi, które już za chwilę będzie mogła przekroczyć.

I pomyśleć, że nieco ponad pół roku później wszystko umarło. Na zawsze.

***

Blondyn nie zawracał sobie głowy pukaniem do drzwi. Po prostu wszedł do środka, jak do siebie.

Poniekąd tak było. Pokój, w którym się znajdował, należał do niego, lecz zazwyczaj udostępniał go swoim zawodnikom, jak już jakiegoś wystawiał w walkach. Tym razem zamieszkał tutaj Iwaizumi.

Kohaku stanął na środku. Pokój był pusty, więc mógł się spokojnie rozejrzeć.

W oczy rzucił mu się złoty łańcuszek leżący na szafce. Blondyn chwycił go w palce bez pardonu i przyjrzał się zawieszce.

-Ach...Takie buty. Ale, że aż tak?

Prychnął głośno.

-Żadnego sentymentu. Żadnej więzi, żadnych kontaktów. Zapomnisz o niej na dobre...Już za chwilę.

I schował złoto do kieszeni.

Ledwo zdążył to zrobić, do pokoju wrócił Iwaizumi, świeżo po kąpieli. Chłopak posłał blondynowi pytające spojrzenie, ściągając ręcznik z karku.

Ten wzruszył ramionami i sięgnął do kieszeni.

-Przyniosłem ci przeciwbólowe na to kolano - mruknął, kładąc opakowania z lekami na stoliku - Są mocne, ale powinny ci pomóc. Pamiętaj, że musisz wygrywać. Bez względu na wszystko. A to...-wyciągnął plik banknotów z kieszeni - Twoja wygrana.

Brązowowłosy jednak ani trochę nie zainteresował się pieniędzmi.

-Teraz, kiedy się rozniosło, że pojawił się nowy mistrz, z pewnością przybędzie wielu chętnych - dodał Kohaku, z błyskiem w oczach - Będziesz miał ręce pełne roboty.

***

Trzy złota na gimnazjalnych międzyszkolnych.

Trzy złota na gimnazjalnych krajowych.

Trzy złota na juniorskich mistrzostwach Japonii do lat 15.

Jedno złoto na międzyszkolnych w szkole średniej.

Żadnej porażki, od początku gimnazjum, na jakichkolwiek zawodach.

W podstawówce było tego trochę, ale tak wyglądała jej droga sportowca. Przez ból do celu. Raz przegrywała, żeby innym razem wygrać. Przegrywała, by przeżyć przegraną i ruszyć do przodu. Zawsze walczyć o swoje. I to dzięki swojej zawziętości, pasji i nieustępliwości, mając lat trzynaście rozpoczęła serię miażdżących zwycięstw.

A mimo to...

Jej kariera się skończyła, zanim tak naprawdę się zaczęła.

I to przez faceta. Bezczelnego dupka, który próbował ją tylko sprowokować, a kiedy mu się nie udało i stanęli w szranki, szybko stracił kontrolę nad sobą.

Zapomniał, że to sparing. Zapomniał, że to boks.

Straciłam czujność. Nie mogłam spodziewać się, że zamieni to w uliczną bójkę, ale powinnam mieć to na uwadze. Zwłaszcza, przy świeżaku, o którym nikt nic nie wiedział.

***

Yahaba ziewnął i zakładając bluzę na piżamę, zszedł po schodach. Dzwonek do drzwi stawał się coraz bardziej natarczywy. Shigeru przetarł oczy i otworzył drzwi.

Skrzydłowy zsunął kaptur z głowy. Był ubrany w ciemny dres i wyglądał co najmniej podejrzanie, jeszcze z tym swoim nieodłącznym wyrazem twarzy.

-Co takiego się stało, że przychodzisz do mnie o tej porze? - zapytał zmęczonym tonem - Jest prawie północ, Kyoutani.

Blondyn spojrzał na niego, a jego wzroku kryło się coś dziwnego.

-Co? - Yahaba uniósł brwi, patrząc na kolegę z drużyny.

-Przebierz się. I chodź - mruknął Kentarou.

-Ale po co i gdzie, w środku nocy? - jęknął Shigeru - Naprawdę to nie może pocze...

-Iwaizumi-san.

Yahaba nagle rozbudził się momentalnie, jakby ktoś chlusnął na niego zimną wodą.

-Znalazłeś go? - zapytał, kładąc mu dłonie na ramionach.

Blondyn kiwnął głową. Rozgrywający nie potrzebował na tę chwilę nic więcej. Jedynie się przebrał i chwilę później już biegł za Kyoutanim.

