Rozdział 38

Lucille's POV

Siedzieliśmy na placu zabaw w pobliskim parku. Oboje nie mogliśmy wrócić jeszcze do domu. Nasi rodzice prawdopodobnie nie wypuścili by nas znowu bo wiedzieliby, że się ze sobą spotkamy.

- Więc nie powiedziałaś mi co zrobiła Heather - powiedział Ethan. Unikałam kontaktu wzrokowego. Rysowałam niewidzialne kółeczka palcem na jego dłoni.

- Lucille... - Ethan uniósł moją twarz bym na niego spojrzała.

- To była babska sprzeczka z lekkim policzkowaniem. Nic takiego - wróciłam wzrokiem szybko na jego dłoń.

- Boli cię coś? - sprawdzał moje ramiona i twarz.

Zaśmiałam się.

- Trochę za późno na to, ale jest okej...

Odwróciłam jego dłonie by ujrzeć knykcie, były małe rozcięcia na jednej z nich.

- A u ciebie jest okej - powiedziałam zawiedziona - obiecałeś, że już więcej nie będziesz uderzać w ściany.

Ethan odsunął dłonie i schował je za plecami.

- Ethan - wybłagałam.

- Po prostu się stało.

Złapałam go za policzki i Cmoknęłam go w usta. Położył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie bym usiadła na jego kolanach. Całowałam go po jego szczęce, szyi, wracając z powrotem do jego ucha. Ścisnął lekko moje biodra.

- Nie pozwól by to znowu się stało - szepnęłam mu do ucha.

Zachichotał i uśmiechnął się.

- Oczywiście, moja kochana - powiedział. Pchnął mnie tak, że wylądowałam na plecach na trawie. Docisnął się do mnie składając pocałunki na moim ciele. Zaczynając od ust, kończąc na pępku. Wsunęłam dłonie w jego włosy czerpiąc przyjemność z pocałunków. Podsunął moją koszulkę i poczułam chłodny wiatr na ciele. Było przyjemnie. Miły wiaterek i pocałunki Ethana. Skończyło się za szybko, gdy mój telefon zaczął dzwonić.

Sięgnęłam po telefon by sprawdzić kto to, moja mama. Powiedziałam Ethanowi by przestał i usiadłam szybko.

- Hej Mamo!

- Gdzie jesteś skarbie? Już późno.

- Kończę pracę w kawiarni. Będę wkrótce w domu.

- Dobrze, pośpiesz się, proszę!

- Okej Mamo, widzimy się niedługo! - rozłączyłam się. Spojrzałam na Ethana, który wstrzymuje powietrze. Oboje się zaśmialiśmy. Wstał wyciągając rękę w moją stronę. Podniosłam się splatając nasze palce.

- Czy już czas wracać? - spytał zawiedziony.

Przytaknęłam. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam go - Na szczęście nie jest to pożegnanie, bardziej, zobaczymy się pózniej...

Schylił się by mnie pocałować - Masz rację - powiedział ze smutnym uśmiechem.

- Chodźmy kapitanie! - zażartowałam. Wróciliśmy do samochodu i odwiózł mnie pod dom.

- Kto cię przywiózł? Słyszałam samochód... - spytała mama gdy weszłam do środka.

Zawahałam się, ale odpowiedziałam po chwili - koleżanka z pracy. Jechała akurat w tą samą stronę.

Spojrzała na mnie podejrzanie.

- Luce!

Czyżby zauważyła, że kłamię?

- Tak?

- Idź się wykąpać! Śmierdzisz - zaśmiała się.

Zaśmiałam się dziwnie, ale i odetchnęłam z ulgą, że mi uwierzyła. Pobiegłam na górę by wziąć prysznic.

Gdy wyszłam z łazienki, dostałam wiadomość od Ethana.

Od Ethan:
Wciąż seksowna!

Zachichotałam i odpisałam.

Do Ethan:
O czym mówisz?

Odpisał po chwili.

Od Ethan:

O tobie. Odwróć się.

