Rozdział 1 - Zniknięcie

-Cześć - przywitali się cicho Matsukawa i Hanamaki, wchodząc do pokoju klubowego.

-Cześć - odpowiedział im smętnie Oikawa, nawet nie podnosząc wzroku i szukając czegoś w torbie.

I zapanowało milczenie. Cisza przerywana była jedynie dźwiękiem otwieranych szafek, szelestem materiału i tupaniem. Niczym więcej, niczym mniej.

W pokoju klubowym byli jedynie trzej trzecioklasiści.

No właśnie.

Trzej.

Odkąd Iwaizumi doznał kontuzji w meczu treningowym przeciwko Nekomie, atmosfera w drużynie była więcej niż ponura. Chłopak od trzech dni był w szpitalu, ale z jakiegoś powodu nie przyjmował żadnych odwiedzających. Zmartwiło to już na starcie i Oikawę, i Matsukawę, który poszedł na wizytę z nim, ale pani doktor nie zamierzała ujawnić im żadnych informacji.

Gdyż nie byli rodziną.

Nie byli?

Prawnie – może tak. Ale w praktyce, więzi w drużynie były takie, że czuli się jak prawdziwa rodzina. Hajime był nie tylko ich potężnym asem, był również ich bratem.

Jednak nie zamierzali odpuścić. Mecze towarzyskie nie były jedynie okazją do dobrych treningów,  ale także szansą do nawiązania dobrych kontaktów. Taki kontakt Seijoh stworzyło z Nekomą. Okazało się, że starsza siostra kapitana Kotów, Risa, pracująca na co dzień w tokijskim szpitalu, ma znajomą w szpitalu w Miyagi. Taką drogą informacje miały trafić do Tetsurou, który obiecał chłopakom z Seijoh, że niezwłocznie je przekaże.. Cały czas czekali na tę jedną wiadomość.

Oikawa zamknął szafkę z głośnym hukiem.

-Cholera.

Matsukawa i Hanamaki unieśli głowy.

-Nie tylko ciebie to wkurza - odezwał się Issei – Nam...Wszystkim jest ciężko.

-Zbliża się turniej, a my zostaliśmy bez asa - mruknął Takahiro – Zresztą co ja mówię...W tym momencie zawody to nasz najmniejszy problem. Najważniejsze jest jego zdrowie.

-Nie powiedziałbym.

-Huh? - poderwał się z miejsca przyjmujący. - Siatkówka jest dla ciebie ważniejsza, niż najlepszy kumpel, Oikawa?!

-Jebnij się w ten pusty łeb, Makki - Toru zmierzył go krytycznym spojrzeniem. - Jasne, że w tym momencie jest najważniejsze to, by szybko wyzdrowiał. Ale w tamtym momencie, gdy trenowaliśmy...najważniejszy dla Niego był turniej. Nie możemy zawalić eliminacji, by Iwa-chan mógł do nas dołączyć w stosownym czasie. Chociaż...-walnął pięścią w szafkę – Mam nadzieję, że zdąży na eliminacje.

Obrócił się ponownie w stronę rozmówców, ale oni obaj już przed nim stali.

-Oikawa...i bez informacji od Kuroo cała nasza trójka wie, że...-zaczął Issei.

-Zamknij się, Mattsun.

Hanamaki westchnął cicho.

-...Że to może być naprawdę poważna kontuzja.

-Powiedziałem chyba, żebyś się zamknął! - warknął brązowowłosy, łapiąc blokującego za poły bluzy, a następnie opuszczając głowę – Nic nie jest przesądzone! Miejcie choć trochę wiary w naszego asa, idioci!

Tyle, że było.

-Myślisz, że chciałbym tego? - prychnął Issei, ze spokojem odrywając dłonie brązowowłosego od swojej bluzy.– To także mój przyjaciel!

Przeradzającą się w konflikt dyskusję przerwał dźwięk telefonu Oikawy. Rozgrywający podniósł leżące na ławce urządzenie.

Połączenie przychodzące od: Kuro-chan

***

Zajście miało miejsce podczas meczu treningowego z Nekomą. Koci zawodnicy przyjechali do Miyagi na sparing. To była przerwa wakacyjna, pomiędzy jednym turniejem a drugim. Seijoh ostrzyło sobie zęby na Shiratorizawę, z którą przegrali w finale eliminacji do Inter-High. Szykowali się na zemstę na eliminacjach do Pucharu Wiosennego. Za to Nekoma, świeżo po porażce w ćwierćfinałach na turnieju, nie zamierzała dać się pokonać.