***

Mieli naprawdę ogromnego farta. Weszli po znajomościach. Jeden z bramkarzy kojarzył Kentarou z siłowni, na którą blondyn chodził w każdy piątek. I chociaż facet upierał się, że nie powinien ich wpuszczać ze względu na wiek - na walki można było wejść dopiero od dwudziestego roku życia, co oczywiście, jak się okazało, nie dotyczyło zawodników - udało go się namówić. Jednak musieli zostawić u niego telefony komórkowe, ponieważ wszelkie urządzenia telekomunikacyjne były zabronione dla  widzów.

Shigeru, któremu Kyoutani po drodze zdołał wytłumaczyć tylko tyle, że udają się w mało bezpieczne miejsce, nie dał się. Zanim znaleźli się wystarczająco blisko celu, schował swój telefon z klapką w skarpetce, uprzednio wyciszając urządzenie. Nie zamierzał wejść do podejrzanego miejsca bez możliwości zadzwonienia po pomoc.

-Nie wziąłem telefonu - skłamał gładko.

Nawet, kiedy ochroniarz kazał im wywinąć kieszenie na lewą stronę nic nie znalazł. Rozgrywający odetchnął z ulgą i obaj ze skrzydłowym zeszli po schodach do czegoś w rodzaju piwnicy.

-ZA CHWILĘ WYBIJA PÓŁNOC, A TO ZNACZY, ŻE ZACZYNAMY KOLEJNĄ WALKĘ! - zawołał głośno jakiś nieogolony facet w klatce - OBSTAWIAJCIE ZAKŁADY! OBSTAWIAJCIE JAK NAJWIĘCEJ!

Rozległy się krzyki i brawa. Wszyscy byli zachwyceni.

Yahaba rozejrzał się dyskretnie. Podziemna sala była ogromna, a także tajemnicza i przerażająca. Na środku, na podwyższeniu stała ośmiokątna klatka, w której znajdował się facet z mikrofonem, a ludzie, których mijali tylko utwierdzali Shigeru w przekonaniu, że razem z Kentarou wpakowali się w całkowicie złe towarzystwo.

-Oi, Kyoutani, raczej nie powinniśmy tu...- zaczął rozgrywający, jednak jego głos utonął w kolejnym krzyku prowadzącego:

-Powitajcie naszego mistrza, Uno!

Brązowowłosy wszedł, równie niewzruszony, do klatki, co poprzednio. Potoczył wzrokiem po widowni, unosząc wysoko ręce. Tłum wciąż skandował i klaskał.

Szczęka Yahaby sięgnęła samej ziemi.

-Iwaizumi-san?!

***

Nie, żeby trenowała z chłopakami. Klub miejscowy miał swoje prawa. Ale w Seijoh klub był łączony, prowadził go jeden trener. Jednak chłopcy mieli swoje treningi, dziewczyny swoje, podobnie jak i wszelkie mistrzostwa. Trener Kishimoto nigdy nie pozwalał na walki dziewczyna-chłopak, ponieważ zdawał sobie sprawę z konsekwencji, naturalnej biologicznej różnicy oraz czystej postawy swoich zawodników, którzy nigdy w życiu nie ośmieliliby się podnieść ręki na kobietę, nawet w pojedynku bokserskim.

Cóż za ironia losu, że to facet mnie pobił. Cóż za ironia losu, że to akurat w Aoba Johsai był łączony klub.

Wschodząca gwiazda, Yaku Katsumi. Duma Seijoh już od momentu, w którym zapisała się do tego klubu. Nawet chłopacy z trzeciej klasy byli pod wrażeniem.

I co z tego? Nigdy sodówka nie walnęła mi do głowy. Nawet nie zdążyła.

Ludzie na korytarzu rozchodzili się na boki, gdy ją widzieli. Nie zawarła żadnych nowych, bliższych znajomości. Toru i Issei w zupełności jej wystarczali, w klubie szkolnym kumplowała się jeszcze z Masakim i Takeru, których znała z gimnazjum i którzy nie szli równocześnie w zawodowstwo, w przeciwieństwie do niej, a woleli na spokojnie spędzić szkolne dni i dopiero później się zastanowić na spokojnie.

A Hajime był z nią zawsze.

Ale pewnego dnia przypałętał się On. Bezpośrednio do klubu w szkole. Szukał dla siebie odpowiedniego zajęcia. Był to wczesny poranek, bokserzy zawsze zaczynali wcześnie. Zdążyli jedynie skończyć rozgrzewkę i powoli zabierali się do ćwiczeń.

Nieszczęściem w tym wszystkim było jeszcze to, że tego dnia trener się spóźnił.

-Cześć! - przywitał się jasnowłosy, machając do nich ręką - Chciałem się rozejrzeć i zobaczyć, czy jest tu ktokolwiek wart mojej uwagi.

Wszyscy pięściarze i pięściarki obrócili się w jego kierunku na tę uwagę. Chwyciła za koszulkę Takeru, którego uwaga nowicjusza najwyraźniej bardzo zdenerwowała.

