Rozdział 41
Lucille's POV
Prom
Dzisiaj był ten wielki dzień. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że pójdę na własną studniówkę, ale to naprawdę się dzieje. Nałożyłam delikatny makijaż i skończyłam kręcić włosy. Patrzyłam na siebie w lustrze i wyglądałam... inaczej. W sumie to mi się podobało. To było dla mnie coś nowego. Ethan powiedział, że odbierze mnie o 18 i pojedziemy pod salę gdzie odbędzie się cała zabawa. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam po raz ostatni na siebie w lustrze. Zbiegłam na dół. Ethan stał już na ganku. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nadal nie mogłam zrozumieć jakim cudem udało mi się być z tak przystojnym chłopakiem przez ostatnie kilka miesięcy, ale wystarczyło mi to. Zeszłam jeszcze kilka stopni niżej. Zetknęłam się ze wzrokiem mojej mamy, która patrzyła na mnie zawiedziona i znacząco. Na sekundę, zapomniałam o tym co jej wcześniej powiedziałam, ale wróciły z tym jednym spojrzeniem. Mój uśmiech zmalał, ale szybko spojrzałam na Ethana. Złapał mnie za rękę i pocałował delikatnie w policzek.
- Wyglądasz cudownie, jak zwykle - szepnął do mojego ucha. Przeniosłam wzrok na jego boską twarz i uśmiechnęłam się.
Wyjął mały bukiecik z pudełka zawiązując go na mym nadgarstku. Wzięłam rownież pęczek kwiatków przyczepiając go do jego marynarki. Wpatrywaliśmy się w siebie jak byśmy nie widzieli się kilka lat, ale wtedy przypomnieliśmy sobie, że moja mama wciąż tu jest. Odwróciłam się do niej.
- Będę z powrotem przed północą - powiedziałam spokojnie.
- Obiecałaś - powiedziała nonszalancko.
Spojrzałam na nią skruszona, Przytaknęłam i wyszliśmy z domu.
W samochodzie, Splotłam swoją dłoń z dłonią Ethana. Przyglądał się mi z uśmiechem.
- Musimy zapamiętać ten dzisiejszy dzień, huh? -powiedział.
- Musimy - odpowiedziałam.
Dojechaliśmy pod salę i weszliśmy do środka. Z głośników wydobywała się głośna muzyka, a wszyscy bawili się już na parkiecie. Usiedliśmy przy jednym ze stolików.
- Chcesz czegoś do picia? - spytał.
Pokiwałam głową.
- Okej, zostań tutaj, zaraz wracam.
Przytaknęłam, Ethan poszedł do stolika z jedzeniem i napojami.
Rozejrzałam się po sali. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych z tymi wszystkimi dodatkami. To była wyjątkowo magiczna noc, tak jak to zawsze ukazują w filmach.
Z odległości zauważyłam jak Heather na mnie patrzy. Zakładam, że tak jak w filmach, nie może zawsze być idealnie. Heather ruszyła w moją stronę. Szybko odwróciłam wzrok by uniknąć kontaktu wzrokowego.
- Gdzie jest Ethan? - spytała kiedy doszła do mnie.
Zignorowałam ją, jednak nie dała za wygraną i złapała za moje krzesło odwracając mnie do siebie przodem.
- Nigdy nie słuchasz, prawda? Ja kontroluję tą szkołę, nie ty. Powinnaś zostać w tej swojej bańce i nigdy nie angażować się w coś takiego z Ethanem. Ta noc jest zrujnowana, a to wszystko przez ciebie, dziwaku! - syknęła z jadem. Złapała mnie za ramię ściskając je mocno przez co zaczęło mnie to boleć. Odsunęłam się od niej szybko. Posłała mi ostatnie zabójcze spojrzenie i odeszła. Wypuściłam powietrze z ust, nie sądziłam, że tak długo je wstrzymuje. Odwróciłam się w stronę stolika z jedzeniem przy którym stał Ethan, jednak był pogrążony w rozmowie z jednym ze swoich kumpli. Zrobiło mi się gorąco przez sytuację mającą miejsce przed chwilą, więc postanowiłam wyjść na zewnątrz by zaczerpnąć trochę powietrza. Heather zawsze wiedziała jak zrujnować czyjąś noc.
Wyszłam na dwór i zaczerpnęłam świeżego wieczornego powietrza.
- Lucille! - usłyszałam jak ktoś mnie woła.
Odwróciłam się by zobaczyć rysy postaci idącej w moją stronę. Zmrużyłam oczy by zobaczyć dokładnie kto to. Był to Theo.
