Rozdział 39

Lucille's POV

Dwa tygodnie pózniej

- Luce, dostałaś list! - powiedziała moja mama w sobotę rano.

Wręczyła mi wielką kopertę i ogromnym napisem na środku: OFICJALNY DOKUMENT Z UNIWERSYTETU W NOWYM JORKU.

Szybko rozerwałam górę koperty by zobaczyć co jest w środku.

- Szanowna Panno Lucille James, z ogromną przyjemnością informujemy, że... - przeczytałam list. To ja powinnam być zachwycona. Podekscytowana. Uradowana. To było moje marzenie, ale teraz czułam zle emocje pałętające się w moim sercu.

Żaden uśmiech nie pojawił się na moich ustach.

- Co to takiego Luce? - spojrzała mi przez ramię - O mój Boże, O mój Boże. Luce! Jestem z ciebie taka dumna - ścisnęła moje ramię. Nic nie odpowiedziałam.

- Luce, o co chodzi?

Odwróciłam się do niej i posłałam jej nerwowy uśmiech. Pokręciłam lekko głową.

- O nic. Po prostu jestem... zaskoczona.

- Nie bądź kochanie. Zasłużyłaś na to bardziej niż ktokolwiek inny! - przytuliła mnie. Czułam się zagubiona. Moje serce kłóciło się same ze sobą.

Schowałam list z powrotem do koperty i zamknęłam ją.

Miałam skupić się dzisiaj na kupieniu sukienki na bal, ale teraz miałam więcej zmartwień na głowie. Jak powiem o tym Ethanowi? Czy w ogóle mu powiem?

- Mamo, zostaje dzisiaj dłużej w pracy... - skłamałam. Jeśli powiedziałabym mamie, że idę na bal to zaczęłaby wypytywać o to z kim idę, a nie mogę jej powiedzieć, że tą osobą jest Ethan.

- Znowu? Naprawdę muszą cię lubić za to, że tam siedzisz, skoro wracasz ostatnio tak późno - powiedziała moja mama.

- Mhm. Kochają mnie, a poza tym potrzebuje teraz tych nadgodzin - zażartowałam odkładając kopertę.

- Okej, okej - powiedziała - zadzwoń...

- ... Jeśli będę czegoś potrzebowała. Wiem - ucięłam jej.

- Dobrze - pocałowała mnie w czubek głowy - Jeszcze raz gratuluję, Luce. Jestem z ciebie dumna.

Odwzajemniłam uśmiech. Wrzuciłam list z przyjęciem do Uniwersytetu do torby i ruszyłam do kawiarni. Po pracy, wybrałam się do centrum handlowego by poszukać sukienki na bal. Szczerze, nie byłam w tym dobra, No wiecie, zakupach, więc ciężko było znaleźć mi odpowiednią sukienkę. Napisałam do April o pomoc.

Nasza konwersacja przeszła tak:
L: Pomóż mi!
A: Coś się stało?
L: Nie mogę znaleźć sukienki na bal. Co powinnam kupić?
A: Okej, uspokój się. Wyślij mi zdjęcia sukienek, które sądzisz, że będą dobre na zabawę.
Wysłałam jej zdjęcie podłogi.
L: Nie mam żadnej, bo nie wiem jaka byłaby odpowiednia.
A: Okej, okej.
L: ;(
A: Kiedy jest bal?
L: Za dwa tygodnie.
A: Zaufaj mi.
L: Co?
A: Po prostu mi zaufaj. Czekaj na paczkę, która będzie za trzy dni.
L: Że co?!
A: Kocham cię. Zadzwonię do ciebie za trzy dni.
L: April!

Czekałam 5 minut ale nie dostałam już żadnej odpowiedzi. Zignorowała mnie. Po chwili zadzwonił do mnie Ethan. Uśmiechnęłam się i odebrałam.

- Halo?

- Hej, gdzie jesteś? - spytał.