-Kim jesteś, że rzucasz nam wyzwanie? - zapytała, schodząc z ringu, wraz z kapitanem męskiej części klubu.

-Nie im - prychnął lekceważąco - Tobie, Yaku Katsumi-san.

Uniosła brwi.

***

Shigeru już sięgał ręką po telefon, jakby zapominając, że udało mu się go ukryć przed ochroną, ale Kyoutani w porę chwycił go za ramię.

-Nie tutaj, nie teraz - warknął - Bo nie wyjdziemy stąd w całości.

Yahaba kiwnął głową i skierował wzrok na to, co działo się wewnątrz klatki. Obydwaj z Kyoutanim stali bezradni, mogący się jedynie bezczynnie przyglądać.

Hajime przeszedł powoli wokół, wymachując ramionami, tak jakby jeszcze się rozgrzewał. Rozgrywający Seijoh skierował wzrok na kolano asa i zacisnął zęby.

Iwaizumi-san. Czy w ten sposób nie pogorszysz swojego stanu?

Tłum skandował, klaskał, zdzierał gardła w zachwycie. Dla obydwu zawodników Seijoh było to co najmniej dziwne. Samo miejsce, w którym się znajdowali wyglądało strasznie podejrzanie, już nie wspominając o ludziach, hazardzistach, którzy stawiali ogromne pieniądze na czyjeś zwycięstwo. Shigeru wolał nie myśleć, w jaki sposób Iwaizumi tu trafił i dlaczego.

Cały czas na coś oczekiwano, a raczej - na kogoś. Gdy minęło już kilka minut i tłum zaczął gwizdać, w środku klatki stanął prowadzący, z mikrofonem w ręce. Na jego widok wszyscy ucichli.

-Drugi zawodnik nie stawił się. Wobec tego...Kto na ochotnika? - zapytał, tocząc wzrokiem po widowni.

Yahaba pomyślał, że - biorąc pod uwagę, jaki rodzaj ludzi przychodzi oglądać tego typu widowiska - znalezienie przeciwnika, który miałby odwagę i chciałby stanąć przeciwko doskonale zbudowanemu Iwaizumiemu, którego wzrok obecnie zabijał wszystko, co znalazło się w jego zasięgu, graniczy z cudem.

Zapomniał obok kogo stoi.

-Mamy chętnego! Zapraszamy!

Światło padło tuż obok niego, Shigeru spojrzał na lewo. Kentarou minął go, z zaciśniętą szczęką i skierował się w stronę klatki. Rozgrywający szybko się otrząsnął i chwycił skrzydłowego za ramię.

-Zwariowałeś? - szepnął - Przecież...

Kyoutani warknął i wyrwał rękę z uścisku Yahaby.

-Nie mamy czasu - powiedział, zza zaciśniętych zębów - Trzeba działać.

Ramię brązowowłosego opadło. Co by tu nie powiedzieć - Kentarou miał rację, nie mieli czasu. Znaleźli swojego starszego kolegę, w zupełnie innym stanie, niż go widzieli ostatnim razem. Wydawał się całkowicie kimś innym, dodatkowo, znajdował się w bardzo nieciekawym towarzystwie. I cały czas był kontuzjowany, więc taki wysiłek był dla niego zupełnie niewskazany.

Może sobie zrobić większą krzywdę. Trzeba go stąd wyciągnąć i to szybko - pomyślał - Oikawa-san nas za to zabije. Ale...

-Kyoutani, pamiętaj...-powiedział cicho - On jest kontuzjowany. Bądź ostrożny.

Blondyn obdarzył go swoim typowym, wrogim spojrzeniem.

-Wiem.

***

Zareagowali natychmiast.

-Uspokój się! - zawołał kapitan klubu, Toshiro, odciągając razem z Takeru tego wariata - Pojedynek się już zakończył!

Masaki przeskoczył liny ringu, minął szarpiących się z oszalałym jasnowłosym kolegów i uklęknął obok niej, wciągając delikatnie jej głowę na swoje kolana. Natychmiast otoczyli ich pozostali chłopcy i dziewczyny.

-Katsumi...Katsumi! Spójrz na mnie. Po prostu oddychaj - szeptał Masaki - Spokojnie.

Gwałtownie łapała powietrze, jakby go jej brakowało. Płuca zdawały się płonąć, ale nie one były źródłem tego bólu. Pulsującego bólu tak ogromnego, którego jeszcze nigdy nie czuła.

-Może opatrzmy jej rękę? - zaproponowała jedna z dziewczyn.

-Nie - od razu wtrącił kapitan, cały czas trzymając jasnowłosego w żelaznym uścisku - Widzicie, jak to wygląda? Możemy zrobić jej jeszcze większą krzywdę, robiąc to nieprawidłowo, poczekajmy na lekarza.