Trzeci set. Jednego wygrali chłopacy z Miyagi, drugiego ekipa z Tokio. Trwał trzeci, z wynikiem 14:15 dla Nekomy, kiedy Oikawa wystawił piłkę do Iwaizumiego.

Wszystko zdarzyło się tak szybko, że nawet się nie zorientowali, gdy chłopak leżał już na podłodze, zwijając się z bólu.

Zawodnicy z Tokio zamarli, podczas gdy gracze Seijoh rzucili się w kierunku swojego asa. Kuroo chwilę stał jak oszołomiony lecz otrząsnął się szybko i wraz z Yaku przeszli pod siatką, kierując się w stronę zbiegowiska. Za nimi podążyła reszta drużyny.

W bardzo szybkim tempie Iwaizumiego zabrano do szpitala, pół drużyny Seijoh z trenerem na czele ruszyło tam za nim, a chłopakom z Nekomy nie pozostało nic innego, jak się pożegnać, jednak przez całą drogę zarówno Tetsurou jak i Morisuke byli myślami na sali gimnastycznej w Aoba Johsai. Obaj myśleli o tej samej sytuacji, ale w różnych kontekstach, w każdym razie tak było, dopóki Yaku się nie odezwał.

-Kuroo, ty czasem nie masz znajomości w szpitalu?

Kapitan zamrugał gwałtownie, wybudzony z rozmyślań.

-Tak. Siostra pracuje, ale w Tokio.

-No...ale chyba ma jakieś znajomości w Miyagi? - mruknął libero – Ich blokujący wysłał mi wiadomość. Doktor prowadząca nie chce podać im żadnej informacji.

-Mogę spróbować. - westchnął czarnowłosy, opierając policzek o szybę autokaru.

-Zrób to dla Niej...-poprosił Morisuke - I dla chłopaków z Seijoh.

***

Kuroo ścisnął telefon w dłoni, a drugą ręką przeczesał nerwowo włosy. Według informacji, którą jego siostra otrzymała od znajomej, a która wyciągnęła to od pani doktor prowadzącej...

-Oi, Kuro-chan...-dobiegł go głos Oikawy. Jakiś dziwny, drżący. Niedowierzający. - Powtórz jeszcze raz, bo chyba źle zrozumiałem.

Tetsurou westchnął ciężko. Od samego początku miał nadzieję, że wiadomość okaże się dobra. Dla Iwaizumiego, dla Seijoh, dla wszystkich.

-Według informacji, które otrzymałem, doktor mu powiedziała, że...Nie może już grać w siatkówkę -powtórzył łamiącym głosem, przełykając ślinę.

Usłyszał jedynie ciche „dziękuję", po czym rozmówca się rozłączył.

Kapitan Kot opadł na krzesło. Nie był przygotowany na przekazanie takiego typu wiadomości. Poza tym doskonale teraz rozumiał Iwaizumiego. Znał kogoś podobnego, co prawda nie siatkarza, ale sportowca, który został pozbawiony swojej pasji również przez paskudną kontuzję. I ciężko to przechodził. Wciąż, pomimo wsparcia z każdej strony.

Fantastyczny as, którego siatkówka była żywiołem, został jej bezlitośnie pozbawiony. Wprost otrzymał wyrok, który go zniszczył. Na pewno siedział teraz w szpitalu i był załamany. Kuroo rozumiał też to, że zawodnik Seijoh z nikim nie chciał rozmawiać. Sam by też nie chciał. Nie w takiej sytuacji.

Jedno było pewne, że as Aoby Johsai czuł teraz pustkę, wściekłość, żal, rozpacz i chociaż Kuroo nie mógł go zobaczyć, współczuł mu z całego serca.

W końcu też był siatkarzem i kochał tę grę.

***

-Dziękuję. - Oikawa, nic więcej nie mówiąc, włożył telefon do kieszeni.

Tymczasem Hanamaki, widząc, jak zbladła twarz kapitana, nie wytrzymał.

-I co?! - warknął zniecierpliwionym tonem.

Toru złapał w dłonie bluzę i założył ją.