- Lucille, wszystko w porządku? - spytał zmartwiony.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam.
- Widziałem jak wychodzisz i zmartwiłem się - powiedział.
- Dzięki, ale nic mi nie jest - powiedziałam sucho. Chciałam go minąć, jednak złapał mnie za rękę.
Przysunął się do mnie bliżej. Próbowałam go od siebie odepchnąć.
- Co ty wyprawiasz?
- Bardzo cię lubię, Lucille.
- Theo, puść mnie - powiedziałam w złości.
- Pozwalasz mu robić sobie te wszystkie rzeczy, a ja nawet nie mogę cię pocałować? - poczułam od niego smród alkoholu gdy wypowiadał te słowa.
- Piłeś?! - spytałam. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, jednak był ode mnie wiele silniejszy.
- Nie pozwolisz bym ja cię miał, a jemu pozwalasz? Co jest ze mną nie tak, hm? Dziewczyny zabijają się by znaleźć się tak blisko mnie! - złość wypełniała każdego jego słowo.
- Przestań, Theo! - pisnęłam cicho i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu jakiejś pomocy, ale nikogo tam poza nami nie było.
- Zgwałcił cię! Nie widzisz tego? Owinął sobie ciebie wokół palca, a ty mu na wszystko pozwoliłaś bo jesteś małą suką! - ton jego głosu coraz bardziej mnie przerażał.
Bałam się i byłam zszokowana jego ostrymi słowami, przez co zaczęłam się trząść.
- Przestań... jesteś pijany - powiedziałam frenetycznie.
Tym razem próbował mnie wszędzie dotykać i znowu chciał mnie pocałować.
- Wiesz, że to prawda - kontynuował.
- Przestań! Odsuń się ode mnie! - znów starałam się go od siebie odepchnąć.
- Jesteś dziwką! I zawsze nią już będziesz!
Szarpnął mną, po czym rzucił mnie mocno o ścianę. Uderzyłam w nią głową i opadłam na ziemię. Obraz zaczął mi się zamazywać i poczułam coś mokrego zbierające się na mojej głowie.
Przed tym jak straciłam przytomność, zobaczyłam go odchodzącego z jakąś drugą osobą. Wyglądała jak Heather. Szeptali coś między sobą...
--------------
Czułam jak pulsuje mi głowa. Cholernie bolało. Słyszałam jakieś głosy z oddali. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam tył kobiety oraz mężczyzny. Nadal obraz był nieco rozmazany, a rażące światło powodowało u mnie jeszcze większy ból głowy. W pewnym momencie kobieta się odwróciła, rozpoznałam w niej swoją mamę. Podbiegła do mnie z przerażonym spojrzeniem.
- Obudziłaś się! - wykrzyczała z ulgą i zmartwieniem. Szybko mnie przytuliła. Rozejrzałam się i zauważyłam, że jestem w szpitalu.
- Co się stało? - spytałam, trochę zmieszana.
- Nie pamiętasz? - spytała moja mama zaskoczona. Mogłam zauważyć, że jej policzki były mokre od płaczu. Pokręciłam głową.
- Uderzyłaś głową w ścianę. Pamiętasz jak to się stało?
Usiadłam z pomocą mojej mamy. Próbowałam sobie przypomnieć co się stało, jednak zamiast tego czułam ból. Zacisnęłam oczy. Mama znowu mnie objęła.
- Mówiłam ci, prawda? Dlatego nie chciałam żebyś szła! Bałam się, że coś takiego może się stać! Myślałam, że cię straciłam!- zapłakała trzymając mnie w ramionach. Docisnęłam się do jej piersi bez żadnego słowa. Ethan.
- Gdzie jest Ethan? - coś sobie przypomniałam.
Odsunęła się ode mnie.
- Wciąż się o niego martwisz mimo tego, że jesteś ranna...? - spytała.
- Gdzie on jest? - powtórzyłam pytanie. Pokręciła lekko głową i wskazała na drzwi.
- Mogę się z nim zobaczyć? - spytałam.
- On jest powodem dla którego jesteś ranna, czemu nie możesz tego zauważyć? - powiedziała głośniej, nieco wściekła.
Zignorowałam ją.
- Pozwól mi się z nim zobaczyć... - szepnęłam błagalnie.
Spojrzała na mnie zawiedziona.
- Ostatni raz... Wyjeżdżamy do Nowego Jorku jak tylko wyzdrowiejesz!
Poczułam ukłucie bólu w całym ciele. Chciałam spędzić z nim przynajmniej te ostatnie kilka dni. Jak mogła pozwolić tak szybko na nasz wyjazd?