Odwróciłam się i krzyknęłam. Szybko zasłoniłam usta dłonią. Ethan stał przede mną w moim pokoju. Po chwili, Ethan leżał na ziemi zwijając się ze śmiechu.

Uklęknęłam przy nim, trzymając ciasno ręcznik na piersi, i uderzyłam go w pierś.

- Zwariowałeś? - syknęłam cicho.

Jego, jednak, mało to interesowało i dalej śmiał się histerycznie.

- Ethan! Wstawaj! Jeśli moja mama cię teraz zobaczy, to oboje będziemy martwi! - krzyknęłam ściszonym głosem.

W końcu się podniósł.

- Szkoda, że nie widziałaś swojej miny! - powiedział.

- A jak sądzisz? Przez okno, tak jak za każdym razem gdy się wkradałem.

- Musisz iść. Moja mama cię zabije, jeśli cię tu zobaczy - trzymałam się swojego, próbując pchnąć go w stronę okna.

Oczywiście, nie słuchał mnie i zamiast tego podniósł mnie.

- Dlaczego miałbym wyjść kiedy moja dziewczyna wygląda tak seksownie w samym ręczniku?

- Ethan! - pisnęłam bijąc go by mnie postawił. Obcałował moją szyję.

- Zapomniałem wcześniej zostawić pamiątkę. Skąd inny faceci będą wiedzieć, że jesteś tylko moja, hm?

Zachichotałam wsuwając dłonie w jego włosy. Nieważne jak bardzo się starałam, nigdy nie mogłam postawić na swoich. Albo, głęboko w sercu nie chciałam by mnie zostawiał.

- Zaczekaj - powiedziałam.

Odsunął się lekko patrząc na mnie jak zagubiony szczeniaczek.

- Musimy zamknąć drzwi - powiedziałam kiwając w stronę drzwi do pokoju.

Przytrzymał mnie za pośladki gdy go obejmowałam, tak bym nie spadła. Podszedł do drzwi zamykając je na klucz.

- W końcu! - odetchnął z ulgą niosąc mnie do łóżka. Położył mnie i pocałował. Jednak zaczęłam się śmiać.

- Co? - spytał chłodno.

Pokręciłam głową kładąc dłonie na jego polikach.

- Nic takiego - odpowiedziałam patrząc na tą cudowną personę.

- Dobrze, poprzeszkadzajmy sąsiadom? - powiedział całując moją szyję.

Ethan usnął, gdy ja leżałam wtulona w jego ramionach, ale ja nie mogłam spać. Wróciłam myślami do tego co powiedział wcześniej. Jego ojciec nie będzie go wspierać, dopóki nie zerwie ze mną. Co by było gdyby Ethan nie uratował mnie tamtego wieczoru? Czy leżałabym właśnie w jego ramionach? Czy cierpiałby tak bardzo, tylko by uzyskać stypendium? Spojrzałam na jego śpiącą twarz. Wydawała się taka spokojna. Ale tylko gdy się obudzi, czeka na niego tylko stres. Najlepszą decyzją będzie zostawienie go? Chciałabym być kimś, przez kogo nie musiałby cierpieć bo chce być z tą osobą w związku. Cmoknęłam go w usta i wtuliłam się bardziej w jego nagi tors. Czemu nie może być to po prostu zły sen? Bardzo długo trwający zły sen...

Rano, obudziłam się w pustym łóżku.

Ethan zostawił wiadomość.

Widzimy się niedługo piękna. Dzisiaj nie opuszczę zajęć.

Uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka by się przygotować. Gdy dotarłam do szkoły, podeszłam od razu do szafki. Wtedy poczułam parę męskich ramion owijających mnie w talii, oraz pocałunek na głowie.

- Chryste, wyglądasz seksownie nawet w ubraniach.

Wtuliłam się w jego tors i odchyliłam głowę by zobaczyć swojego przystojnego mężczyznę.

- Też nie wyglądasz źle - zażartowałam.

