Rozdział 23

Po rozmowie z Mack wróciłam tylko na chwilę do domu. Zabrałam tylko kurtkę i znów wyszłam. Tym razem zawędrowałam do parku. W tym, w którym byłam razem z Hunterem kiedy się poznaliśmy. I jak jeszcze był zdrowy.
Usiadłam na najbliższej ławce. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w odgłosy szumiacych liści.

- Hej znowu! - powiedział znajomy głos. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Camerona.
- O hejka! - wstałam i przytuliłam chłopaka.
- Jak tam u Ciebie? - zapytał niepewnie.
- A no. Nie najgorzej.
- Jak z Hunterem?
- Źle... - odpowiedziałam cicho - czuje się niby dobrze ale lekarze dają mu małe szanse na wyzdrowienie - łza spłynęła mi po policzku. Chłopak otar mi ją.
- Słuchaj. Musimy wierzyć, że wszystko będzie w porządku tak?
- No tak ale...
- Żadnych ale!
- No.. ugh.. okej - próbowałam się uśmiechnąć ale chyba wyszedł z tego bardziej grymas.
- Czemu siedzisz tutaj sama? - po dłuższej chwili zapytał.
- Chciałam uciec od tego wszystkiego. To jest okropne. To moje czytanie w myślach i ta choroba. Obie rzeczy mam dosyć..
- Wierzę, że poradzisz sobie z problemem.
- Dzięki, że we mnie wierzysz. Chyba jesteś jedyną osobą, która daje mi jakąś małą część swojego szczęścia - przytuliłam Camerona.
- Nie ma za co. Hmm.. idziemy gdzieś?
- Jasne - odparłam. Oboje wstaliśmy i zaczęliśmy wolno spacerować po parku.

---

Przez reszte dnia nic zbytnio się nie działo dopóki mój telefon nie zaczął wibrować. Było to normalnie dla mnie lecz teraz robił to za często. Wzięłam go do ręki w celu sprawdzenia o co znów chodzi.
Oczywiście - twitter.
Miałam go powoli serdecznie dosyć bo tam plotki roznoszą się bardzo szybko.
Kliknęłam w powiadomienie, które wskazywało na to, że ktoś znów mnie oznaczył. Jak zawsze były to moje wróżki. Moim oczom ukazał się post wraz ze zdjęciem. Moim zdjęciem w parku z Cameronem. Jezu o co chodzi tym razem?
Zaczęłam czytać opis.

"NASZA KOCHANA ZOEY CHYBA POSTANOWIŁA W TRAKCIE CHOROBY SWOJEGO UKOCHANEGO TROCHĘ GO PO ZDRADZAĆ! MRAUU ZOEY! TY NIEGRZECZNA KOCICO :) #fuckyouZoey @itzzoeypowell"

W    T     F
Kolejna brednia na mój temat! Świetnie. Po prostu super!
Niestety tym razem konto było totalnie anonimowe. Widze, że ktoś (czyt. Mack) wziął sobie do serca moje słowa. Ohh.. jak mi niezmiernie miło.
Nie miałam, żadnych wątpliwości co do tego, że to musiała być Mackenzie. Tylko ona mogłaby zamieścić taki post oraz zrobić to zdjęcie. Uhhh.. musimy sobie znów porozmawiać.
----

Może jak pamiętacie miałam mieć nauczanie w domu. Lecz przez chorobę Huntera o wiele się to przedłużyło więc wyszło na to, że nauczanie zacznę dopiero po świętach. Jednak zanim to wszystko się stanie, niestety muszę iść i zabrać kilka papierków z mojej szkoły. Jakimś dziwnym trafem muszę tam iść akurat teraz, kiedy tyle sję dzieje i jeśli spotkam kogokolwiek to dostanę od niego milion pytań. Dlaczego nikt nie mógł tego zrobić za mnie...
Ubrałam szybko to co przygotowałam sobie dzień wcześniej czyli czarne rurki i czarną koszulę w pojedyńcze białe paski. Do tego czarne Vansy, zwykła torebka i mogłam wychodzić z domu.
Droga nie zajęła mi więcej niz 10 minut.