- Co...? - kilka łez spłynęło po moich polikach - O-o czym ty mówisz?
- Zadzwoniłam do szkoły by pozwolili ci ukończyć szkołę wcześniej z twoimi obecną sytuacją, zgodzili się. Zarezerwowałam nam wczoraj bilety na lot do Nowego Jorku gdy chorobliwie się martwiłam kiedy się obudzisz - wyjaśniła.
Pokręciłam głową w niedowierzaniu - Powiedziałam, że i tak z nim zerwę, mamo. Pozwoliłaś mi mieć te ostatnie kilka tygodni z nim. Dlaczego każesz mi teraz wyjechać wcześniej? - zapłakałam.
- Nie widzisz? Jesteś w szpitalu! RANNA, jeśli mam dodać. Lucille, obudź się! Wiem, że zraniłaś się w głowę i to jest powód, dla którego nie mogę znieść widoku rannej ciebie już nigdy więcej. Jak myślisz, co może się stać pózniej? Nie chcę sobie nawet tego wyobrazić! - wykłócała się.
- Mamo, proszę... pozwól mi... - powiedziałam błagalnie.
- Lepiej się pożegnaj - odpowiedziała.
- Nie możesz... - Kontynuowałam.
Nawet mnie nie słuchała, a zamiast tego wyszła z pomieszczenia.
Kilka samotnych łez spłynęło po mojej twarzy gdy Ethan przybiegł i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
Ethan's POV
Powrót do studniówki
Po tym jak poszedłem po napoje dla mnie i dla Lucille, nie mogłem jej znaleźć. Rozejrzałem się w miejscu gdzie ją wcześniej zostawiłem, ale nie było jej nigdzie na sali. Wtedy zauważyłem Heather i Theo wracających z patio. Podszedłem do nich.
- Gdzie jest Lucille? - spytałem.
Heather spojrzała nerwowo na Theo, a ten spojrzał na mnie.
- O czym ty mówisz? Nie jest ona przypadkiem twoją dziewczyną? Skąd mielibyśmy wiedzieć? - spytała Heather. Widziałem, że kłamała. Słyszałem to w jej głosie.
- Gdzie ona jest? - spytałem podirytowany. Theo posłał mi przelotny uśmieszek.
- Jest tam gdzie powinna być, na brudnej ziemi - wyszeptał to ostatnie. Złapałem go w złości za szyje.
- Co do kurwy nędzy jej zrobiłeś?
- Cóż, powiedzmy, że zrobiłem co miałem zrobić - powiedział w pół uśmiechu. Nawet nie chciałem myśleć o tym co zrobił, więc uderzyłem go z pieści w twarz. Opadł na ziemie, a wszyscy odwrócili się w naszą stronę. Heather podbiegła do niego.
- Dupek! Przysięgam, że jeśli cokolwiek się jej stało... - krzyknąłem na niego, po czym pobiegłem szukać Lucille. Szukałem jej, ale nie musiałem zajść daleko by ją znaleźć... leżała na zimnym betonie, a krew sączyła się z jej głowy.
- Lucille... Lucille! - wykrzyczałem biegnąc w jej stronę, opadłem przy niej na kolana i zacząłem tamować krwawienie - Niech ktoś mi pomoże! Pomocy! - Krzyknąłem z całej siły - Zostań ze mną skarbie, zostań ze mną - zapłakałem trzymając ją w ramionach - Proszę, zostań ze mną... - szepnąłem. Nauczyciele i inni uczniowie wybiegli do nas i ktoś zadzwonił pod 911. Nie musieliśmy czekać długo na ambulans. Zabrali ją, a ja siedziałem obok trzymając ją całą drogę za rękę. Na miejscu, lekarze zabrali ją na operację, a chwilę pózniej była w szpitalu też jej mama. Nienawidziła mnie. Mogłem to zobaczyć w jej oczach. O mało co jej nie straciła przez moje głupie akcje. Po operacji przewieźli ją na salę. Mama Lucille pewnie nie pozwoli mi się z nią zobaczyć. Odgrodziła mnie od jej pokoju, ale nie mogłem stamtąd odejść. Musiałem się upewnić na własne oczy, że nic jej nie jest. Czekałem na zewnątrz i miałem nadzieję, że pozwoli mi ją zobaczyć chociaż przez chwilę. Nieważne jak długo będę musiał czekać.
Byłem zmęczony i czekałem przed salą. Musiał minąć już cały dzień od operacji, a Lucille dalej się nie obudziła. Nie poszedłem do domu. Nie mogłem, wiedząc, że jeszcze się nie obudziła. Byłem bliski uśnięciu na fotelu gdy jej mama wyszła z sali. Jeszcze nigdy w życiu nie wstałem tak szybko. Podeszła do mnie.
