Rozdział 24

- Zoey mogłabyś do mnie przyjechać? - zapytał Hunter kiedy rozmawialiśmy przez telefon.
- Jasne! Postaram się być jak najszybciej - odpowiedziałam i rozłaczyłam się.
Ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy z szafy. Pokierowałam się do wyjścia. Było około szesnastej.
Poszłam szybkim krokiem na przystanek i wsiadłam do pierwszego autobusu, który przyjechał.

---

Weszłam do sali, w której leżał Hunter. Popatrzyłam na niego. Był strasznie blady. Wyglądał jakby całe jego szczęście i energia wyparowała.
- Hej Zoey. Nie mogłem się doczekac kiedy przyjedziesz - uśmiechnął się do mnie.
- Hej. Jak się czujesz?
- Dobrze - powiedział cicho - ostatnio nikt mnie nie odwiedza. Co się dzieje? - zapytał smutno.
- Nie wiem. Przepraszam, że musiałeś mnie prosić o przyjazd ale po prostu ostatnio miałam kilka nieprzyjemnych sytuacji.
- Jakich?
- Możesz wyjść z łóżka? I przejśc się trochę?
- Oczywiście.
Chłopak podał mi dłoń i powoli wstał. Trzymał moją rękę bardzo delikatnie. W ogóle jej nie ściskał. Bardziej to ja trzymałam jego dłoń niż on moją.
Kiedy wstał, popatrzył na mnie i próbował się do mnie mocno uśmiechnąć lecz nie zabardzo mu to wyszło. Powoli wyszliśmy z sali i zaczęliśmy spacerować po korytarzach szpitala. Oczywiście nieobyło się od kilku fanek ale szybko się ich pozbyłam. Nie chciałam przemęczać mojego chłopaka.
---

- Jejku jak ona mogła tak w ogóle postąpić? - zapytał Hunter kiedy już wszystko mu opowiedziałam.
- Nie wiem. Nie rozumiem do czego dąży. Boję się, że może nam popsuć relacje. - spuściłam głowę.
- Posłuchaj - chłopak położył dłoń na moim policzku - nigdy z tobą nie zerwę i nigdy nie uwierzę w cokolwiek co mówi Mackenzie.
- Obiecujesz? - zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
- Obiecuję - powiedział po czym pocałował mnie delikatnie.
- Ja nie chcę żebyś umierał.. - powiedziałam w pół szeptem.
- Nie umieram. Zostanę z tobą jak najdłużej. Na zawsze - otworzył moja dłoń i złapał mnie za nią.

To tak okropnie bolało. Ta choroba. To wszystko. Było tak dobrze. A teraz nic nie ma sensu. Po co nam ta popularność skoro jedyne co przez nią mamy to problemy? Po co nam to wszystko skoro i tak trwało to taki krótki czas?

----
*kilka dni później*

Przez ostatni okres czasu większość rzeczy działo się bardzo spontanicznie. Praktycznie wcale nie zwracała uwagi na datę czy godzinę. Przez to dnia 20 grudnia o godzinie 10:43 zorientowałam się, że za cztery dni święta, a ja nic dla nikogo nie kupiłam. Szybko więc napisałam do Davida czy jeśli moi menadżerzy podjadą po niego to czy pojedzie ze mną na zakupy. Okazało się jednak, że David wyleciał do swojej babci do Kanady więc lipa.
Napisałam więc do Brandona. Dawno z nim nie rozmawiałam ale to w sumie dlatego, że on ma swoich znajomych z ktorymi spędza czas, a ja swoje sprawy, z którymi też spędzam czas chociaż zazwyczaj nie mam na nie ochoty.
Dzięki Bogu udało mi się go namówić na zakupy ze mną. W sumie to po konwersacji z nim mogę śmiało stwierdzić, że on też kompletnie stracił poczucie czasu. Umówiliśmy się na 13 pod jego domem.

---

Razem z Brandonem chodzimy już od 3 godzin po centrum handlowym jednakże trudno kupować cokolwiek kiedy za tobą chodzi tłum fanek i fanów. Postanowiliśmy, że narazie usiądziemy sobie w Starbucks, wypijemy napoje, a do centrum wybierzemy się znów na 2 godziny dopiero o 20, bo wcześniej to nawet nie ma sensu co wracać. Myślę, że o 20 większość fanów wraca do domów chociaż mogę się mylić ale takie jest moje założenie.
Zamówiliśmy oboje Frappucino Carmel i usiedliśmy oczywiście zasłonięci ochroniarzami bez możliwości przedostania się fanów. W sumie takie rozwiązanie jest najlepsze bo gdyby nie to to nie napilibyśmy się nawet tej głupiej kawy.