-Idziemy tam. Kuroo powiedział...-zaciął się na chwilę – Że według lekarza to kontuzja uniemożliwiająca grę w siatkówkę.

Obu trzecioklasistów zamurowało. Chwilę później biegli do szpitala. Wciąż mieli nadzieję, że to nieprawda.

***

Tymczasem w Tokio

Jasnowłosa dziewczyna stała przed salą treningową należącą do klubu bokserskiego. Patrzyła się prosto w okno; przez nie widziała trenujących członków klubu. Na pierwszym ringu sparingowało się ze sobą dwóch chłopaków, drugi był pusty, pozostali wykonywali inne ćwiczenia, a co poniektórzy już walili w worek.

Poły rozpiętej bluzy o kolorze biało-czarno-złotym z napisem Akademia Fukurodani powiewały na wietrze. Zacisnęła prawą dłoń na pasku torby i westchnęła ciężko. Przygryzła wargę, starając się opanować nadmiar emocji, które rodziły się w niej za każdym razem, gdy przychodziła do klubu.

Szlag.

Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.

-Hey hey hey! Tsumi-chan! - szybko otarła twarz rękawem klubowej bluzy i podniosła głowę. W jej stronę zmierzał kapitan męskiego klubu siatkarskiego i jej kolega z ławki, który machał do niej obiema rękami.

-Cześć, Bo - przywitała się i przybiła mu dwie piątki.

-Lecisz na trening? - zapytał.

-Można tak powiedzieć. - uśmiechnęła się smutno - O ile można to tak nazwać.

Kotaro, który wiedział od jej brata co i jak, tylko objął ją ramieniem i szybkim, radosnym ruchem przyciągnął do siebie, przytulając z całej siły.

-Heh hey hey! - zawołał, dalej ją trzymając i prowadząc w stronę wejścia. - Wiesz, że wsparcie jest równie ważne, jeżeli nie ważniejsze? Ci goście, którzy stoją na boisku czy ringu też mogą mieć chwile załamania. I wtedy do akcji wkraczają ławka i trybuny!

Ławka.

-...Czyli ci, którzy wspierają! Ci, którzy podnoszą duchowo drużynę, bez których nie poszłaby dalej. Bez wspierających głosów żaden zespół czy zawodnik nie sięgnie po zwycięstwo! To czyni wspierające głosy pełnoprawnymi członkami drużyny, nawet ważniejszymi od tych, co stoją na boisku lub ringu!

Spojrzała na niego. Miał rację.

Co tu dużo mówić. Po prostu miał rację.

Bokuto przystanął. Byli już pod samymi drzwiami.

-Także, Tsumi-chan... - walnął ją w plecy tak, że niemal się przewróciła. - Do dzieła! Hey hey hey!

Po czym pobiegł w stronę portierni, żeby zgarnąć klucze do sali gimnastycznej.

Przez chwilę stała przed drzwiami, jakby rozważając jego słowa.

-Cholerna prawda...-mruknęła – Ale...

Uniosła lewą rękę przybraną w sportowy rękaw i wyciągnęła ją szybkim, idącym po łuku ruchem, przed siebie. Od samych koniuszków palców, poprzez nadgarstek, aż do łokcia zapulsował ogromny ból.

Wyciągnęła telefon z kieszeni i obróciła go. Na widok zdjęcia włożonego za przezroczyste etui uśmiechnęła się szeroko, a jej ręka powędrowała do złotego, misternie plecionego naszyjnika. Delikatnie musnęła palcami szmaragd. Po czym odetchnęła i nacisnęła na klamkę zdecydowanym ruchem.

-Cześć. - przywitała się z kolegami i niejako podopiecznymi.

Na widok wchodzącej dziewczyny, ćwiczący przerwali.

-Cześć, trenerze - uśmiechnął się ciemnowłosy Nomura, kapitan klubu, schodząc z ringu. - Spóźniłaś się.

-Wybaczcie - mruknęła, wkładając dłonie w kieszenie bluzy - Parę rzeczy wypadło mi po drodze. Zaczynamy?

***

Trzech zawodników Seijoh wpadło do szpitala i dobiegło pod odpowiednią salę. Oikawa, nie zważając na przechodzącą obok pielęgniarkę, która mierzyła ich podejrzliwym spojrzeniem, szarpnął za klamkę i wbiegł do środka.

-Iwa-chan!