- Obudziła się - powiedziała wymęczona. Przez moją twarz przebiegł cień ulgi, ale nie powiedziałem nic, wiedziałem, że raczej nie chce bym zobaczył się z jej córką.
- Chce się z tobą zobaczyć - powiedziała i kiwnęła głową w stronę drzwi.
Zszokowany i uradowany pobiegłem do jej pokoju.
Lucille's POV
Ethan odsunął się na wyciągnięcie rąk i przyglądał się mi. Widziałam smutek w jego oczach.
- Wszystko w porządku? - spytał skruszony.
- Jest okej... - Przytaknęłam.
Przytulił mnie znowu.
- Przepraszam... tak bardzo przepraszam - szepnął z gulą w gardle.
Odsunęłam się od niego kręcąc głową.
- Nie... dlaczego? Nic złego nie zrobiłeś - pocieszyłam go.
Potrząsnął głową.
- Nie... Nie powinienem cię zostawiać. Powinienem się domyśleć, że mogą zrobić coś okropnego...
Położyłam dłonie na jego policzkach i oparłam czoło o jego.
- Nic mi nie jest... nic nam nie jest - powiedziałam mu. Ale tak naprawdę ze mną nie było okej. Byłam przerażona. Przerażona, że mój czas z nim dobiega końca... Bałam się, że nie zdążę zapamiętać jego pięknej twarzy. Albo cieszyć się z jego pocałunków już nigdy więcej.
- Zabije ich. Przysięgam. Za to, że cię zranili - powiedział wściekły.
- Nie, wciąż cię potrzebuje - powiedziałam i spojrzałam mu głęboko w oczy - Kto będzie mnie całować jeśli nie ty? Albo oglądać odbijające się fale o brzeg? I z kim będę się sprzeczać, hm? - powiedziałam żartobliwie, ale w środku wiedziałam, że to będzie już niemożliwe. Kochałam go, dlatego musiałam odejść.
Zachichotał. Posłałam mu smutny uśmiech.
- Żałuje, że nie przyszedłem na czas, przed tym jak cię skrzywdzili... - kontynuował.
- Byłeś na czas... idealnie by mnie uratować, tak jak za pierwszym razem gdy mnie uratowałeś. Jestem szczęściarą, hm? - powiedziałam przypominając sobie tamten dzień.
- Zgłosiłem Theo i Heather do dyrektora. Już więcej nie będą mogli cię skrzywdzić. Obronię cię. Nie pozwolę by to się powtórzyło. Nie pozwolę nikomu położyć na tobie palca. Obiecuje - odpowiedział. Podsunęłam się i pocałowałam go w usta.
- Zachowaj dla mnie tą obietnicę - wymamrotałam.
- Hmm? - odsunął się zmieszany.
Pokręciłam głową i Zaśmiałam się cicho.
- Mógłbyś coś dla mnie jeszcze zrobić? - spytałam.
- Wszystko co zechcesz - odpowiedział.
- Nie zatańczyliśmy razem na studniówce... a naprawdę chciałam z tobą zatańczyć - powiedziałam.
Uśmiechnął się.
- Zaczekaj! - odsunął się zamykając drzwi od sali i zgasił światło. Wyciągnął telefon kładąc go na łóżku.
- Możesz wstać? - spytał łapiąc mnie za rękę.
Pokiwałam głową i z jego pomocą wstałam z łóżka.
Puścił jakąś muzykę z telefonu i przyciągnął mnie w swoje ramiona. Ułożyłam dłoń na jego piersi obejmując go mocno. Poruszaliśmy się powoli, krok po kroku w rytm muzyki.
- Dziękuje za uratowanie mnie tego dnia... - szepnęłam w jego tors.
- Szkoda, że nie byłem odważny wcześniej by mieć cię dla siebie dłużej... - powiedział.
- Nie, teraz jest idealnie... - szepnęłam.
- Kocham Cię, Lucille James - powiedział. Jeszcze bardziej się zasmuciłam.
- Ja Ciebie też kocham, Ethanie Collinsie - odpowiedziałam. Zarzuciłam ręce na jego szyję i złączyłam nasze usta w ostatni pocałunek.
...i żegnaj.
________________________________
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Wiem, że rozdział miał być wcześniej No, ale nie dałam rady. Więc zebrałam się w końcu i go wstawiam po długiej nieobecności.
Słuchajcie, jest to przedostatni rozdział 😭
W tym tygodniu kończymy naszą przygodę z tą książką...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top