Weszłam do budynku. Oczywiście jak to ja, pomyliłam się i zamiast przyjść podczas lekcji przyszłam na przerwie.
Cała moja stara klasa jak i inni uczniowie szkoły popatrzyli na mnie. Dziwne uczucie.
Widziałam, że chłopcy patrzą na mnie jak na jak na 8 cud świata, a dziewczyny chcą mnie zabić wzrokiem.
Oczywiście nieobyło się od spotkania Mack i jej przyjaciółeczek.

Po chwili byłam już pod sekretariatem jednak musiałam chwilę poczekać.

- Hejka! Będziesz chodziła teraz tutaj do szkoły?! - zapytała podekscytowana dziewczyna, która stała niedaleko mnie. Widać, że jest nowa skoro pyta o takie coś.
- Nie. Przyszłam zabrać stąd kilka dokumentów żebym mogła mieć naucznie w domu - powiedziałam a dziewczyna posmutniała.
- Ouu to szkoda. Mogę zdjęcie z tobą?
- Jasne!

Dziewczyna pstryknęła nam zdjęcie, pożegnała się i odeszła szczęśliwa.

Po chwili drzwi od sekretariatu otworzyły się i wyszła z nich dyrektorka.
- Zapraszam - powiedziała i wpuściła mnie do pomieszczenia.

- No to co. Widzimy się na koniec roku? - zapytała kobieta, przekładając w rękach dokumenty.
- Tak, raczej tak.
- Mama Huntera była tutaj wczoraj. Biedna kobieta. I oczywiście biedny Hunter.
- Tak, wiem - westchnęłam.
- Musi Ci być ciężko teraz. Od początku roku trzymaliście się razem - kobieta ciągnęła temat dalej - oby wyzdrowiał. Rak to ciężka choroba. Czasami nieuleczalna!
- Wiem - odparłam z lekkim zdenerwowaniem.
- No także musi Ci być ciężko i oby wyzdrowiał.
- Mogę już dokumenty? - zapytałam zirytowana. Skoro mi ciężko to czemu drąży taki temat?
- Spokojnie. Zaraz je zepne ze sobą i ci dam.
- Dobrze - powiedziałam z grymasem twarzy.

Po kilku minutach podarowała mi dokumenty.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Proszę. Pozdrów Huntera jeśli będziesz w szpitalu.
- Oczywiście - powiedziałam ze sztucznym uśmieszkiem. Wyszłam z sekretariatu najszybciej jak się da. Było już po dzwonku więc korytarze były puste. Szłam jednym z nich szybkim krokiem aby jak najszybciej wyjść z tej szkoły. Nagle usłyszałam czyjąś rozmowę przy szafkach więc zwolniłam krok.

- Chodź już na lekcje. Zaraz dostaniemy nieobecność - powiedziała jakaś dziewczyna.
- Poczekaj chwilę. Tylko dodam jakiś post na twittera - powiedziała Mack. No kto by się spodziewał.
- Ostatnio dodałam ten głupi post. Już drugi taki obraźliwy. Nie wystarczy ci?
- Nie! - krzykneła Mackenzie.
- Weź przestań! I tak jej fani w to nie wierzą i bronią jej! Co ty chcesz osiągnać?
- Muszę ją jakoś upokorzyć i żeby Hunter się o tym dowiedział. Cameron to był jednak zły cel bo oni w trójkę się przyjaźnią. Dlatego nie wyszło.
- Jakie ty brednie opowiadasz. Aż mi się tego słuchać nie chce. Idę na lekcje, a ty rób co chcesz.

Dziewczyna wyszła zza szafek i zderzyła się ze mną. Przeprosiła i szybko odeszła. Wtedy wkroczyłam ja.

- Hej koleżanko! - powiedziałam niby ucieszona do Mack.
- Jezu znowu ty. Czego chcesz?
- Widzę, że teraz nasyłasz na mnie swoje przyjaciółki. Och jak miło.
- Daj spokój. Nic takiego nie robię - próbowała uciec wzrokiem.
- Głucha nie jestem, a czytać w myślach potrafię. Jak będę chciała to to zrobię.
- Wal się Zoey.
- I nawzajem. Nie wiem co ty do mnie masz. Zazdrość cię zrzera?
- Jak będę chciała to będę taka popularna jak ty!
- Nie wierzę, że nie chcesz więc na co czekasz?
- Na odpowiednią chwilę - powiedziała i odeszła, uderzając mnie w ramię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top