I nagle stanął jak wryty.

Sala była pusta, a jedyne, co pozostało po obecności asa był jego telefon, porzucony na parapecie.

-Może go wypisali...Co? - odezwał się cicho Hanamaki, z nikłą nadzieją.

-Nie - mruknął Issei, patrząc na tabliczkę z kartą pacjenta przywieszoną do drzwi - Powinien tu wciąż być, a nie ma po nim śladu.

Nikt nie chciał głośno powiedzieć tego, o czym myślał.

-Sprawdźmy, czy jest w domu - powiedział Oikawa, zza zaciśniętych zębów.

Mattsun i Makki kiwnęli głowami. Musieli teraz przebiec pewien dystans, ponieważ od szpitala do domu Iwaizumiego było około pięciu kilometrów. Jednak nie przejmowali się tym. Najważniejsze było, żeby odnaleźć asa i upewnić się, że nic mu nie jest, więc tę odległość pokonali bardzo szybko.

Niestety, na próżno.

-Cholera jasna! - Toru uderzył pięścią w mur. Pierwszy raz, odkąd się poznali, obaj trzecioklasiści widzieli go w takim stanie. Reakcje rozgrywającego były jednak uzasadnione. Ta dwójka znała się od dzieciństwa. Byli najlepszymi przyjaciółmi. 

Oikawa w pewnym momencie zerwał się do biegu, jednak powstrzymał go Matsukawa.

-Zostaw mnie, Mattsun!

-Poczekaj - powiedział, chwytając go za poły bluzy- Sami nie przeszukamy całego miasta! Potrzebujemy pomocy.

Toru pokiwał głową, przyznając mu rację.

***

Zawodnicy Seijoh kończyli sprzątanie sali. Odbyty trening był więcej niż ponury. Oprócz, rzecz jasna, Iwaizumiego, zabrakło pozostałych trzecioklasistów. Jednak nikt nie miał wątpliwości, dokąd się udali - jedynie trener wyraził swoje lekkie niezadowolenie, że chłopacy opuścili trening.

Zostało im jedynie schowanie mopów do schowka, kiedy na salę wpadli Oikawa, Matsukawa i Hanamaki. Cała drużyna spojrzała na nich pytająco.

-Iwaizumi... - wykrztusił Hanamaki, pomiędzy wdechami - On zniknął!

Zdziwienie na twarzach zawodników ustąpiło niedowierzaniu.

-Co? Jak to zniknął? Co się stało?! Dlaczego?

Trzej trzecioklasiści spojrzeli na siebie wzajemnie. Nie chciało im to przejść przez gardło. Ale przecież byli zespołem, prawda?

-Ta kontu...-zaczął Makki, ale przerwał mu Oikawa.

-Zniknął ze szpitala. Nie wiemy, gdzie jest ani co się stało. Musimy go znaleźć!

Takahiro spojrzał na niego ze złością, a następnie na Matsukawę, który pokręcił głową. W tej chwili największym problemem było zniknięcie Iwaizumiego. Nie musieli dokładać dodatkowego balastu drużynie, mówiąc o szczegółach jego kontuzji.

Kyotani zmarszczył brwi i wyszedł z sali z hukiem. Toru początkowo nie zajarzył i chciał go okrzyczeć, że odchodzi bez słowa, ale zdążył się zreflektować - Kyoken-chan znał wiele różnych miejsc i osób, o których oni nie mieli pojęcia.

Wszyscy sobie zdawali sprawę, że as może być totalnie wszędzie. Mimo to, od czegoś trzeba było zacząć. Pierwsze i drugie klasy podzieliły się w mniejsze grupki, po czym rozbiegły się po całym mieście.

Trzecioklasiści ruszyli sami, każdy w innym kierunku.

Issei przeskoczył murek i skierował się z powrotem stronę szkoły. Istniała, nawet jeżeli niewielka, opcja, że as może tam zawędrować. Blokujący zatrzymał się, kiedy wyczuł wibracje telefonu. Sięgnął ręką do kieszeni, natychmiast się orientując, że sygnał nie pochodzi z jego urządzenia.

Tylko z komórki Iwaizumiego, którą Matsukawa zabrał ze szpitala. Chłopak spojrzał na dzwoniący numer i złapał się za głowę.

No i co ja jej teraz powiem?!

________________________________________________________________________________



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top