- Uh... - Zawahałam się z odpowiedzią. Nie chciałam żeby wiedział, że wybrałam się na polowanie sukni.

- Przed tym jak skłamiesz, ale sugeruję żebyś tego nie zrobiła, Lucille. Jesteś moja. Wiem kiedy kłamiesz - powiedział pewny siebie.

Moje policzki przybrały kolor purpury i Przygryzłam lekko wargę.

- Dobra... - poddałam się.

Zaśmiał się cicho - więc gdzie jesteś?

Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam niepewnie - w centrum handlowym...

- Więc dlaczego nie mogłaś mi tego powiedzieć? Zdradzasz mnie? - zażartował.

Wyszczerzyłam się.

- Lepiej sam to sprawdź - powiedziałam żartobliwie.

- Będę tam za 20 minut - powiedział, po czym się rozłączył.

Chodziłam po całym centrum czekając na niego. Gdy sobie tak chodziłam, zauważyłam Theo w jednym ze sklepów, zatrzymałam się, ale odeszłam szybko zanim by mnie zauważył, ale za późno. Odwróciłam się by zobaczyć to, że on mnie też zauważył. Zaczął iść w moją stronę przepychając się przez ludzi. Przyspieszyłam, prawie biegnąc by znaleźć się najdalej od niego.  Odwróciłam się znowu by zobaczyć czy nadal tam jest, ale zniknął. Nagle, wpadłam na kogoś co mnie wystraszyło. Odsunęłam się o krok zaskoczona i zobaczyłam Ethana. Moje zmartwienie przerodziło się w ulgę. Za to jego uśmiech, przeobraził się w zmartwione spojrzenie.

- Woah, wszystko w porządku?

Odwróciłam się by zobaczyć czy Theo oby na pewno już nie ma. Spojrzałam z powrotem na Ethana i Kiwnęłam głową. Wziął moją twarz w dłonie.

- Co się stało? Dlaczego wyglądasz na spanikowaną? - spytał rozglądając się dookoła. Potrząsnęłam głową.

- To nic takiego. Teraz jest okej z tobą obok - uśmiechnęłam się do niego.

Nie wyglądał na przekonanego ale kiwnął głową i pocałował mnie w czoło.

- Więc co robisz w centrum handlowym? - spytał gdy się przechadzaliśmy po korytarzach.

Udawałam, że go nie słyszę.

- Luce... - zatrzymał się.

Unikałam kontaktu wzrokowego. Uniósł moją brodę bym na niego spojrzała.

- Więc zgaduje, że naprawdę mnie zdradzasz? - powiedział żartobliwie. Uniosłam brew i spojrzałam na niego udając, że jestem zła.

- Naprawdę myślisz żebym to zrobiła? - spytała.

- Tylko żartuję - zaśmiał się cicho i przyciągnął mnie do siebie by mnie przytulić - Więc powiedz mi...

Spojrzał na mnie oczami kota ze shreka. Nie mogłam powiedzieć nie. Westchnęłam i odwróciłam wzrok.

- Ja... - Zawahałam się.

- Hm? - uniósł wysoko brwi.

- Szukałam sukni na bal - powiedziałam cicho.

- Co? Nie słyszę cię - powiedział.

- Szukałam sukni na bal - powtórzyłam nieco głośniej.

- Wciąż cię nie słyszę.

- Szukałam sukni na bal! - krzyknęłam. Ludzie odwrócili się patrząc w naszą stronę, a Ethan zaczął się śmiać.

Moje policzki się zaróżowiły w zażenowaniu. Uderzyłam go lekko w tors.

- Nie śmiej się! - Jęknęłam.

- Nie śmieję! - powiedział, ale nadal się śmiał.

- Ethan! - powiedziałam.

- Dlaczego byłaś taka zawstydzona by to powiedzieć? To normalne, że wspaniała dziewczyna idzie na poszukiwanie sukni, specjalnie na bal.