- Ciężka do zdobycia, podoba mi się - powiedział, po czym pocałował mnie w usta. Odwróciłam się do niego zarzucając mu ręce na szyje. Pocałowałam go znowu. Poczułam na sobie zimne spojrzenie. Odwróciłam głowę, by zobaczyć, że pochodzi ono od Heather. Przeszły mnie ciarki od tego co stało się poprzedniego dnia.

- Hej, ignoruj ją. Patrz tylko na mnie, okej? - powiedział Ethan.

Przytaknęłam posyłając mu delikatny uśmiech. Pogłaskał kciukami moje poliki.

- Więc odbiorę cię dzisiaj po pracy, okej? Mam trening podczas twojej zmiany więc pojadę po ciebie od razu gdy skończę, zgoda?

Pokiwałam głową - zgoda.

Dzwonek na lekcji zadzwonił i ruszyliśmy do klasy.

W pracy

Minęły dwie godziny odkąd zaczęłam swoją zmianę.

- Lucille! Masz gościa! - krzyknęła menadżerka gdy sprzątałam stolik po poprzednich gościach.

- Idę! - odpowiedział. Czyżby Ethan przyszedł wcześniej mnie odebrać? Skończyłam wycierać blat i odwróciłam się by zobaczyć kto to. To nie był Ethan, ale mężczyzna bardzo do niego podobny. Było to... jego tata.

Podeszłam do niego bliżej.

- Dzień Dobry panie Collins. Stolik dla pana?

- Możemy porozmawiać? - spytał ozięble.

- Um... - Zawahałam się nerwowo - wciąż pracuje. Może porozmawiamy innym razem?

- O której zaczyna się twoja przerwa? - powiedział oschle.

- Za 10 minut... - powiedziałam bawiąc się swoimi dłońmi.

- Idealnie. Poczekam aż będziesz miała przerwę - powiedział i poszedł usiąść przy stoliku.

10 minut pózniej

- O czym chcę pan ze mną rozmawiać, panie Collins?

- Jesteś zdolną młodą damą panno James. Twoja mama dobrze cię wychowała.

- Dziękuję - powiedziałam podejrzanie. Nie wiedziałam za bardzo co poczuć. Wdzięczność? Jednak czułam się bardziej wystraszona... zaniepokojona.

- Dlatego tutaj jestem. Mój syn również jest zdolnym młodym mężczyzną ze świetlaną przyszłością.

- Przepraszam, ale chyba nie wiem co chce mi pan przez to powiedzieć.

- Odkąd był małym dzieckiem, jego marzeniem było granie w baseball i dostanie się do pierwszej ligi w college'u swoich marzeń. Chcę grać z największymi gwiazdami, a twierdzi, że się zakochał. Myśli, że potrafi sobie beze mnie, bo ma ciebie. Jednak prawda jest taka, że sobie nie poradzi. Wy, dzieciaki, nawet nie wiecie co to prawdziwa miłość, ale dyskutujecie o tym. Wyglądał na zakochanego w Heather, jednak zobacz co się stało, gdy ty się pojawiłaś. O czym mówię? Mówię o tym, że mój syn ma o wiele więcej do zaoferowania i uzyskania., ale nie może tego zrobić z tobą u boku. Więc błagam cię. Jeśli potrzebujesz pieniędzy, będę szczęśliwy ci je dając. Cokolwiek to jest, po prostu poproś, a ja to zrobię. Jedyne o co cię proszę, jakom jego ojciec, byś dała mu odejść - kontynuował.

Zaniemówiłam. Czy on naprawdę przyszedł tutaj tylko po to, by prosić mnie bym zerwała z Ethanem?

- J-ja... - wyjąkałam. Nie wiedziałam co powiedzieć.

- Nie wspominałaś wcześniej, że chciałabyś iść  do New York University? Zerwij z nim i jedź. Nie pozwól mu ściągać siebie na dół. Wy dzieci, macie świetlaną przyszłość przed sobą. Związki jedynie będą was spowalniały. Tutaj jest czek. Wpisz jakąkolwiek sumę chcesz, załatwię ją. Dasz Ethanowi odejść, prawda, panno James? - położył czek przede mną.

