Rozdział 72
Ubieram na siebie jeansy z dziurami, białe superstary i czarną bluzę i już letnią kurtkę. Włosy związuje w koka i schodzę szybko na dół aby ubrać Harper i Tomiego.
Wchodzę do salonu nie zwracając uwagi na Harrego który siedzi z Tomim i się bawi. Podchodzę do Harper i biorę ją na ręce.
- Teraz mogę wziąć już swoją córkę?- pytam i patrze na Harrego-Tomi chodź mama cię ubierze
- Przestań Kate, martwiłem się o ciebie -podnosi się z ziemi - Nie chciałem niczego Ci zakazywać ani zabraniać a tym bardziej oceniać, ale dziękuję bo ty za każdym razem mnie oceniasz po tym co było- tłumaczy i na chwilę milczy - Zmieniłem się, wiesz o Tym
- Nie widzisz co robisz? Kiedy jest super, pięknie ty coś psujesz - warczę i bujam Harper, bo kręci się, na pewno jest głodna już
- Wybacz -wyrzuca do góry ręce - Masz racje budując dom i opiekując się wami zawsze coś psuje, Przepraszam że się staram
- Wszystko doceniam Harry, tylko mówiąc ze mogę zrobić krzywdę Harper albo Tomiemu przegiąłeś, wiesz o tym
- Spanikowałaś w nocy, nie wiedziałem dlaczego. Bałem się o ciebie ...
-Nie-krzyczę i przerywam Harremu-Martwiłeś się o dzieci abym im krzywdy nie zrobiła. Ja nigdy bym nie pomyślała o tym że możesz skrzywdzić Tomiego albo Harrego
- Przepraszam, ale nie wiedziałem co robić, Kate
- Za późno Harry -kręcę głową - Dzisiaj śpię u Kevina i Ros
- Zostań w domu, jak Ci tam zależy aby ode mnie uciec ja przenocuje poza domem
- Nie musisz Harry, zostań w swoim domu - mówię ze łzami
- To jest nasz dom Kate - mówi pewnie, tak abym dobrze zrozumiała ze to NASZ dom
- Oczywiście - mówię cicho- Chodź Tomi - odwracam się do chłopaka. Chłopczyk wstaje od razu i razem idziemy na górę. Tam ubieram Tomiego w jeansy i czarną koszulkę, trampki i kurtkę już nie zimową. Całuję syna i pozwalam aby poszedł pozbierał zabawki które chce wziąć do wujka Kevina.
Idę do pokoju biorę Harper i siadamy razem na fotelu. Karmienie zajmuje mi około 10 min. Przebieram niunie w białego pajacyka w czarne kropki, na głowę czapuszkę i cudowny jasno różowy płaszczyk.
Kładę na chwilę Harper w łóżeczku i wyciągam torbę zaczynam wkładam pieluszki i nagle zaczynam płakać. Płakać jak nigdy, jakby coś się skończyło. Ale wiem że nic się nie skończyło...nie właśnie że się skończyło, moje zaufanie do Harrego. Rzucam torbę obok szafki i siadam na ziemi opierając głowę na kolana.
- Kochanie - słyszę Harrego który kuca obok mnie
-Kochanie? Żartujesz sobie- warczę do chłopaka, podnoszę na niego wzrok- Zostaw mnie, to twoja wina - krzyczę
- Kate - szepcze chłopak
- Daj mi spokój - odpycham od siebie Harrego i wstaje kończę pakowanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top