Mimowolnie na dźwięk słowa "ręka" spojrzała w tamtym kierunku i coś przewróciło jej się w brzuchu.

Jeżeli to była jej ręka...

Delikatnie drgnęła.

Tak, to była jej ręka...

Którą nie była w stanie ruszyć.

Zacisnęła zęby.

-Dzwońcie po karetkę i trenera! Hej! - Masaki chwycił ją delikatnie za podbródek - Nie odpływaj, słyszy...

Odpływać?

Niby kto tu odpływał?!

Walnęła prawą pięścią o podłoże.

-Zabiję cię! - warknęła, patrząc na jasnowłosego, wciąż trzymanego przez Toshiro i Takeru - Słyszysz? Zamorduję cię gołymi rękami!

Katsumi ponownie poderwała się do góry z bijącym mocno sercem, zrzucając przy okazji budzik z szafki nocnej. Przetarła przepocone czoło i rozejrzała się po pokoju.

Jakie to szczęście, że przenosząc się w połowie roku dostała w akademiku pokój jednoosobowy i ten stan utrzymał się do ostatniej klasy. Przynajmniej nikt nie obserwował jej w nocy, nie awanturował się przez jej koszmary, nie narzekał.

Wzięła parę wdechów i wydechów, by się chociaż trochę uspokoić.

Ale...Brakowało go jej. Zwłaszcza, że już się nie odzywał drugi dzień. Nigdy tak nie robił, nawet, gdy miał naprawdę dużo roboty. Zawsze miał dla niej czas, cokolwiek by się nie działo. Co się zmieniło? A może coś się stało?

Nagle przypomniała sobie swoje złe przeczucie z poprzedniej nocy.

Issei i Toru na pewno od razu by mi powiedzieli. Ale...

Chwyciła telefon.

Do: Hajime

Nie wiem, co się z Tobą dzieje. Nie dzwonisz, nie piszesz, nie odzywasz się. Ale jeśli nie dasz znaku życia do południa, to przyjeżdżam do Ciebie natychmiast. Kocham Cię.

***

BUM!

Kyoutani runął całym ciałem na podłogę i przestał się poruszać. Jego twarz była zakrwawiona, a plama krwi na podłodze zaczynała powoli rosnąć.

-PROOOOOOOOOOOSZĘ PAŃSTWA, UNO PONOWNIE ZWYCIĘŻA!

Iwaizumi-san...To naprawdę ty? Nie...Co ci się stało?

Yahaba stał, niczym sparaliżowany. Próbował przetrawić to, co się właśnie stało. Podążał wzrokiem za asem i nie mógł uwierzyć. Wydawał się zupełnie inny, był pozbawiony zwyczajowego ciepła, a wręcz emanował od niego przeraźliwy chłód. Dodatkowo, wyglądało na to, że zupełnie nie rozpoznawał Kyoutaniego, gdy ten stanął naprzeciw niego.

Shigeru rzucił okiem na kolano Iwaizumiego.

Jakim cudem on m...

I w tej samej chwili podniósł wzrok, a ich spojrzenia spotkały się.

Rozgrywający syknął z przerażenia i instynktownie cofnął się krok do tyłu. Rozszerzył oczy i zaczął ciężko oddychać.

Co to było, do cholery?!

Stał tak dobrą chwilę, próbując zebrać myśli.Dopiero w momencie, kiedy hala całkowicie opustoszała i jeden z ochroniarzy popchnął go brutalnie, kierując do wyjścia, otrząsnął się.

-Twojego kolegę odstawiono do szpitala - powiedział mu na odchodne mężczyzna - I pamiętajcie, nic nie widzieliście ani nic nie słyszeliście, bo w innym wypadku...

-Tak - potwierdził szybko Shigeru, kiwając głową raz za razem - Wiem.

Dopiero, gdy przeszedł kilka przecznic rozejrzał się i upewniając się, że nikogo wokół nie ma, wyciągnął telefon. Wszedł w kontakty i wybrał numer.

Ta, nic nie widziałem, akurat...

-Powiedz mi, że to, z czym dzwonisz ma związek ze sprawą - powiedział Oikawa, którego głos nie był ani trochę zaspany. Najwidoczniej zarywał noc - Bo nie ręczę za siebie.

No, może jednak po prostu nie potrafił zasnąć przez to wszystko.

-Oikawa-san...- Yahaba wziął głęboki wdech.

Toru zmarszczył brwi.

-Co się dzieje?

-Iwaizumi-san...Znaleźliśmy go. Ale...

________________________________________________________________________________

Przekroczyłam trochę założony limit słów, o którym mówiłam na początku. Rozdział wyszedł mi trochę dłuższy, ale myślę, że nie jest to powód do narzekania. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top