Wpatrywałam się w kawałek papieru. Harowałam jak wół by zdobyć wystarczającą ilość pieniędzy, a on tak po prostu oferuje mi czek? Bogaci ludzie to zupełnie inna strefa, prawda? Ethan definitywnie nie był jego synem. Nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Prychnęłam.

- Panie Collins, sądzę, że jest pan w błędzie.  Ethan poradzi sobie, bez pana. Radził i będzie radzić. Jak pan powiedział, Ethan jest młodym mężczyzną ze świetlaną przyszłością. Wierzę, że zdobędzie to co będzie chciał z pana wsparciem czy bez. Ale nie sądzi pan, że jeśli się z nim nawet nie zgadza to powinien go wspierać jako ojciec? Ethan kocha pana całym sercem. Mówi cały czas o wspomnieniach z dzieciństwa z panem, więc proszę, niech pan nie pozwoli mu się znienawidzić. Błagam pana. Już wystarczająco przeszedł - odsunęłam czek w jego stronę - Proszę zabrać czek z powrotem. Nigdy nie zniżyłabym się do takiego poziomu.

Zaśmiał się cicho.

- Jesteś odważna. Teraz widzę dlaczego Ethan twierdzi, że jest w tobie zakochany. Ale zostawię czek na wszelki wypadek. Poinformuj mnie o swojej decyzji. I, proszę, zrób mi przysługę i nie mów nic Ethanowi o tej konwersacji - Pan Collins wstał i wyszedł. Patrzyłam się pusto w czek. Wzięłam go i porwałam. Wypuściłam powietrze z ust, które dość długo wstrzymywałam. Nie wierzę, że powiedziałam to wszystko do ojca Ethana. Wstałam i wróciłam do pracy.

O 18:30 czekałam na Ethana przed kawiarnią. Była 19:00 gdy w końcu przyjechał.

- Przepraszam za spóźnienie - powiedział podając mi kask - Trener mnie przytrzymał.

- Jest okej - posłałam mu lekki uśmiech.

- Jedźmy! - wsiadłam na motor owijając go mocno ramionami w pasie.

Podjechaliśmy do pobliskiej plaży. Leżałam w jego ramionach gdy siedzieliśmy na piasku słuchając szumu fal.

- Ethan...

- Tak?

- Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?

- Grając w baseball w pierwszej lidze i... obok ciebie - powiedział zerkając w dół na mnie z uśmiechem.

Odwzajemniłam uśmiech.

- A ty? - spytał.

- Nie jestem jeszcze pewna, ale pewne jest to...że... chcę być... obok... - Ethan wpatrywał się we mnie zniecierpliwiony.

- Zaca Efrona! - wyszczerzyłam się szeroko.

Spojrzał na mnie niedowierzając.

Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem.

- Powinieneś zobaczyć teraz swoją minę!

Zaśmiał się cicho, kręcąc głową.

- Odgrywam się za wczoraj! - cały czas się śmiałam.

- Zaraz dostaniesz - powiedział. Widziałam, że nie żartował.

Wstałam i zaczęłam uciekać.

- Kto ci powiedział, że możesz być z Zaciem Efronem? Jesteś moja, zapamiętaj to Lucille James - powiedział udając głos szatana.

- Udowodnij to - przystanęłam z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Sama tego chcesz - podszedł do mnie bliżej, ale ja rzuciłam się pędem. Ruszył za mną. Z moimi krótkimi nóżkami, nie pobiegłam za daleko i żeby jeszcze pogorszyć sytuację, potknęłam się o wystającą gałąź i upadłam. Ethan też się potknął lądując na mnie.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy i przyglądałam się jego przystrojonej twarzy.

Odgarnął moje włosy i złożył pocałunek na czole. Pochylił się do mojego ucha i szepnął - Nie pozbędziesz się mnie.

