Rozdział 60
*************************** 24 LUTY (SOBOTA) 32 TYDZIEŃ *****************************
Kevin:Jestem w szpitalu, Ros rodzi. Siostra boje się ,co mam robić.A jeśli nie dam rady
- Harry, kochanie Kevin jest z Ros w szpitalu. Ros dostała skurczę - mówię do mojego narzeczonego który w salonie bawi się z Tomim.
- Powinniśmy do nich jechać ?- patrzy na mnie, siedzę na kanapie i czytam kolejną książkę
- Myślę że to dopiero początek - uśmiecham się, oj długa droga przed nią
Ja: Kevin pamiętasz jak mnie wspierałeś ? Rób to samo, dasz radę bracie <3 Daj znać kiedy będziemy mogli przyjechać przywitać mojego bratanka :) - zerkam na Tomiego. Wiem co teraz czeka Ros, ciężka praca, ale da rade, wiem to. W końcu to jej dzidzia się rodzi. Ros jest dzielna i wytrzymała, poradzi sobie. Z Tomim nie miałam Harrego a Ros ma Kevina. To wielka pomoc i wsparcie dla niej. Mnie też oboje wspierali, pomogło bardzo.
Kevin: Dobra dam znać. Jesteś wielka sis, uciekam do mojej żony <3
Ja:Życz jej powodzenia od nas <3
Kevin; Dziękuję.
Odkładam telefon i spowrotem zagłębiam się w książkę o tym jak właściwie kąpać maluszka. Śmieszna sprawa, mam jedno już dziecko a dalej czuje że mogę sobie nie dać rady z Harper. Przecież radziłam sobie sama bardzo dobrze, więc teraz przy pomocy Harrego może być tylko lepiej. Wiem że Harry będzie się starał ale dalej to robi z niego nieodpowiedzialnego i niedoświadczonego rodzica
- Co?-patrzy na mnie Harry. O co jemu chodzi ?
- Nie rozumiem - marszczę brwi
- Kto tu jest nieodpowiedzialnym rodzicem - czy ja to powiedziałam na głos ?
- Nikt Harry, spokojnie - patrzę na niego. Widzę że nie zrozumiał wszystkiego
- Teraz myślałaś o mnie ?-wstaje - Kate ...
- Harry źle to rozumiesz - podnoszę się do pozycji siedzącej - Sama mam obawy czy dam radę z Harper. Z tobą pewnie będzie mi lepiej, ale nie miałeś doświadczenia z maluszkami tylko z dwu latkiem- podnoszę się i chce do niego podejść.
- Ciekawe kogo to wina - mówi, a ja się krzywię i patrzę na swoje ręce.
- Oczywiście moja - warczę - To ty wyjechałeś nie zapominaj
- Oczywiście więc lepiej na mnie winę zwalić
- Mogłeś tutaj być kiedy cię potrzebowałam a nie robić dziecko kolejnej naiwnej - krzyczę, mam dość do czego to prowadzi
- Mówi ta co w ogóle nie pieprzyła się z Alexem - krzyczy do mnie. Patrzę na Tomiego, który patrzy na nas, chłopczyk nie wie co się dzieje, wstaję i podbiega do mnie, przytula się do mojej nogi
- Jeszcze coś masz do powiedzenia?- już mówię ciszej
- Tak. Nie masz prawa mnie oceniać, staram się. Ale ty zawsze będziesz wracać do przeszłości, do niczego to nie prowadzi.
-To ty robisz z siebie kozła ofiarnego, ale nie zapominaj że miałeś dwie szanse. Spieprzyłeś nawet kiedy Emma ci powiedziała że jest w ciąży. Teraz już nie wiem co zrobisz, boje się - wpatruje się w niego. Wycieram łzy z policzka
- Wiesz że nigdy was bym nie zostawił- mówi już ciszej, podchodzi do nas kawałek - Zrozumiałem wszystkie błędy, nie zmarnuje kolejnej szansy, obiecuje - łapie mnie za rękę i kładzie drugą na moim boku
- Mam nadzieje Harry, bo po kolejnym razie się nie pozbieram - wtulam się w chłopaka
********************************25 LUTY (NIEDZIELA**************************
Kiedy rano odczytałam wiadomość , Kevin: Mam syna, 52 cm, 3100 g 10/10 - William. Jest prześliczny i taki maluśki. Ros była dzielna. Musisz zobaczyć swojego chrześniaka przyszłego. I jak zobaczyłam takie zdjęcie, mówię do Harrego ubieramy się i jedziemy ich zobaczyć.
Dlatego właśnie idziemy z Harrym i Tomim za rękę do najbliższego szpitala. Droga zajęła nam samochodem 10 min, więc nie jest tak źle, poza tym to tutaj będę rodzić więc od razu małe rozeznanie. W recepcji kierują nas na drugie piętro i teraz stoimy przed drzwiami do sali po porodowej. Przez szybę widzę Ros, nie śpi ja też nie spałam po porodzie. Wtedy człowiek najbardziej potrzebuje snu ale z wrażeń, emocji nie może spać nawet. Kevina i małego Williama którego trzyma na ręku. Widzę radość, szczęście i uśmiechy na ich ustach. Młodzi rodzice, a starsi ode mnie, jakie to życie robi psikusy.
Wchodzimy do sali po cichu, Harry wziął Tomiego na ręce aby nie przyszło mu do głowy ruszać jakieś kable,tak bezpieczniej.
- Dzień Dobry - witam się szeptem.Podchodzę do Ros i witam się całusem w policzek
- Cześć - mówi mój brat i podnosi na mnie wzrok, ale on jest szczęśliwy
- Gratulacje młodzi rodzice - kładę ogromnego misia na łóżko Ros - To dla Williama
- Dziękujemy - mówi mój brat i wstaje. Podchodzi do mnie - Chcesz potrzymać Willa - uśmiecha się
- Mogę ?- patrzę na nich ze łzami w oczach
- Pewnie -szepcze Ros- Przecież to ty będziesz go nosić jak będzie cię odwiedzał - śmieje się
- Chodź do cioci szkrabie - mówię do malutkiego Willa i biorę go ostrożnie na ręce, podtrzymując główkę
*********************************************************************************
* 824 Słowa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top