Kiedy juz skończyliśmy pić kawę postanowiłam spróbować sama na chwilę ulotnić się ze Starbucksa. Oczywiście bez wiedzy ochroniarzy. Siedzieliśmy przy wyjściu z zaplecza więc ucieczka nie będzie taka trudna. Poinformowałam tylko Brandona aby powiedział, że w sumie to nie wie gdzie jestem.
Kiedy ochroniarze stali tyłem ja podeszłam do lady i poprosiłam aby któryś z pracowników na chwilę pożyczył mi fartuch. Oczywiście zgodzili się. Szybko założyłam go, po czym nałożyłam czarny kaptur od bluzy na głowę. Podeszłam do ochroniarza nie ukazując twarzy i prosząc o przepuszczenie mnie. Oczywiście zrobił to kiedy tylko zauważył fartuch z logiem kawiarnii. Szybko przeszłam tez przez tłum fanów.
Rozwiązałam fartuch i oddałam go sprawnie pracownikowi Starbucks. Szybkim krokiem ulotniłam się z kawiarnii.

---

Potrzebowałam takiego chwilowego spaceru. Od mojej "ucieczki" minęła może godzina więc myślę, że nikt nie będzie jakoś szczególnie zły za ten wybryk. Przechadzałam się chodnikiem przy centrum handlowym kiedy nagle podszedl do mnie jakiś nieznajomy mi chłopak.

- Hej! - powiedział ze strasznie dziwnym zachowaniem. Jak jakiś szaleniec.
- Ymm.. Hej?
- Czy to ty Zoey Powell?
- Tak. Przepraszam ale śpieszę się - powiedziałam zdenerwowana bo coś zaczęło mnie niepokoić w tym chłopaku.
- Zajmę Ci tylko chwilę. Jestem twoim wielkim fanem.
- Nie wątpię. Co chcesz autograf? Zdjęcie?
- Zdjęcie jeśli można.
Chłopak wyciągnął swój telefon i włączył aparat. W sumie to nie było w tym nic dziwnego ale jakoś jego dziwny, lekko cichy i zarazem niepokojący głos informowało mnie że chyba jednak coś jest nie tak.

- Mógłbym zdjęcie jak całujesz mnie w o policzek? - zaskoczył mnie tym pytaniem.
- No sama nie wiem. Jeśli wiesz mam chłopaka i chyba jednak mi nie wypada.
- Proszę to tylko zdjęcie! Taka okazja może mi się więcej nie przytrafić! - kontynuował.
- Dobrze ale to ostatnie zdjęcie i ulatniam się.
- Jasne.
Ustawił telefon naprzeciwko naszych twarzy i kiedy już chciałam lekko dotknąć jego policzka on odwrócił głowę i pocałował mnie w usta. Zaczął pogłębiać pocałunek ale ja szybko odetchnęłam chłopaka od siebie. To było coś okropnego.

- CO TY DO CHOLERY ROBISZ?! - krzyknęłam.
- Już nic. Ale za to mam świetne zdjęcia. O i masz pozdrowienia od Mackenzie. Hunter za niedługo dowie się o twojej niby zdradzie i będziesz skończona hahaha! - zaczął się okropnie śmiać po czym uciekł.

Nie.. Hunter nie może dowiedzieć się o tym. Jeśli zobaczy jakiekolwiek zdjęcia które wyglądają jak zdrada to on tego nie wytrzyma... szpital, choroba..
Dlaczego Mack jest taka okropna i chce narazić Huntera na wręcz niebezpieczeństwo? Przecież jakiekolwiek jego zetknęcie z silnymi emocjami możne skończyć się tragedią.

****

Jezu dziękuję za ponad 7 tysięcy wyświetleń! Jesteście MEGA!
Przepraszam, że te rozdziały są pisane po prostu tak wolno ale nie mam weny ani czasu zabardzo. 💔
Chce się poprawić ale nie wiem czy mi się uda

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top