Przymknęłam oczy pozwalając by te kilka słów rozbrzmiewało w mojej głowie. Słyszeć je znowu było jak deja vu.

Powoli, poczułam jak Ethan wsuwa dłonie pod moje ciało i podnosi mnie jak pannę młodą. Otworzyłam oczy.

- Co robisz? - spytałam zaskoczona.

- Zaraz zobaczysz... - uśmiechnął się tajemniczo.

Zaniósł mnie do jednego z domków dla ratowników.

- Co my tu robimy Ethan? - Zachichotałam.

- Po prostu zamknij oczy, okej?

- Co strasznego masz w planach? - zażartowałam.

- Zamknij oczy - zaśmiał się cicho.

- Dobrze już dobrze - zamknęłam je.

Usłyszałam jak otwiera drzwi.

- Okej, możesz je teraz otworzyć.

Powoli otworzyłam oczy i przyzwyczaiłam do światła.

Zasłoniłam szybko usta dłonią.

- Ethan... na co to wszystko?

Postawił mnie na podłodze, ale złapał za biodra od tyłu - Dla ciebie... - powiedział blisko mojego ucha.

Przyjrzałam się wszystkiemu bliżej w szoku. Leżała tam plażowa mata z koszykiem piknikowym. Obok na talerzyku leżały truskawki w czekoladzie, butelka szampana, oraz dwa kieliszki. Były też świece wokół maty. Po środku jej znajdowały się płatki róż ułożone w napis...

P...R...O...M...?

Odwróciłam się do niego z otwartymi ustami.

- Lucille James, czy uczynisz mi ten zaszczyt i pójdziesz ze mną na bal? - spytał klęcząc przede mną.

Uśmiechałam się od ucha do ucha.

- Trener wcale cię nie przytrzymał, prawda?

Zagryzł wargę.

- Mówiłem tak? - udawał, że tego nie wie. Podeszłam bliżej z uśmiechem.

- Więc czy ty, dziewczyno ze średnią 4.3, pozwolisz by gracz baseballa zabrał cię na bal? - powtórzył.

Nic nie powiedziałam, w zamian tego wzięłam jego twarz w dłonie kiwając szybko głową. Jego uśmiech się poszerzył, tak samo jak mój! Wskoczyłam w jego ramionach i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam. Podniósł mnie z ziemi.

- Dzięki Bogu - powiedział na jednym wdechu - Bałem się, że mi odmówisz.

Odsunęłam się całując go mocno.

- Dlaczego? Od kiedy ten wielki Ethan musi pytać? - zażartowałam. Zaśmiał się znowu muskając moje usta.

----

Ethan leżał z głową na moich kolanach gdy jedliśmy truskawki.

- Skąd wiedziałeś, żeby przygotować truskawki w czekoladzie? - spytałam.

- Hmm, jaka dama nie lubi truskawek z czekoladzie?

- Pewnie dużo tego doświadczyłeś, hm? - powiedziałam z zazdrością.

- Może - zaśmiał się cicho.

Uderzyłam go lekko.

- Ałć, tylko żartuję - złapał mnie za ręce i pocałował je - Cieszę się, że w końcu możemy z tego żartować. - powiedział poważnie.

- Kto powiedział, że żartuję?

Dalej trzymał ciasno moje dłonie całując je.

- Proszę, wybacz mi mojego brata bliźniaka idiotę, przez jego aroganckie zachowanie wypadam źle. Przysięgam, że nie jestem taki sam - żarcik go nie opuszczał.

Zaśmiałam się. Zdecydowałam pociągnąć grę.

- Oh naprawdę? Więc zgaduje, że jest słodszy.

Ethan podniósł się z moich kolan.

- Więc od zawsze myślałaś, że jestem słodki.

- Nie powiedziałam tego - szybko zaprzeczyłam.

- Ale to zrobiłaś...

- Nie.

- Tak.

- Nie.

Spojrzał na mnie podejrzliwie więc szybko odwróciłam wzrok.

- Ja, zawsze myślałem, że jesteś słodka- powiedział.