- Ponieważ nigdy tego nie robiłam - powiedziałam cicho i spojrzałam w dół - Nie jestem jak inne dziewczyny, które chodzą non stop na zakupy. Po prostu noszę to co mam.

Ethan uśmiechnął się i mnie przytulił.

- Nawet, jeśli założysz dżinsy i zwykły t-shirt, wciąż będziesz dla mnie najpiękniejszą dziewczyną - szepnął do mojego ucha.

Uśmiechnęłam się, czują się lepiej od tych słów.

Odsunęłam się.

- Naprawdę? - spytałam.

Przytaknął - Nawet za dobrze by pokazywać się ze mną.

Pokręciłam głową - nigdy - powiedziałam. Schylił się by mnie pocałować. Szwendaliśmy się jakiś czas po centrum, po czym musieliśmy wracać do domu.

Wsiadłam do jego samochodu i Obkręciłam się by złapać za pas.

- Oficjalny Dokument z Uniwersytetu w Nowym Jorku - powiedział nagle.

Odwróciłam się do niego szybko puszczając pas. Ethan trzymał kopertę z listem przyjęcia do uczelni w środku.

Spojrzałam na niego lekko zdenerwowana. Przyglądał się temu. Szybko zabrałam z jego rąk kopertę.

- Co to? - spytał ze smutkiem w głosie.

- To nic takiego - powiedziałam. By uniknąć kontaktu wzrokowego, znowu sięgnęłam po pas. Zapięłam się i schowałam kopertę do torebki, ale on znowu ją wyciągnął.

- Co ty robisz? - krzyknęłam. Jednak, mój ton głos nic nie zmienił. Otworzył kopertę i wyciągnął list.

- Szanowna Panno Lucille James, z ogromną przyjemnością informujemy, że... - przeczytał na głos to, co ja przeczytałam dzisiaj rano.

Próbowałam mu to odebrać, ale odwrócił się w drugą stronę by móc przeczytać do końca.

- Oddaj to! - krzyknęłam sfrustrowana.

Spojrzał na mnie po chwili.

- Przyjęli cię? - spytał smutno.

Wpatrywałam się w niego.

- Kiedy się dowiedziałaś? - kontynuował.

- Dzisiaj rano... - szepnęłam.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - brzmiał na lekko zdenerwowanego.

- J- ja chciałam, ale...

Miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam co mam powiedzieć.

Westchnął i spojrzał przez okno.

- Sądziłaś, że nie będę się cieszył?

- To nie tak...

- Właśnie tak jest. Naprawdę myślisz, że jestem takim samolubnym dupkiem, któremu nawet nie mogłabyś tego powiedzieć. Próbowałem udowodnić ci, że nie jestem nim, ale wciąż tak myślisz, prawda? - powiedział.

- To nie tak, naprawdę....

- Więc w takim razie, jak?

- Nie chciałam zrujnować tych kilku tygodniu, które zostały nam razem - powiedziałam nerwowo.

- Co masz przez to na myśli?

Westchnęłam - Nie chcę teraz o tym rozmawiać.

- Ale ja chcę.

- To nic nie znaczy. Możemy po prostu wrócić do domu?! - Krzyknęłam sfrustrowana tą naszą kłótnią.

Wypuścił urywane powietrze z ust i odpalił silnik. Całą drogę przebyliśmy w ciszy. Gdy dojechaliśmy pod mój dom, zerknęłam na niego spod byka. Jednak on patrzył przez okno. Nic nie powiedziałam i wyszłam z auta.

- Cieszę się twoim szczęściem - powiedział Ethan przed tym, jak zamknęłam drzwi. Spojrzałam na niego przez uchyloną szybę - to właśnie byś usłyszała dzisiaj rano... - powiedział, po czym odjechał.

________________________________

Uprzedzam pytanie:
Następny rozdział już w weekend!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top