Spojrzałam z powrotem na niego.

Mogę cię o coś spytać? - poczułam jak lekko się denerwuję gdy to powiedziałam.

- Hmm?

- Tego dnia, kiedy mnie uratowałeś...

- Mhm.

- Powiedziałeś, że to zaplanowałeś, co miałeś przez to na myśli?

Wziął głęboki wdech.

- J-ja, widziałem cię sporo razy w szkole. Obserwowałem cię... - powiedział.

- Obserwowałeś mnie? - spytałam zaskoczona.

- Nie jak jakiś chory prześladowca czy coś, ale...

Słuchałam go uważnie.

Zaśmiał się nerwowo - Wow, dotarliśmy do tego momentu... to się nazywa wyznawanie prawdy?

Złapałam go za rękę by dodać otuchy.

Spojrzał w dół splatając nasze palce i zaczął mówić - Byłaś inna. Nie jak w tym zmierzchowym gównie, ale inna. Nie udawałaś tak jak wszyscy. Byłaś po prostu sobą. Nie obchodziło cię to, że ktoś cię nie lubi. Było ci dobrze samej. Innie ludzie zakładają maski by być lubianym i popularnym. Chciałem być jak ty. Chciałem czuć się dobrze z tym, że za mną nie przepadają. Żyć w świecie w którym nie muszę udawać. Tego wieczoru wracałem wkurzony z treningu i cię ujrzałem. Wtedy, cóż, zostałaś zaatakowana więc musiałem cię uratować. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem cię z bliska, była taka... piękna. Chciałem dostać się do ciebie bliżej, ale nie wiedziałem gdzie zacząć. Jedyne o czym pomyślałem to udawanie dupka by być blisko ciebie. Dlatego byłem takim matołem i cię o to spytałem. Lubiłem cię. Nawet bardzo. Nie sądziłem, że się zgodzisz, ale się stało i uzależniłem się...od ciebie. Nigdy nie chciałem cie zranić - jego spojrzenie było szczere. Po tych wszystkich miesiącach, w końcu dowiedziałam się prawdy. Początek czegoś nowego. Nas.

Patrzyłam na niego w szoku.

Spojrzał gdzie indziej i zaśmiał się nerwowo - Powiedz coś, stresujesz mnie.

Po prostu się uśmiechnęłam i odwróciłam jego twarz w swoją stronę. Pocałowałam jego usta, policzki, powieki, czoło i znowu usta.

- Cieszę się, że to byłeś ty tamtego dnia - szepnęłam.

- Zrobiłbym to jeszcze raz, gdybym musiał.

Oparłam czoło o jego. Wróciłam myślami do tego jak ojciec Ethana przyszedł do mnie i powiedział, żebym z nim zerwała. Biłam się sama ze sobą, czyn mu powiedzieć, czy nie. Chciałam mu powiedzieć, ale część mnie nie chciała pogarszać sytuacji.

- Ethan...

- Hmm?

- Zawsze marzyłeś o tym by zostać graczem baseballa, prawda?

- Tak, skąd to nagłe pytanie? - spojrzał na mnie pytająco.

- Nieważne. Upewnię się, że tak się stanie.

- Co masz na myśli?

Posłałam mu lekki uśmiech i pokręciłam głową.

Pocałowałam go i spowodowałam, że zapomniał o moich słowach. Było praktycznie idealnie teraz. Przez te następne kilka tygodni, chcę utrzymać ten status.

_______________________________
Do końca książki pozostały 4 rozdziały 😿

Ogółem wybaczcie mi, ze tak rzadko ostatnio sa rozdziały ale No trochę mam na głowie. Musicie uzbroić się w cierpliwość, ale mam nadzieję, że pozostaniecie do końca?

Rozdział miał być we wtorek ale chyba był jakiś problem z wattpadem i usunęło mi cały przetłumaczony rozdział więc... lekko się wkurzyłam.

A TAK W OGÓLE!! To dziękuje za ponad pół miliona wyświetleń! Jesteście wielcy 😍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top